– Jezu! – jęknęła Emma. – Jak oni zdołali to wszystko zbudować w tamtych czasach?
– Mury zapadające się w ziemię były specjalnością naszych przodków – odparła Unni krótko. – Spotkaliśmy ich już masę. Tylko że ten różni się wyraźnie od pozostałych, jest znacznie większy. Musiał z nimi być jakiś techniczny geniusz. Plus Urraca. Ona chyba maczała w tym więcej niż jeden palec.
– Ja powinnam była być z wami – powiedziała Emmą.
– W naszej grupie nie ma dla ciebie miejsca – uciął Antonio. – Nigdy nie byłaś jedną z nas. Czy możemy teraz popatrzeć bez niepotrzebnego gadania?
Coś się ukazało po obu stronach naciekowej ściany pośrodku. Zdumieni, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje, obserwowali, jak dwa identyczne przedmioty wyłaniają się wolniutko.
– Sarkofagi? – wykrzyknęła Sissi zaskoczona.
– Rozdzieleni nawet po śmierci – przypomniała Unni ze smutkiem. – To są królewskie dzieci.
– A, no tak – potwierdziła Juana. – Więc to tutaj spoczywają?
Unni skuliła się zdjęta dreszczem.
– Ale nie czują się tu dobrze.
– Oczywiście, że nie, są przecież rozdzieleni.
– Jest jeszcze jakaś inna przyczyna. Grotę przenika lodowaty wiatr. Jakby tam w środku znajdował się jakiś otwór.
– Może brama?
Umilkli. Nikt już nic więcej nie mówił, bo tymczasem mur zniknął całkiem.
Nagle wszyscy zaczęli z trudem łapać powietrze. Bo oto stanęli przed nimi następcy tronu, owe wybrane królewskie dzieci stały przy sarkofagach, każde po swojej stronie naciekowej ściany. Tak samo fantastycznie urodziwi, jak Unni zapamiętała ich ze swoich wizji. Mała Elvira z perłami wplecionymi we włosy, z wysoką kryzą zasłaniającą szyję i w ciasno zasznurowanym staniku. Książę Rodriguez w jedwabiach i aksamitach, w typowych dla swojego czasu bufiastych spodniach i bufiastych rękawach z rozcięciami, z kędzierzawymi, czarnymi włosami ostrzyżonymi na pazia.
Biła z obojga niezwykła słodycz, byli tacy młodzi, tacy strasznie bezradni i zarazem dostojni, że cala grupa mimo woli pozdrowiła ich z wielkim szacunkiem. Wszyscy z wyjątkiem Emmy.
– Co oni, do cholery, tutaj robią? To przecież upiory!
– Nie, to nie są upiory – poprawiła ją Unni. – To duchy, zabłąkane dusze, które nie znalazły spokoju.
– No ale przecież takie dusze to właśnie upiory. Nikt nie miał zamiaru jej tłumaczyć. Była zbyt gruboskórna, by pojąć takie niuanse.
Jordi uprzejmym gestem poprosił królewskie dzieci, by wyszły na środek, gdzie nie ma już ściany, i spotkały się. Oboje jednak z wielkim smutkiem potrząsnęli głowami.
– Oni nie mogą tego zrobić – oznajmił jakiś głos z tyłu i wszyscy odwrócili się jak na komendę.
– Rycerze! – wykrzyknął Jordi zdumiony. – I potraficie mówić!
Don Federico uśmiechnął się.
– Umiemy, owszem, i to dzięki wam.
Rycerze wyglądali na zadowolonych, ale uśmiechali się z jakimś smutkiem. Wciąż mieli na sobie swoje czarne peleryny, ale kaptury zdjęli z głów. Wyglądali chyba tak, jak musieli wyglądać w swoich najlepszych czasach.
– Ale ja nie rozumiem – jąkał Jordi. – Co myśmy takiego zrobili?
– Nie domyślacie się? A dlaczego waszym zdaniem rozpadł się mur Wamby i mogliście odsłonić ten wewnętrzny z zagłębieniem dla ostatniego gryfa?
– Myśleliśmy, że to jego śmierć…
Don Federico potrząsał swoją posiwiałą głową.
– Kunszt Wamby jest silniejszy niż on sam. Jego dzieła go przeżyły. To musiało być coś innego, czego ten zwykły mur nie wytrzymał.
– Co takiego?
– Amor ilimitado solamente. Tylko bezgraniczna miłość.
– Wciąż nie rozumiem.
Płomienie na paleniskach chwiały się niepewnie, ogień zaczynał dogasać. Uśmiech don Federica był niezwykle ciepły, gdy rycerz powiedział:
– Jaka miłość może być większa od waszej? Unni mogła uniknąć tortur i strasznej śmierci, wystarczyło, żeby powiedziała, gdzie jest Jordi. Ona jednak tego nie uczyniła. A ty, Jordi, wiedziałeś, że czeka cię śmierć, jeśli tu wrócisz. Mimo to przyszedłeś, bo twoja ukochana znalazła się w niebezpieczeństwie. Dlatego mur runął i nasz znak ukazał się w świetle dnia. Ten znak, który Wamba chciał ukryć. Bo przecież on współpracował z nędznymi sługami inkwizycji. Znak oraz słowa: Amor ilimitado solamente, zabiły ostatnich katów, dzięki czemu skończyła się również nasza udręka. Staliśmy się widzialni, zostaliśmy uzdrowieni, odzyskaliśmy zdolność mowy. Najserdeczniej wam za to dziękujemy.
Pięciu rycerzy z głębokim respektem pochyliło głowy.
– A konie? – spytała Unni, miłośniczka zwierząt.
– Oczekują na zewnątrz. Mam nadzieję, że ów śpiący młody mężczyzna nie obudzi się tymczasem i nie przestraszy.
– Ale wy chyba nie jesteście żywymi ludźmi? – wyrwało się Emmie.
Rycerze odwrócili od niej swoje prastare twarze. Głos don Federica brzmiał ostro:
– Co robi tutaj ta pospolita kobieta?
– Musieliśmy ją uratować przed Wambą – odparł Jord: Don Federico skrzywił się z obrzydzeniem.
– Wasza dobroć was któregoś dnia zgubi. Trzeba się jej pozbyć. Ona nie zasługuje, by ją oszczędzać. Nie, my nie jesteśmy żywymi istotami, ale z nadzieją oczekujemy dnia, gdy będziemy mogli wyjść na spotkanie godnej śmierci. Może Bóg da, że to się stanie już niedługo.
Emma otworzyła usta, by zadać kolejne pytania, ale don Federico odwrócił się od niej bez słowa i Emma została z tymi otwartymi ustami.
Rycerz zaś mówił dalej, zwracając się do Jordiego i jego przyjaciół:
– Tak więc ukazał się wewnętrzny mur i teraz spokojnie możecie pokonać ostatnią przeszkodę.
Jordi spojrzał w głąb groty, gdzie panowały ciemności.
– Czy to naprawdę jest ostatnia przeszkoda?
– Nie – przyznał don Federico. – Ale ostatnia, którą pomoże wam otworzyć gryf. Teraz pozostaje tylko pytanie, czy wasza miłość jest wystarczająco silna, by unicestwić największe osiągnięcie Wamby, czyli mur między sarkofagami.
Sissi przerwała mu:
– Ależ to naturalna ściana naciekowa!
– Zwyczajne mydlenie oczu. To Wamba wzniósł ten mur dzięki swojej czarodziejskiej sile i zrobił to tak, by nikt nie był w stanie go rozbić.
– Myślę, że on był większym czarownikiem, niż myśmy sobie wyobrażali – rzekł Antonio w zamyśleniu.
Don Federico z powagą skinął głową.
– Chyba największym, jaki kiedykolwiek żył. Juana powiedziała:
– Istniał taki wizygocki król, który nazywał się Wamba. Ale to chyba nie on?
– Nie, tamten król żył w siódmym wieku, a aż taki stary Wamba nie był, choć i on przeżył swoje. Należał wprawdzie do potomków tamtego wizygockiego króla, ale sam nic królewskiego w sobie nie miał.
– A czy był także potomkiem Agili?
To pytała Unni, don Federico spojrzał jej przenikliwie w oczy.
– Owszem. Agila żył w jeszcze bardziej odległych czasach. Ale skoro już o tym mówimy, to wiedzcie, że zarówno don Galindo, don Garcia, i ja także jesteśmy potomkami Wizygotów. Oni się potem połączyli z królewskim rodem Asturii, który bardzo się rozgałęział. Aż do naszych czasów – zakończył z niepewnym uśmiechem.
– Ale jaką rolę odgrywa ów Agila? Dlaczego on ma tutaj swój megalit?
Twarze rycerzy okrywał mrok.
– Porozmawiamy o Agili później. Czy najpierw możemy dostać tu więcej światła?
Wielu wybiegło na zewnątrz, by się tym zająć. Trwało to dosyć długo, ale potem fascynujące formacje lodowe na nowo rozbłysły w blasku, w tej grocie, która prawdopodobnie byłaby wielkim odkryciem dla geologów i turystów, a która jednak ze względu na swoje po -; łożenie pozostawała niedostępna. No i dobrze. Bo wielu ludzi czuło się nie najlepiej w jej atmosferze.