Выбрать главу

Pat obejrzała tyle, ile była w stanie wytrzymać jednego wieczoru. Oczywiście najbardziej interesujące materiały znalazła w dużej obfitości na starych filmach. Zgasiła światła w bibliotece i wyszła do holu.

W holu panował przeciąg. W bibliotece okna były zamknięte. Sprawdziła także jadalnię, kuchnię i przedpokój. Wszystko okazało się pozamykane na klucz.

Mimo to był przeciąg.

Pat czuła, że serce bije jej mocniej ze strachu. Drzwi do salonu znalazła zamknięte. Położyła na nich rękę. Przestrzeń między futryną a drzwiami była lodowato zimna. Pat powoli otworzyła drzwi. Uderzył w nią podmuch zimnego powietrza. Wyciągnęła rękę do kontaktu, żeby zapalić światło.

Drzwi na taras były otwarte. Wycięta z nich szyba leżała na dywanie. I wtedy to zobaczyła.

Rzucona przed kominkiem, z podkurczoną prawą nogą, w białym fartuszku nasiąkniętym krwią, leżała szmaciana lalka. Pat przyklękła i zaczęła się w nią wpatrywać. Zręczna dłoń namalowała jakieś kreski na wyszytych ustach, łzy na policzkach i dorysowała zmarszczki na czole. W ten sposób zwykła uśmiechnięta lalka została zmieniona w przepełnioną bólem, zapłakaną istotę.

Pat zasłoniła ręką usta, aby powstrzymać się od krzyku. Kto tu był? Po co? Do sukienki przypięto szpilką kartkę, którą do połowy zakrywał poplamiony fartuszek. Sięgnęła po nią; czuła obrzydzenie, dotykając zaschniętej krwi. Był to taki sam tani papier, na jakim napisano poprzedni list.

To ostatnie ostrzeżenie. Nie może być programu ukazującego w dobrym świetle Abigail Jennings.

Coś skrzypnęło. Połówka drzwi od tarasu poruszyła się nagle. Czy ktoś tam jest? Pat skoczyła na równe nogi. Ale to był tylko wiatr. Przebiegła przez pokój, przyciągnęła oba skrzydła drzwi razem i zatrzasnęła. Nie miało to jednak sensu. Ręka, która wycięła szybę, mogła wsunąć się przez pustą ramę i znowu otworzyć drzwi. Może intruz ciągle tam był i chował się w ogrodzie wśród wiecznie zielonych krzewów.

Ręce jej się trzęsły, gdy wybierała numer policji. Głos oficera dyżurnego ją uspokoił:

– Za chwilę wyślemy do pani radiowóz.

Czekając, Pat jeszcze raz przeczytała list. Już czwarty raz przestrzegano ją przed zrobieniem tego programu. Nagle zrobiła się podejrzliwa i zaczęła się zastanawiać, czy te pogróżki miały coś wspólnego z prawdą. Czy możliwe, że było to obrzydliwe posunięcie towarzyszące kampanii wyborczej i mające uczynić program o Abigail Jennings przedmiotem zainteresowania? Czy ktoś chciał jej zapewnić taką dziwaczną reklamę?

A lalka? Dla Pat była wstrząsająca z powodu wspomnień, jakie wywoływała. Dlaczego miała tak jaskrawo pomalowaną twarz? Po dokładniejszym obejrzeniu wydawała się raczej dziwaczna niż przerażająca. Nawet zakrwawiony fartuszek nie był specjalnie straszny. Gdybym była dziennikarzem zajmującym się tą sprawą, zamieściłabym zdjęcie lalki na pierwszej stronie jutrzejszej gazety, pomyślała.

Ryk policyjnej syreny pobudził ją do działania. Szybko odpięła list położyła go na kominku. Biegnąc do biblioteki, wyciągnęła spod stołu jakieś pudło i wrzuciła tam lalkę. Odrażający fartuszek przyprawiał ją o mdłości. Usłyszała dzwonek do drzwi – mocny, natarczywy. Odruchowo odwiązała fartuszek, ściągnęła go i wrzuciła głęboko do pudła. Bez niego laleczka przypominała skrzywdzone dziecko.

Pat wepchnęła pudło pod stół i pospieszyła otworzyć policjantom.

Rozdział 12

Na podjeździe stały dwa samochody policyjne z migającymi światłami, a nimi przyjechał jakiś trzeci. Byle tylko nie prasa, modliła się w duchu. Ale to była prasa.

Zrobiono zdjęcia wybitej szyby; policja przeszukała teren przy domu, zdjęła odciski palców w salonie.

Trudno było wyjaśnić sprawę kartki.

– Była do czegoś przypięta. – Oficer śledczy wskazał na ślady. Gdzie pani ją znalazła?

– Tutaj, przy kominku. – Było to wystarczająco prawdziwe. Podszedł do niej dziennikarz z „Tribune” i poprosił o pokazanie kartki.

– Wolałabym, żeby nie stało się to sprawą publiczną – upierała się Pat. Wreszcie jednak pozwoliła mu ją przeczytać.

– Co to znaczy „ostatnie ostrzeżenie”? – zapytał oficer śledczy. – Czy ktoś już pani groził?

Nie wspominając o „tym domu”, opowiedziała im o dwóch telefonach i o liście, który znalazła pierwszej nocy.

– Kartka nie jest podpisana – zauważył policjant. – Gdzie pani ma tamten list?

– Wyrzuciłam go. Także nie był podpisany.

– Ale ów człowiek przez telefon nazwał siebie aniołem zemsty?

– Powiedział coś takiego: „Jestem aniołem miłosierdzia, wybawienia i zemsty”.

– Jakbym słyszał wariata – skomentował śledczy i spojrzał na nią przenikliwie. – To ciekawe, że tym razem zadał sobie trud, żeby się włamać. Dlaczego znowu nie wsunął koperty pod drzwiami?

Skonsternowana Pat patrzyła na dziennikarza piszącego coś w notesie.

Wreszcie policja mogła już odjechać. Wszystko w salonie było pokryte proszkiem do zdejmowania odcisków palców. Drzwi prowadzące na taras zostały związane drutem, który miał być usunięty dopiero po wstawieniu szyby.

Pat nie była w stanie pójść spać. Sprzątnięcie salonu pomogłoby jej się uspokoić. W czasie pracy ciągle miała przed oczami okaleczoną lalkę.

Dziecko wbiegło do pokoju… podreptało do kominka… potknęło się o coś miękkiego, dłonie miało mokre i lepkie… Spojrzało w górę i zobaczyło…

Co zobaczyłam? – To pytanie dręczyło Pat. Co zobaczyłam?

Pracowała zamyślona, ścierając wstrętny, mazisty proszek, a potem irchową ściereczką nasączoną oliwą czyściła piękne, stare drewniane stoły, porządkowała drobiazgi, podnosiła i przesuwała meble. Na dywanie widniały resztki stopionego śniegu i błota z butów policjantów.

Co zobaczyłam?

Zaczęła ustawiać meble na swoje miejsca. Nie, nie tutaj; tamten stolik powinien stać pod krótszą ścianą, tamta lampka na fortepianie, głęboki fotel przy drzwiach na taras.

Gdy skończyła, zdała sobie sprawę z tego, co robiła.

Fotel. Ci z firmy przewozowej postawili go za blisko fortepianu.

Wbiegła z holu do pokoju. Krzyczała: „Tatusiu, tatusiu”… Potknęła się o ciało matki. Jej matka krwawiła. Spojrzała w górę, a potem…

A potem była już tylko ciemność…

Dochodziła prawie trzecia. Nie mogła myśleć o tym dłużej tej nocy. Była wyczerpana i bolała ją noga. Każdy zauważyłby, że utyka, gdy wlokła za sobą opróżniony odkurzacz z powrotem do składziku i szła na górę.

O ósmej zadzwonił telefon. Dzwonił Luther Pelham. Mimo że bardzo śpiąca, Pat wyczuła wściekłość w jego głosie.

– Pat, dowiedziałem się, że dziś w nocy było u ciebie włamanie. Nic ci się nie stało?

Zamrugała powiekami, starając się odpędzić sen.

– Nic – odrzekła.

– Znalazłaś się na pierwszej stronie „Tribune”. No i nagłówek: „Życie samotnej dziennikarki w niebezpieczeństwie”. Pozwól, że przeczytam ci pierwszy akapit: „Włamanie do domu w Georgetown to ostatnia z serii dziwacznych pogróżek, otrzymanych przez znaną dziennikarkę telewizyjną, Patricię Traymore. Pogróżki dotyczą programu dokumentalnego «Syl-wetka senator Abigail Jennings», który panna Traymore realizuje i przedstawi w następną środę na antenie Potomac Cable”. Takiej właśnie – reklamy potrzebuje Abigail!