– Nie mogłam im przecież pozwolić, by wszystko zniszczyli – odpowiedziała Urraca ze smutnym uśmiechem.
Miguel zniknął i zaraz na jego miejsce pojawił się olbrzymi Tabris.
– Tabris, nie, nie rób tego! – krzyknęła Sissi. – Jesteś przecież duchem wolnej woli!
– Właśnie. I nie próbuj mnie do niczego zmuszać!
– Chcę tylko, żebyś się zastanowił – prosiła, ale on jej nie słuchał. Gdy próbowała go odciągnąć, odepchnął ją od siebie z całej siły. Jego uwaga skoncentrowana była wyłącznie na Urrace, wykonywał jakieś ruchy, jakby wokół niej tańczył, i mamrotał coś przy tym pod nosem.
Wszyscy widzieli, że czarownica robi się… nie przezroczysta, ale wygląda, jakby przesłaniała ją woda albo szkło, albo może rozedrgane powietrze. Jordi rozpoznawał ten stan, wiedział, jak ona teraz widzi otaczający ją świat. Widzi go mianowicie tak jak on, tyle że on przystosował się do tej akwaryjnej próżni, jak to nazy, wał, i teraz widział już prawie normalnie. Z początku jednak było mu bardzo trudno.
Juana zaczęła płakać i nie trzeba było długo czekać, a Unni poszła w jej ślady. To niesprawiedliwe. Owa dobra i szlachetna Urraca, która tak bardzo stara się im pomagać, musi być wystawiona na takie straszne traktowanie.
Antonio ukrył twarz w dłoniach, nie był już w stanie na to patrzeć. Nic dziwnego, wszyscy cierpieli, byli bowiem bardzo głodni, mieli głęboko podkrążone oczy ze zmęczenia, napięcia i zmagania się z przeciwnościami.
A więc trzeba będzie wziąć na siebie jeszcze i to brzemię.
Czy to się naprawdę nigdy nie skończy? zastanawiała się Unni rozgoryczona. Myślałam, że osiągnęliśmy już granicę bólu, ale najwyraźniej czeka nas o wiele więcej.
Płomienie na jednym z ognisk nieoczekiwanie strzeliły w górę, rysując groteskowe, ale piękne wzory na ścianach i suficie, odzwierciedlające lodowe formacje w tej strasznej grocie.
Urraca na chwilę przymknęła oczy.
– Teraz jestem całkowicie w mocy demona – poinformowała. – Nie mogę opuścić groty. Będzie to możliwe wyłącznie w chwili, kiedy on zabierze mnie ze sobą do ciemnej otchłani.
Sissi z wściekłości i rozczarowania rzuciła się na Tabrisa i zaczęła okładać go pięściami.
– Dlaczego to zrobiłeś? Ja ci tak wierzyłam!
Że też ona ma odwagę, pomyślała Unni. Tabris nigdy nie wyglądał straszniej niż w tej chwili. Otaczała go zielonkawa, fosforyzująca poświata, oczy płonęły dzikim triumfem, a w otwierających się w pełnym zadowolenia uśmiechu ustach połyskiwały kły. Cała twarz była przerażająco paskudna, a zarazem w niepojęty sposób fascynująca. Rogi znajdowały się na miejscu, podobnie szpony, które wbijały się coraz głębiej w ramiona Urraki. Na szczęście ubranie, czarny T – shirt i spodnie, powiększyło się razem z nim, ale nad ogonem nie miał kontroli, wydostał mu się przez pęknięty szew spodni na zewnątrz i trzaskał w powietrzu niczym bicz, tak że zgromadzeni musieli odskakiwać na boki.
W końcu skrzydła też się rozpostarły. Akurat tej sztuczki Unni nigdy nie była w stanie pojąć, ale teraz dostrzegła, że w koszulce demona są pęknięcia, przez które mogły się wydostać czubki skrzydeł, po czym już cała reszta wyłoniła się bez przeszkód.
Nie zawsze przemiana człowieka w demona dokonywała się tak prosto. Ogon Tabris pokazywał rzadko albo wcale, ale teraz najwyraźniej machnął ręką na wszelkie ograniczenia.
Przez krótką chwilę Unni patrzyła mu w oczy i naprawdę się przestraszyła. To, co tam wyczytała, wolałaby jak najszybciej zapomnieć.
Jordi zdawał się tracić swoje niezłomne przekonanie, że wszystko skończy się dobrze. Wszyscy byli zbici z tropu tym, co się stało, i rycerze, i przyjaciele Unni.
W końcu musieli spojrzeć prawdzie w oczy. Tabris zamierzał wprowadzić w czyn swoje pogróżki. Rozpacz Sissi do niego nie docierała.
Tylko Urraca zachowywała spokój.
– Dobrze, droga na dół nie jest długa – rzekła do swojego strażnika.
W oczach Tabrisa pokazały się niebezpieczne błyski.
– Nie, Urraco!. – zaprotestował don Federico przejęty. – Tak nie wolno ci myśleć!
Unni wpadła w złość. Mała, dzielna Juana stała w objęciach Mortena, tego Mortena, który wytrzymał przez cały czas, choć wszyscy wiedzieli, że nie należy do najsilniejszych. Oboje spoglądali teraz z dziecinnym lękiem i rozpaczą na Tabrisa. Jordi, który dla wszystkich chciał dobrze, trzymał Unni za rękę, by dodać jej siły i odwagi. Antonio, ofiarny i honorowy Antonio, stał sam. Podobnie jak Sissi, porażona i przygnieciona nieszczęściem.
Unni była coraz bardziej wściekła. A zawsze w takich sytuacjach zaczynały jej z oczu płynąć łzy. Teraz też. Zdradzieckie łzy, ale Unrii należała do istot, których uroda rozkwita w gniewie.
– No teraz nareszcie zrobimy koniec z tymi wszystkimi strachami i tajemnicami! – wykrzyknęła, zwracając się do rycerzy. – Ta zabawa w ciuciubabkę przestała być śmieszna. Nieustannie stawiacie nam do rozwiązania coraz trudniejsze zagadki, a my próbujemy je rozwiązywać najlepiej jak potrafimy. Ja wiem, że wam nie wolno nic powiedzieć, że my sami musimy wszystko wyjaśnić, bo w przeciwnym razie to będzie nieważne, ale przecież nie może tak być, że przez cały czas, kiedy uważamy, że coś zrozumieliśmy, wyrastają przed nami nowe trudności!
Don Federico uniósł w górę swoją pokrytą żyłami, starczą dłoń, by powstrzymać ten potok słów, który dziewczyna wyrzucała z siebie na pół z płaczem.
– Rozumiem waszą frustrację, ale ty się mylisz, dzielna panienko. To nie jest nic nowego, to jest samo jądro. I ponieważ dotarliście tak daleko, to sądzę, że macie prawo dowiedzieć się, co się wówczas wydarzyło. Mam rację, Urraca?
– Masz – odparła piękna pani z praczasu. – Naprawdę sobie na to zasłużyli.
– Wykonali nieprawdopodobną pracę – zgodził się don Galindo. – Żaden z nas się nie spodziewał, że dojdą tak daleko.
– Ale jeszcze nie skończyli – zastrzegł don Garcia, jak zawsze sceptyczny. – Mur Wamby wciąż stoi i nasi ukochani są rozdzieleni tak jak przedtem. Mimo wszystko pozostaje do wykonania niepospolicie trudne zadanie.
– Wiem o tym – przyznał don Federico, a jego ochrypły glos prawie nie wywołał żadnego echa w kamiennej grocie. – Teraz jednak powinni poznać historię Agili. Nie można jej nazwać baśnią ani legendą, bo nikt prócz nas jej nie zna. A legenda czy baśń to przecież coś, co ludzie przekazują sobie z ust do ust. Tymczasem ta historia przez ludzi została zapomniana dawno temu.
– Nikt prócz; tutaj zebranych nigdy jej nie słyszał – uściślił don Sebastian.
I don Federico zaczął opowiadać swoim niepewnym, starczym głosem. Zanim jednak skończył, w innym miejscu przydarzyło się, że…
38
Na dole w otchłani mistrz szalał do tego stopnia, że wszyscy zmykali lub starali się znaleźć jakąś kryjówkę.
– Wiedziałem, wiedziałem o tym! – ryczał. – To tam zmierzali. Tam, gdzie nikt nie chodzi, świętoszkowaci rycerze zaprowadzili swoich idiotycznych potomków. A nasz tępy Tabris im na to pozwolił!
Najbliższy mistrzowi marszałek dworu demonów starał się udobruchać władcę, bo z szefem, który wpadł w furię, naprawdę nie ma żartów:
– Wasza wysokość, Tabris jednak pojmał Urracę. No i cały czas im towarzyszy, na pewno dojdzie z nimi do celu.
Mistrz prychnął z taką siłą, że jeden z młodszych diabłów wpadł do kąta. Wielki mistrz nie lubił, by go korygowano.
– Zawsze tak jest z demonami z rodu Nuctemeron. Są zbyt słabi.
– Wybraliśmy właśnie Tabrisa dlatego, że z taką łatwością potrafi wejść w świat ludzi, przyjąć ich sposób myślenia – przypomniał marszałek dworu swemu panu. Powiedział „my”, chociaż to mistrz osobiście wskazał na Tabrisa, ale czy teraz warto o tym wspominać? Zwłaszcza gdy mistrz jest w takim humorze? – I to był bardzo rozsądny wybór. Tabris towarzyszył im przez całą drogę. Zarena, demon zemsty, która powinna być silniejsza, zakończyła działalność żałośnie szybko.