Выбрать главу

– Abigail ma dziś ważne przemówienie przed jutrzejszym ostatecznym głosowaniem nad budżetem. Zaproponowała, abyś spędziła cały dzień w jej biurze. Przychodzi o szóstej trzydzieści.

– Będę tam.

– Jak znalazłaś jej rodzinne miasteczko?

– Interesujące. Możemy przygotować o nim ciekawy materiał filmowy, który nie rozjuszy pani senator.

– Chętnie o tym posłucham. Właśnie zjadłem obiad w Jockey Club i mogę być u ciebie za dziesięć minut. – Usłyszała trzask odkładanej słuchawki.

Ledwie zdążyła przebrać się w spodnie i sweter, kiedy przyjechał. Biblioteka była zawalona materiałami pani senator. Pat zaprowadziła Pelhama do salonu i zaproponowała drinka. Kiedy odwróciła się z napojem w ręce, Luther przyglądał się świecznikowi stojącemu na kominku.

– Piękna robota – powiedział. – Wszystko w tym pokoju jest piękne. W Bostonie urządziła sobie pokój do pracy podobny do tych, jakie mają ludzie wolnych zawodów. Nie przyszło jej do głowy, że kosztowne meble i wyposażenie tego domu mogą wywołać jakieś komentarze. Chciała, aby jej głos zabrzmiał zwyczajnie.

– Moi krewni w najbliższym czasie planują przeprowadzkę do własnego apartamentu. Mamy strych pełen jakichś rodzinnych sprzętów i matka powiedziała mi, że to ostatnia chwila, kiedy mogę je wziąć.

Luther usadowił się na kanapie i sięgnął po szklankę, którą Pat przed nim postawiła.

– Wiem tylko, że w twoim wieku mieszkałem w hotelu YMCA* [Young Men's Christian Association (przyp. tłum.).]. – Poklepał leżącą obok poduszkę. – Usiądź tu i opowiedz mi o naszym miasteczku.

O nie, pomyślała. Nic z tego, Lutherze Pelham. Nie reagując na propozycję, usiadła na krześle po drugiej stronie stołu naprzeciwko Luthera dalej zdawała mu sprawozdanie z pobytu w Apple Junction. Nie było to budujące.

– Abigail może i była najładniejszą dziewczyną w tamtych stronach – zakończyła – ale na pewno nie najbardziej lubianą. Teraz rozumiem, dlaczego tak się denerwuje na myśl o odgrzebywaniu starych spraw. Jeremy Saunders będzie jej złorzeczył aż do dnia swojej śmierci. Słusznie obawiała się też zwracania uwagi na jej tytuł miss stanu Nowy Jork, bo starsi mieszkańcy znowu zaczną opowiadać, jak to składali się po dwa dolce, aby ubrać ją do Atlantic City, a Abby uciekła w pośpiechu. Miss Apple Junction! O, pokażę ci jej zdjęcie. Luther aż zagwizdał na jego widok.

– Trudno uwierzyć, że ta kolubryna mogła być jej matką. – Zastanowił się nad uwagą Pat. – W porządku. Nie można się dziwić, że chce zapomnieć o wszystkim i wszystkich z tego miasteczka. Wydawało mi się, że potrafisz zdobyć jakieś ciekawe materiały ukazujące jej ludzkie oblicze.

– Zrobimy z tego króciutki film. Na dalszym planie widoczki z miasta, szkoła, dom, w którym dorastała, następnie wywiad z dyrektorką szkoły, Margaret Langley, która wspomina o tym, jak Abigail jeździła do Albany na posiedzenia legislatury stanowej. Zakończymy jej zdjęciem ze szkolnej kroniki. Nie jest tego dużo, lecz zawsze to coś. Trzeba wytłumaczyć pani senator, że nie jest statkiem kosmicznym, który wylądował na Ziemi wieku dwudziestu jeden lat. Dobrze, że wyraziła chęć współpracy przy realizacji tego filmu. Mam nadzieję, że nie pozwoliliśmy jej na twórczą kontrolę.

– Na pewno nie na twórczą kontrolę, lecz ma jeszcze prawo weta. Nie zapominaj, Pat, że my nie robimy tego tylko o niej, ale razem z nią, i dobór materiału zależy przede wszystkim od jej zgody. – Luther wstał z kapy. – Jeśli koniecznie chcesz, żeby ten stolik stał pomiędzy nami…

Przeszedł naokoło, zbliżył się do Pat i ujął ją za ręce.

Zerwała się gwałtownie z krzesła, ale Pelham był szybszy. Przyciągnął do siebie.

– Jesteś piękną kobietą, kochanie.

Uniósł jej brodę i zaczął napierać ustami i językiem na usta Pat. Próbowała się wyrwać, lecz trzymał ją w żelaznym uścisku. Wreszcie udało jej się wbić łokcie w jego pierś.

– Puszczaj mnie! Uśmiechnął się znacząco.

– Pat, może pokażesz mi resztę domu? Trudno było się nie domyślić, o co mu chodzi.

– Jest już dość późno, ale wychodząc, możesz jeszcze zajrzeć do gabinetu i jadalni. Wolałabym, żebyś zaczekał, aż powieszą obrazy i całą resztę.

– Gdzie twoja sypialnia?

– Na górze.

– Chciałbym ją zobaczyć.

– Jeśli mam być szczera, to nawet wtedy, kiedy już zostanie urządzona, chciałabym, abyś tak myślał o pierwszym piętrze tego domu, jak musiałeś myśleć o hotelu dla dziewcząt, kiedy jako szczeniak mieszkałeś w Nowym Jorku: absolutny zakaz wstępu dla mężczyzn.

– Lepiej nie żartuj, Pat.

– Lepiej potraktujmy tę rozmowę jako żart. Jeśli nie, mogę to powiedzieć inaczej. Nie sypiam z nikim w czasie pracy ani po jej zakończeniu. Nie dziś. Nie jutro. Ani w przyszłym roku.

– Rozumiem.

Odprowadziła go do wyjścia i w holu podała mu płaszcz. Luther włożył go i uśmiechnął się kwaśno.

– Czasami ludzie, którzy, podobnie jak ty, cierpią na bezsenność, nie mogą podołać swoim obowiązkom – zauważył. – Często też dochodzą do wniosku, że lepiej się czują w jakichś zapadłych dziurach niż w dużych miastach. Czy w Apple Junction jest stacja telewizji kablowej? Może będziesz chciała to sprawdzić, Pat.

Dokładnie za dziesięć szósta Toby wszedł tylnymi drzwiami do domu Abigail w McLean, w Wirginii. Obszerna kuchnia pełna była smakowitego jedzenia. Pani senator zwykła odpoczywać, spędzając wieczór na gotowaniu. Zależnie od nastroju przyrządzała sześć lub siedem różnych przystawek, czasami zaś potrawkę z ryb lub mięsa. Kiedy indziej robiła pół tuzina różnych sosów albo biszkopty i ciasta, które rozpływały się w ustach. Później wrzucała wszystko do zamrażarki. Lecz kiedy urządzała przyjęcie, nigdy nie przyznawała się, że sama to wszystko przygotowała. Nienawidziła wszelkich skojarzeń ze słowem „kuchnia”.

Sama jadła niewiele. Toby wiedział, że prześladowało ją wspomnienie matki, biednej, starej Francey, tej jęczącej kolubryny, której klocowate nogi utrzymywały się na tłustych kostkach i stopach tak rozczłapanych, że trudno było znaleźć dla niej obuwie.

Toby mieszkał nad garażem. Prawie każdego rana przychodził do domu, aby zaparzyć kawę i wycisnąć świeży sok. Po odwiezieniu pani senator do biura robił sobie porządne śniadanie i, jeśli nie był jej potrzebny, grał w pokera.

Teraz weszła do kuchni, wpinając w klapę marynarki złotą półokrągłą broszkę. Miała na sobie szkarłatny kostium, który podkreślał jej niebieskie oczy.

– Wyglądasz wspaniale, Abby – powiedział Toby.

Uśmiech przemknął po jej twarzy. Gdy Abigail miała wygłosić mowę w Senacie, zawsze taka była – zdenerwowana do tego stopnia, że potrafiła wybuchnąć, jeśli coś szło nie tak, jak chciała.

– Nie traćmy czasu na kawę – warknęła.

– Masz mnóstwo czasu – zapewnił ją Toby spokojnie. – Zawiozę cię tam na szóstą trzydzieści. Wypij kawę. Wiesz, jaka się robisz bez niej okropna.

Potem wstawił obie filiżanki do zlewu, wiedząc, że szefowa byłaby zła, gdyby jeszcze chciał je myć.

Samochód stał przed frontowym wejściem. Kiedy Abby poszła po płaszcz i teczkę, Toby szybko wybiegł i włączył ogrzewanie w aucie.

Dziesięć po szóstej wyjechali na główną drogę. Nawet jak na dzień, w którym miała przemawiać, Abby była bardzo spięta. Poprzedniego wieczoru poszła wcześnie spać. Toby zastanawiał się, czy zdołała usnąć.

Usłyszał, że westchnęła i zatrzasnęła teczkę.

– Skoro do tej pory nie wiem, co mam powiedzieć, równie dobrze mogę o tym zapomnieć – oświadczyła. – Jeśli ten cholerny budżet nie zostanie wreszcie uchwalony, obrady przeciągną się do Bożego Narodzenia. Na pewno jednak nie pozwolę na cięcia w programach dodatkowych dotacji społecznych.