Выбрать главу

– Ani konie – dodała Unni pospiesznie.

Agila zwrócił ku niej swoją zdumiewająco młodą twarz i uśmiechnął się:

– Jesteś miłośniczką zwierząt, jak widzę.

– Wszyscy jesteśmy – dodał Jordi. – Nie mamy tylko pojęcia, jak przesunąć sarkofag waszej wysokości, żeby nie ściągnąć na siebie nieszczęścia.

– Nie da się tego zrobić. A pierwszym, który zostanie unicestwiony, kiedy dzikie hordy tu wpadną, jest rzecz jasna ów urodziwy młody człowiek – rzekł Agila, wskazując na Miguela. – Zatem on powinien opuścić grotę, kiedy wy będziecie otwierać im wejście.

Miguel miał ponurą, ale i zdecydowaną minę. Wszyscy przyjaciele jednak radzili mu, by poszukał sobie jakiejś kryjówki. A w każdym razie, by opuścił grotę.

– Pójdę z tobą! – zawołała Sissi natychmiast.

– Nie! – zaprotestowała Urraca. – Ty zostaniesz. Musisz dać mu czas.

Miguel był głęboko wzruszony.

– Pójdę – obiecał. – Najpierw jednak muszę się upewnić, że możecie bez narażania życia przesunąć trumnę jego wysokości.

Podszedł do otworu. Nie chciał nikomu pokazać, jak bardzo jest wzruszony.

– Antonio! – zawołał półgłosem. – Chodź no tu i zobacz. Zresztą, chodźcie wszyscy!

Zdumieni podeszli do otworu, a tam uderzył w nich oślepiający blask.

Był ranek, tego się nie spodziewali. A jeszcze mniej śniegu, który musiał spaść w nocy. Teraz wszystko pokrywał czysty, biały całun. Kamień króla Agili stał niczym wielki czarny monument pośród tej bieli. Osobliwa, gęsta cisza, która pojawia się tylko wtedy, gdy spadnie śnieg, trwała nad wszystkimi trzema kamieniami.

– Tommy – jęknął Antonio. Wszyscy pobiegli tam, gdzie znajdował się pokryty śniegiem, niewielki wzgórek. Oczyścili go pospiesznie i przenieśli do groty. Unni prosiła rycerzy, by konie też mogły wejść do środka, ale don Sebastian powiedział, że to nie jest konieczne, i spojrzał na nią z czułym błyskiem w oku.

Tommy nadal żył, Miguel i Morten przynieśli drewna na opał i ułożyli przemarzniętego chłopca bliżej ognia. Antonio się nim zajął, wyrzucając sobie ze złością, że zapomniał o własnym pacjencie. Oznajmił po chwili, że Tommy z pewnością się z tego wyliże, najważniejsze, żeby nie dostał zapalenia płuc.

– Boże drogi, nie pozwól, żeby on też umarł – modliła się Sissi. – Byłoby o jednego za dużo.

Miguel podszedł do niej i ujął w dłonie jej twarz.

– Sissi, wkrótce będę musiał cię opuścić. Ale spytałaś mnie, czym właściwie jest demon z rodu Nuctemeron.

– Tak. Wciąż tego nie wiem.

Podał jej amulet, który pokrywał niemal całą dłoń dziewczyny.

– To jest Nuctemeron. Chcę, żebyś go zachowała.

Sissi patrzyła przestraszona na amulet. Prawdę powiedziawszy, nie wyglądał przyjemnie.

Miguel próbował wyjaśnić jej, co ten przedmiot oznacza, a dobierał słowa z niezwykłą starannością.

– To jest tylko dla twojej wyobraźni, a nie dla rzeczywistości. Jeśli na twojej drodze pojawią się trudności nie do pokonania, ale tylko wtedy, nie z powodu jakichś drobiazgów, bo w takich sytuacjach amulet nie działa, powinnaś zamknąć go w swoich dłoniach i szeptać moje imię. Wtedy ja przybędę. Wciąż tylko jako siła wyobraźni, ale pomogę ci najlepiej jak będę mógł. Wcale nie jest pewne, że będziesz mnie mogła zobaczyć, ale ja przyjdę i będę przy tobie.

– Dziękuję! I mam cię wzywać imieniem Miguel?

Milczał przez chwilę.

– Ten krąg został stworzony po to, by wzywać demony. I tylko demony. Amulet, który ci daję przeznaczony jest dla mnie i tylko dla mnie. Nie ryzykujesz więc, że na twoje wezwanie zjawi się cała horda.

– Ale przecież ty masz robić wszystko, by pokonać Tabrisa!

– Wiem o tym. I dlatego nie powinnaś używać talizmanu, jeśli nie znajdziesz się w prawdziwej potrzebie. Bo ja bardzo się o ciebie boję. Ale cokolwiek zrobisz, o jednym pamiętaj: nie wzywaj mnie tylko dlatego, że chciałaś mnie zobaczyć!

– Tak! Rozumiem! Nie wolno mi, nawet gdybym bardzo tego pragnęła.

Wtedy Miguel się uśmiechnął.

Jordi ich zawołał. Znowu trzeba było się zająć wielkim dylematem.

Rycerze spoglądali po sobie i kiwali głowami. Z ogromną powagą.

Don Galindo, ten najbardziej przyjazny, przerwał milczenie.

– Problem da się rozwiązać. Mieliśmy wprawdzie nadzieję na jakieś inne wyjście, ale teraz pozostaje tylko to jedno. Ono zaś sprawi, że wszelkie więzi między naszym światem a Ciemnością zostaną zerwane. Wszędzie. Aż po wieki wieków. Miguel? Jesteś na to gotowy? Że nigdy nie wrócisz do Ciemności?

Miguel zobaczył oczyma wyobraźni tamte ponure siedziby pełne zła, nienawiści i podejrzliwości.

– Tak, jestem gotów – odparł mocnym głosem. – Nie chcę tam już nigdy wracać, niezależnie od tego, jak potoczy się mój los na ziemi.

– Dobrze! A teraz zbliżamy się do najgorszego. – Rycerz westchnął ciężko i zaczął mówić nieoczekiwanie uroczystym tonem. – Jordi, musimy się cofnąć do samych początków twojej okrutnej walki o sprawiedliwość dla nas wszystkich. Czy pamiętasz, że daliśmy ci wtedy pięć lat dodatkowych, byś mógł nam pomóc?

– W krypcie grobowej pod ruinami zamku w Nawarze? Pod waszym herbem zawieszonym na ścianie? Tak, pamiętam wszystko bardzo dobrze.

– Wtedy zostałeś naszym wybranym. Wiedzieliśmy, że wyrządzamy ci niesprawiedliwość, ale nie mieliśmy wyboru. Pamiętasz, co się stało, zanim wyszedłeś stamtąd w noc?

– Tak. Wypaliliście mi wtedy na ręce znak. Wasz znak. Urraca stanęła za jego plecami i uniosła dłonie nad jego ramionami, jakby go osłaniała. Unni kurczowo trzymała go za rękę. Była śmiertelnie przerażona, przeczuwała, że teraz chyba powinna się spełnić jeszcze jedna przepowiednia.

Don Federico powiedział:

– Jordi, musisz nam wierzyć, kiedy mówimy, że mieliśmy nadzieję na inne wyjście. Skoro jednak król Agila zawiadamia, że oni tam stoją gotowi do walki…

Nie zdążył dokończyć zdania.

– Mimo wszystko daliśmy ci jednak pięć dodatkowych lat – don Ramiro próbował się bronić.

– Tak, i dziękuję za nie. W ciągu tych pięciu lat zdążyłem poznać moją Unni, ale zawsze przeczuwałem, że nie dostałem ich za darmo. Czego ode mnie oczekujecie?

Unni przerwała im z szybkością karabinu maszynowego:

– Cokolwiek by to miało być, to musi dotyczyć również mnie, bo ja go nie puszczę!

– Unni, no co ty – próbował Jordi z czułością zmienić jej postanowienie.

– Niestety, to niemożliwe – westchnął don Sebastian. – Ty należysz do grona żywych.

– Do licha, Jordi jest wystarczająco żywy!

– Przecież wiesz, że on żyje w czasie dodatkowym, że tak powiem.

Uczyniła jeszcze jedną desperacką próbę.

– Dlaczego nie możecie po prostu otworzyć trumny i przesunąć ziemskich szczątków króla Agili, proszę mi wybaczyć, wasza wysokość, że nazywam rzeczy po imieniu. No więc czy nie można samych szczątków przesunąć w inne miejsce? Dlaczego na przykład nie złożyć dwojga królewskich dzieci w jednej trumnie, tak, by dla jego wysokości została druga?

– My już także o tym myśleliśmy – przyznał don Garcia.

– Chodzi jednak o to, że nie ma żadnych szczątków do przenoszenia. Minęło tysiąc pięćset lat, ód kiedy król został pochowany. Jeśli już, to trzeba przesuwać cały sarkofag, a tego nie da się zrobić tak, by całe zło świata nie wylało się przez otwór, jaki wtedy powstanie. Chcemy jednak, byście potem przysunęli sarkofag do tych dwóch pozostałych. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, oczywiście.