– Teraz zostaniecie tutaj, a ja wyjdę z częścią tego, co należy do mnie. Zabieram też królewskie łańcuchy, żebyście ich nie opieczętowali.
– A jak zamierzasz stąd wyjść?
– Mój niewolnik, którego wydostałam z Ciemności, wyniesie mnie. Chodź, Miguel. I weź tyle skarbów, ile tylko zdołasz. Tylko pamiętaj, że one należą do mnie! Zresztą tam u siebie, w ciemnej otchłani, i tak byś nie widział, jak się mienią drogie kamienie. No, chodź już!
Miguel nie ruszył się z miejsca. Jego twarz była całkowicie pozbawiona wyrazu.
I Emma nie miała czasu patrzeć, czy demon idzie za nią czy nie, taka była pewna swojej władzy nad mężi czyznami i taka podniecona. Pochyliła się, by podnieść z ziemi złote łańcuchy.
– Spójrz w górę! – zawołał ktoś z grupy.
Złoty ptak kiwnął się mocno, kiedy Emma oparła się o krawędź metalowej płyty. Złota figura gwałtownie pochyliła się wprzód. Emma, rzecz jasna, nie zrozumiała ostrzeżenia i spiczasty dziób ptaka dźgnął ją z całej siły w kark. Wpadła do otworu i skonała niemal natychmiast pośród wszystkich wspaniałych kosztowności.
35
Śmierć Emmy oznaczała przerwę w pracy. Królewskie dzieci i rycerze zniknęli na czas, kiedy żywi będą się zajmować zwłokami Emmy, odmawiać za nią modlitwy. To ostatnie wzięła na siebie Juana i czyniła to ze szczerym sercem, ale ze znacznej odległości, przekonana widocznie, że siły niebieskie usłyszą jej prośby i tak. Inni przygotowali prowizoryczne miejsce spoczynku.
Unni miała tego dość. Wciąż kręcimy się wokół zwłok, myślała, i nie była w stanie już w tym uczestniczyć. Siedziała w kącie, pusta w środku, śmiertelnie zmęczona i głodna. Wiedziała, że inni czują się tak samo źle, nie miała jednak siły się podnieść ani w ogóle poruszyć. Całkiem straciła wszelki zapał.
Unni słyszała, jak Antonio mówi, że po wszystkim będą musieli wezwać władze i ekipy ratunkowe, żeby zmarli znaleźli się w normalnych grobach, a skarb trafił we właściwe ręce. Widziała, że Sissi jest ranna, widocznie skaleczyła sobie rękę o ostrą krawędź kamienia, widziała, że Miguel opatruje ranę ukochanej. Widziała czułość w jego zachowaniu, głaskał ją po policzku, w twarzach obojga można było wyczytać miłość i żal, Unni musiała raz po raz ocierać oczy, bo wzrok jej się rozmazywał.
Ceremonie dobiegły końca. Jordi przyniósł ukochanej wody i mały kawałek czekolady. Inni też dostali czekoladę i wody do picia. Miguel oddał swoją porcję Sissi, a ona była taka głodna, że odmówiła tylko dwa razy, zanim przyjęła.
Widocznie demony nie potrzebują aż tyle jedzenia. Unni nie umiała sobie przypomnieć, ile Miguel jadał dotychczas.
W końcu byli gotowi do podjęcia dalszych działań. Ze względu na kończące się zapasy żywności nie mogli sobie pozwolić na sen, musieli zakończyć wszystko tej nocy.
Trudno było wrócić do wcześniejszego rytmu pracy. Niemal zapomnieli, w którym miejscu została ona przerwana.
Skarby zostawili na razie na boku. Ich wielkim zadaniem, przynajmniej teraz, było usunięcie muru Wamby, oddzielającego oba sarkofagi.
– Mission impossible – powiedział Morten, było to jedno z jego ulubionych powiedzonek. Chociaż tym razem to zadanie jest rzeczywiście niemożliwe, wszyscy się co do tego zgadzali.
Na szczęście mała dońa Elvira wskazała im dalszą drogę: cztery kamienie i kamienny blat. Położyli jeden kamień na miejscu i otworzyli komorę skarbca. Czy powinni zdobyć się na odwagę ruszenia kolejnego kamienia?
Będą musieli.
Wszyscy wstrzymali dech, kiedy Jordi trzymał kamień nad właściwym dlań miejscem. Przez chwilę wahał się, czy go położyć. Z półmroku znowu wyłonili się rycerze, tak samo spięci jak ludzie. A mała Elvira znowu stała w dawnej pozycji i wciąż miała tak samo przerażone oczy.
– No! – Jordi położył kamień.
Usłyszeli hałas. Pochodził z tamtej strony kurtyny, jak to Unni całkiem bez szacunku nazywała.
– Pójdę tam popatrzeć – zaproponowała.
Pobiegła przed siebie, mijając po drodze don Rodrigueza, który stał sam po swojej stronie.
– Hej, Roddy! – pozdrowiła go w biegu. Była teraz w lepszym nastroju. Wszystko się w końcu jakoś układało, więc czym się tu martwić?
Przystanęła.
– Oj!
Najczęściej używane przez Unni słowo.
– Nie, nic, tylko kolejna skrzynia ze skarbami! – zawołała do przyjaciół. – Ech, zaczynam już być tym zblazowana. Ale poważnie mówiąc, to przyjdźcie i zobaczcie, bo warto! Jest tu więcej poszukiwanych kosztowności.
Przyszli wszyscy z wyjątkiem doñi Elviry.
– To jest dar Kantabrii – stwierdził don Garcia wzruszony. – Jak dobrze widzieć go znowu!
Poprosił Antonia o podniesienie wielkiego i ciężkiego, symbolicznego klucza. Czyste złoto. Klucz do miasta Santillama del Mar.
– Wspaniały – szepnęła Unni i zwykle dość surowy don Garcia rozjaśnił się.
– Teraz brakuje tylko daru Nawarry – powiedział don Ramiro. – I Vasconii. Ale ich tutaj nie ma.
– No właśnie, gdzie jest dar Nawarry? – spytała Sissi.
– Nikt tego nie wie. – W głosie don Ramira było wzruszenie. – Wy też nie wiecie? Czy późniejsza historia nie zna opowieści o ślubnej sukni księżniczki Ermesindy? Otóż miała ona wyjść za mąż za pewnego francuskiego księcia i jej ojciec, jeden z naszych następców tronu – nie chciałbym wspominać jego imienia, bo to nieprzyjemna sprawa – no więc chciał on zrobić wielkie wrażenie na wszystkich dostojnych gościach, którzy przybyli na wesele do rodzinnego miasta księżniczki. Zamówił suknię ślubną, która miała rzucić na kolana wszystkich, wzbudzić w nich zdumienie i podziw, a także zazdrość – uśmiechał się don Ramiro cierpko. – Suknia miała być uszyta z grubego surowego jedwabiu i wysadzana klejnotami tak, by nie można było jej dotknąć, nie trafiając na perły, złoto lub drogie kamienie. W konsekwencji jednak suknia okazała się taka ciężka, że księżniczka nie mogła się w niej wyprostować, kiedy ją na siebie włożyła. Nogi nie chciały jej nieść. W popłochu więc odszukano ślubną suknię jej matki, a to wysadzane skarbami dziwactwo schowano jako kosztowność do skarbca. Przeleżała tam wiele lat, aż do czasu, gdy Nawarra złożyła ją w darze na rzecz przygotowywanego powstania.
– W takim razie musi być tu gdzieś w grocie – powiedziała Sissi. – I to my mamy jej szukać, a nie wy, o ile dobrze zrozumiałam.
– Oczywiście, że możemy poszukać sukni – zgodził się Jordi. – I daru Vasconii też. Wracajmy zatem do kamiennej zagadki.
Minęli dwoje młodych, którzy prawdopodobnie nie mogli się ani ruszyć z miejsca, ani rozmawiać. Tylko w ich Oczach było życie. Dona Elvira wciąż miała taki przerażony wzrok.
Zrobimy wszystko, co możliwe, zapewniała ją Unni w myślach. O, żebym ja tak mogła się znaleźć w domu, rozwiązywać w łóżku krzyżówki, oglądać z Jordim telewizję. Żyć normalnym życiem.
Kochali się potajemnie w tamtym starym kościele. Na ogól jednak niewiele się zdarzało takich prywatnych chwil. Unni strasznie tęskniła za spokojem, za domem.
Nie, tak nie można. Co się stało z twoim pragnieniem przygód, Unni?
Niestety, są granice tego, co możemy od życia przyjąć.
Z drżeniem rozejrzała się dookoła. Katów nie było już na świecie, a mimo to odczuwała bardzo nieprzyjemny lęk. Musiało być tutaj coś, czego absolutnie być nie powinno. Pod pięknymi sklepieniami czaiło się jakieś zło, jakiś wielki, rozproszony lęk, czyjś ciężki oddech wróżący grozę i śmierć.
Jeszcze nie dotarli do najstraszniejszego zagrożenia.
Unni rzuciła niespokojne spojrzenie w stronę Miguela. Chodź, Jordi, uciekajmy stąd, pomyślała, choć wiedziała, że akurat tego zrobić nie mogą. Jeśli chcą uratować ostatnich potomków rycerzy, to muszą tutaj zostać i pracować dalej.