A potem Tabris będzie mógł nas wszystkich zabić? Jaki sens i jaki pożytek ma wyniknąć z tego akurat zadania? W porządku, dzieci królewskie i rycerze nie będą musieli przez całą wieczność pozostać upiorami. Ale czy dlatego trzeba złożyć ofiarę tak wielu młodych ludzi?
Nie, teraz znowu jej myśli krążą wokół najbardziej niezrozumiałej części ich zadania. Nie wolno tego robić.
Zebrała w sobie całą odwagę i nadzieję, wolno powlokła się za przyjaciółmi.
36
Trzeci kamień został położony na miejsce.
Mur Wamby jednak nadal ani drgnął.
Natomiast gdzieś daleko, bliżej wejścia do groty, zadudniło. Coś jakby się przedzierało, wybijało jeden kamień za drugim ze zgrzytem, od którego słuchających przenikał dreszcz, działało im to na nerwy, wywoływało ból zębów.
– Rany boskie, co to znowu? – zawołała Sissi.
– To arka! – wykrzyknął Antonio. – Czyżby się przesuwała?
– Nie, to wieko się rozsuwa – raportował Miguel, który dobiegł pierwszy na miejsce.
– Ale przecież tam nie było żadnego wieka.
– Nie było widocznego wieka.
– Znowu Urraca – mruknął Antonio. – Chyba za wiele tutaj tych czarów.
– Więcej niż przypuszczasz – rzekł jego przodek, don Ramiro, bardzo cicho. Antonio skulił się. Unni nie była jedyną osobą, która najbardziej ze wszystkiego pragnęła wydostać się z tego miejsca. Właściwie każde z nich miało jakieś swoje ponure przeczucia.
– Chodźcie, chłopcy – powiedział Jordi. – Podniesiemy wieko, to szybciej pójdzie.
Pomagali wszyscy mężczyźni. Wieko z wapienia z lekko zwietrzałą górną powierzchnią było ciężkie, zdołali jednak położyć je ziemi tuż koło arki i nie zmiażdżyć sobie palców ani u nóg, ani u rąk.
Unni nie chciała patrzeć na wieko. Leżała na nim, kiedy obrzydliwi kaci inkwizycji wyjmowali swoje narzędzia tortur… lepiej zajrzeć do wnętrza arki, czy też ołtarza, nikt nie wiedział do końca, z czym mają do czynienia.
Jeszcze jeden skarb. Nie taki wielki jak poprzedni, imponujące jednak, co ci ludzie potrafili zebrać. Tu znajdowały się królewskie korony Yasconii wysadzane szafirami, te, które miały być włożone na głowy młodej pary. Wszyscy patrzyli pełni podziwu, don Sebastian cieszył się.
– W takim razie pozostaje nam tylko;dar Nawarry, czyli wymyślna suknia ślubna – powiedział Morten. Wbiegł pospiesznie w głąb groty. – Tu w środku musi być jeszcze jeden skarbiec – zapewniał.
– Nie! Zaczekaj! – wołali jedno przez drugie, ale zaraz potem usłyszeli głos Mortena:
– Owszem, chodźcie i zobaczcie sami!
Musiał wysłuchać wielu gniewnych wymówek i od rycerzy, i od reszty grupy. Czy chce skończyć w jakiejś pułapce, jak hrabia? Mimo wszystko podeszli do najdalszego kąta groty.
To mi się nie podoba, pomyślała Unni. To stąd ciągnie takie okropne zimno. I jak tu ciemno!
Niektórzy byli na tyle przewidujący, by wziąć ze sobą pochodnie, i ci widzieli teraz lepiej. Rycerze szli milczący najwyraźniej niechętnie patrzyli na to, co młodzi robili. Morten natomiast wykazywał wielkie ożywienie. Prób wał szukać czegoś w rodzaju pokrywy, ale bez rezultatu;
– A to co znowu? – spytała Juana.
– Chyba jakaś skrzynia – odparł Jordi bez emocji. Tym razem jednak nie była to skrzynia ze skarbem, najwyraźniej natrafili na. trumnę. Z wapienia. Bardzo zwietrzałego.
Nagle z pokrywy trumny potoczyły się strumieniem tysiące wielkich i mniejszych szlachetnych kamieni oraz pereł. Sypały się niczym groch na podłogę.
– Dobry Boże! – jęknął Morten, który uruchomił tę lawinę.
– Moim zdaniem tutaj macie swój dar, don Ramiro – powiedziała Unni z przekąsem. – Owa wspaniała suknia ślubna musiała zostać użyta jako piękna narzuta na trumnę.
– No a jedwab, rzecz jasna, zbutwiał przez tyle czasu – wtrąciła Sissi.
– Ale kogo tu pochowano? – zastanawiał się Morten.
– Myślę, że Tommy, który został na zewnątrz, mógłby nam odpowiedzieć na to pytanie – rzekł Jordi – Nie czujecie, jak tu wieje? Przeciąg idzie właśnie z tej trumny w najdalszym kącie groty. Pamiętacie, co zdaniem Tommy’ego mówił do niego wielki kamień? Ja jestem brama. Oddaj mi spokój!
– Chcesz powiedzieć… Że to król Agila spoczywa w tej trumnie? – spytała Juana.
– Co wy na to, szlachetni rycerze? – zwrócił się Jordi do towarzyszących im przodków.
– Tak, tak właśnie jest – potwierdził don Federico z westchnieniem. – Kiedyśmy tutaj przybyli, na zewnątrz był tylko ten wielki kamień. Postanowiliśmy pochować naszych ukochanych tutaj, we wnętrzu groty, razem ze skarbami, dla których to mogła być najlepsza kryjówka. Najpierw jednak nie zauważyliśmy, że tu już jest jakiś grób. I o mało nie doszło do katastrofy, ale dona Urraca jej na szczęście zapobiegła.
– Jakiego rodzaju katastrofy? – spytał Morten. Don Federico westchnął jeszcze raz. Ciężko.
– Lepiej dla was byłoby nie wiedzieć.
– Ach, więc to jest ta wasza tajemnica! – zawołał Jordi. – To jest wasze przekleństwo!
– Tak. Zaklęcia Wamby to nic w porównaniu z tym.
– To naprawdę było aż takie zło? Pochować dwoje dzieci w pobliżu grobu Agili? I wystawić na zewnątrz dwa kamienie nagrobne?
– Nie, nie dlatego. Nie to było przyczyną. Trumna Agili stała tutaj od początku. Myśmy ją przesunęli, a tego właśnie nie powinniśmy byli robić. Teraz nic więcej powiedzieć nie możemy. Powinniście stąd wyjść jak najprędzej. Natychmiast jak tylko wypełnicie zadanie.
Unni zwróciła uwagę na to, że Miguel przysłuchuje się rozmowie z wielkim zainteresowaniem. Był teraz zupełnie inny niż zwykle. Dzikie spojrzenie, pełne napięcia ruchy, rozgorączkowany. Ów dziwny ciąg powietrza najwyraźniej wprawiał go w niepokój. Robił wrażenie ściganego, jakby się bał… nie, to nie strach. Podniecenie. Wzburzenie…
Unni wiedziała, że on chce ich zabić, kiedy już będzie po wszystkim. Jordi traktował tę sprawę zbyt lekkomyślnie. Uważał, że jak przyjdzie co do czego, to jakimś sposobem uda się uniknąć nieszczęścia. Ale Unni zaczęła się teraz bać. Przedtem ona też nie zastanawiała się przesadnie nad zadaniem Tabrisa. Zresztą nikt ni chciał tego rozpamiętywać, więc chętnie odsuwali o siebie każdą myśl.
Teraz Unni przyszło do głowy, że Miguel jest tak dobry dla Sissi właśnie dlatego, że wie, co ją czeka. A ż tkwi w nim zło, w to nie wątpiła. I nie miała też złudzeń, że jest on stanowczo zdecydowany przeprowadzić likwidację, jeśli tak można to nazwać.
Uff, co za okropne słowo!
Poczuła lekkie mdłości ze strachu. Próbowała nabrać do tego równie lekceważącego stosunku jak Jordi, ale nie potrafiła.
– Wyjdźmy stąd – poprosił don Galindo nerwowo. – Stary król Wizygotów chciałby spoczywać w spokoju.
Więcej niż chętnie wycofali się do stołu z czterema kamieniami.
Co stanie się tym razem? Odnaleźli już wszystkie z pięciu wielkich skarbów: Święte Serce Galicii, Złotego Ptaka z Ofir, klucz Kantabrii, królewskie korony i to, co zostało ze ślubnej sukni.
Teraz musi przyjść kolej na zaczarowany mur Wamby. Czy nareszcie ustąpi?
– Ostatni kamień – powiedział Jordi i uniósł go w górę. Kobieca dłoń spoczęła na jego ręce. Obok stała Urraca.
– Nie kładź tego kamienia na miejsce – ostrzegła. – Wzór nie powinien być kompletny.
37
– Urraca! Nie! – zawołali chórem. – Nie możesz tu wchodzić, to zbyt niebezpieczne!
Krzyczeli jedno przez drugie. Ostrzeżenia, zarówno ze strony rycerzy, jak i młodych współczesnych ludzi, sypały się niczym grad na czarownicę o surowych, ale pięknych oczach.