Выбрать главу

Twarz mistrza wykrzywił grymas.

– Zarena. To przecież tylko jedna z moich wielbicielek. Jest cholernie powabna* ale właściwie do niczego się nie nadaje. Skazałem ją na domowy areszt. Niech tam sobie posiedzi.

– Inne wysoko postawione demony chciałyby ją stamtąd zabrać.

– Niech się wynoszą do diabła!

Twarz marszałka dworu demonów wydłużyła się niechętnie.

Żeby tak bez szacunku nadużywać imienia pana i władcy! To nie przystoi mistrzowi Ciemności, państwa demonów.

Z drugiej jednak strony rozumiał swego pana. Zamek mistrza, do którego tylko niektórzy słudzy mieli prawo wstępu, znajdował się w niebezpieczeństwie.

Co więcej, w niebezpieczeństwie znalazła się też pozycja samego mistrza.

– Rozstawić straże! – wrzasnął mistrz ze źle skrywaną histerią w głosie. – Wezwać wszystkie demony wojny! Przygotować ciężką broń!

Takiego poruszenia nie było w państwie Ciemności od pięciuset lat. Demony najwyraźniej zostały przestraszone. Najwięcej powodów do obaw miał jednak sam mistrz. Jego przypominające szpony ręce zaczęły się trząść.

39

Don Federico rozpoczął swoją opowieść.

– Było kilka powodów, dla których wybraliśmy to właśnie miejsce. Trzech naszych ludzi pochodziło z tutejszych gór i to oni opowiadali nam o zapomnianej dolinie z kościołem. Wędrowali po górach i znaleźli dolinę przez czysty przypadek. Sami wiecie, jaka trudna jest droga tutaj, zwłaszcza po zejściu wielkiej lawiny kamiennej.

– Tak, tak, wiemy – potwierdzały pomruki z różnych stron.

– Oni powiedzieli nam także, jak należy z doliny dojść tutaj, by znaleźć zamkniętą pośród kamieni łączkę. Uznaliśmy, że miejsce nadaje się do ukrycia skarbów. Kiedy zaś nasi ukochani niedoszli władcy stracili życie w tak haniebny sposób, zdecydowaliśmy się również pochować ich tutaj, gdzie mogliby spoczywać w pokoju. Domyślacie się, że kiedy tu przybyliśmy, na łączce znajdował się tylko ciemny kamień Agili, wtedy jeszcze nie zapadł się tak bardzo w ziemię, więc imię króla było wyraźnie widoczne. Znaliśmy króla Agile. To nie jest postać z baśni, ale rzeczywisty władca. Był mądrym królem i dobrym człowiekiem. Ale, jak z pewnością wiecie, zwykle zło atakuje, a dobro musi ustępować. Król Agila uciekał ze swoimi ludźmi i tutaj umarł. To było jeszcze przed zejściem kamiennej lawiny i przypuszczalnie w tamtych czasach na łączkę wiodła wygodna przełęcz. Poddani wznieśli kamień na jego pamiątkę.

Tak więc nasi ukochani mieli spoczywać w zapomnianej dolinie, w towarzystwie człowieka reprezentującego dobro. Jak Unni wie, Urraca nam towarzyszyła i wspólnie wybraliśmy tę piękną grotę na miejsce pochówku.

Don Federico zamilkł i wziął głęboki oddech. Był stary i zmęczony, nie na wiele starczało mu sił. Ale mówić wciąż potrafił, to był zresztą jego przywilej – przywilej najstarszego i duchowego przywódcy.

– Dopiero na miejscu zorientowaliśmy się, że również Agila został pochowany we wnętrzu groty. Jego sarkofag nieco zagradzał drogę do miejsca, w którym zamierzaliśmy złożyć nasze dzieci, dlatego postanowiliśmy go trochę przesunąć.

Stary znowu milczał dłuższą chwilę. Tabris przez cały czas nad nimi górował, słuchał, czuwał…

W głębi znaleźliśmy tamten odległy kąt i wydało się nam, że można trumnę króla przesunąć pod samą ścianę, z największym szacunkiem, rzecz jasna, mieliśmy przecież do czynienia z władcą, i to dobrym. Tymczasem stwierdzono, że pod ścianą, w wybranym przez nas miejscu, wystaje stercząca skała i poleciliśmy naszym ludziom, by ją ścięli. Tym sposobem dotarliśmy do czegoś niepojętego.

Natrafiono na otwór, który wyraźnie dokądś prowadził. Usłyszeliśmy wycie jak z tysiąca wilczych gardzieli, poczuliśmy wiatr o sile orkanu, który powalił nas na ziemię. Przepełnił nas wszystkich najbardziej lodowaty strach, jaki człowiek może sobie wyobrazić.

Tam w środku coś się działo, ale my, przerażeni, wspólnymi siłami zdołaliśmy przesunąć sarkofag Agili wraz z fundamentem i wszystko razem ustawić przy ścianie. W ten sposób zakryliśmy dziurę. Jordi rzekł zdumiony:

– Więc ten młody chłopak, Tommy, się nie mylił, choć taki jest oszołomiony. Słyszał słowa: Jestem brama. Przywróć mi spokój! To Agila do niego przemawiał.

– Niewątpliwie! Zresztą i my słyszeliśmy coś podobnego, zanim przesunęliśmy sarkofag: Okażcie miłosierdzie! Nie skazujcie mnie na cierpienie! Te słowa ciążyły nam jak niezmierne brzemię winy. W całym naszym ziemskim życiu, i później po śmierci. Przez wieleset lat. To, i to, co stało się z naszymi ukochanymi.

– No ale jak do tego doszło? – spytała Sissi.

– Do groty przybył Wamba, szedł po śladach naszych ludzi. Widział wielkie transporty skarbów, a ponieważ był potwornie chciwy, zjawił się tutaj i oznajmił, że kosztowności należą do niego. My, oczywiście, nie chcieliśmy się zgodzić, Wamba wpadł w furię i żeby nam pokrzyżować szyki, wzniósł ten mur, zanim zdążyliśmy ustawić oba sarkofagi obok siebie. Rozdzielił królewskie dzieci na wieki. Urraca zrobiła, co w jej mocy, by złagodzić jego przekleństwo, ale szkoda już się stała. Urraca była naszą bardzo zdolną pomocnicą, prawdziwym geniuszem technicznym, potrafiła wznieść wysoki mur, który nie pozwalał zajrzeć do miejsca spoczynku naszych dzieci. Zostawiliśmy na murze naszą pieczęć, by trzymać z dala od niego katów inkwizycji.

Dalszą opowieść podjął don Sebastian.

– Mieliśmy zamiar wkrótce tu wrócić. Tymczasem Wamba wzniósł tamten cienki, zewnętrzny mur, który zasłonił nasz znak.

Don Ramiro uśmiechnął się krzywo.

– Najlepsze, co Urraca mogła zrobić, to zmącić mu pamięć tak, by nie potrafił sobie przypomnieć, jak się tu dostać.

Don Sebastian mówił dalej:

– A potem dostaliśmy się do niewoli, byliśmy torturowani, zostaliśmy zamęczeni na śmierć. Wtedy to Wamba i Urraca odbyli swój wielki pojedynek czarowników, w czasie którego on rzucił przekleństwo na nasze rody i zamordował Urracę.

– A kto zamordował Wambę? – spytał Antonio.

– Tego nie wiemy. Ale musiał chyba umrzeć ze starości, był przecież już wtedy potwornie stary.

– Kto poustawiał te wszystkie przeszkody na drodze do groty? Te wszystkie pułapki?

– Urraca i nasi ludzie. Częściowo. Niektóre pułapki zastawione na nas to dzieło Wamby. Na przykład zapadnia i podwójny mur w kościele to jego sprawka.

– Dosyć nieprzyjemne pytanie: kto zamordował waszych ludzi, w wyniku czego nie został nikt, kto mógłby opowiedzieć o skarbie? Czy to wy sami?

– Och, nie! Absolutnie nie! To Wamba, bo chciał zagarnąć cały skarb.

– No i zapomniał, biedak, gdzie skarb jest ukryty – rzekła Unni. – To drań, ale teraz nam wszystkim ulżyło, że to nie wy odebraliście życie tamtym… Wybaczcie nam podejrzenie.

Rycerze łaskawie skłonili głowy.

– A ja mam kolejne trudne pytanie – rzekł Jordi. – Co waszym zdaniem znajduje się tam w głębi?

– Na to może odpowiedzieć Tabris.

Demon syknął przez zęby niczym wąż. W końcu jednak zaczął mówić swoim gardłowym głosem:

– Ja wiem, co tam jest. Narobiło się okropnego hałasu na dole w Ciemności tamtego dnia. Mówili, że jakieś ludzkie robactwo przywłaszczyło sobie prawo wtargnięcia wprost do zamku mistrza, do jego prywatnej siedziby, do której nikt nigdy nie wszedł bez zaproszenia. To był wyizolowany świat mistrza, nietykalny, jak myślał. I nagle ktoś się tam włamał. To mogło mieć katastrofalne następstwa.