– Przepraszam – wyjąkała Pat. – Starałam się trzymać tego dziennikarza z daleka od kartki.
– Nie przyszło ci do głowy, żeby zadzwonić do mnie, zamiast na policję? Szczerze mówiąc, uważałem cię za mądrzejszą, niż okazało się to dzisiejszej nocy. Mogliśmy zatrudnić prywatnych detektywów, żeby obserwowali twój dom. To pewnie jakiś nieszkodliwy wariat, ale Waszyngton natychmiast zacznie nurtować pytanie: kto tak bardzo nienawidzi Abigail?
Miał rację.
– Przepraszam – powtórzyła Pat i dodała: – W każdym razie, gdy nagle uświadamiasz sobie, że ktoś się włamał do twojego domu, i zastanawiasz się, czy jakiś wariat nie stoi dwa kroki od ciebie na tarasie, to uważam, że całkiem naturalną reakcją jest wezwanie policji.
– Nie ma sensu dłużej o tym dyskutować, skoro i tak nic nie poradzimy na to, co się już stało. Czy obejrzałaś filmy Abigail?
– Tak, znalazłam świetny materiał.
– Nie mówiłaś jej, że byłaś w Apple Junction?
– Nie.
– I lepiej, żebyś nie mówiła! Brakuje tylko, żeby teraz o tym usłyszała!
Luther bez pożegnania odłożył słuchawkę.
Arthur miał zwyczaj chodzić o ósmej do piekarni po świeże bułki, a potem do kiosku po poranną gazetę. Dzisiaj odwrócił ten rytuał. Koniecznie chciał zobaczyć, czy w gazecie będzie coś o włamaniu i najpierw poszedł do kiosku.
Było, dokładnie na pierwszej stronie. Czytał artykuł, rozkoszując się każdym słowem, a pod koniec, rozczarowany, zmarszczył czoło. Nie napisali nic o lalce. Przez nią chciał dać do zrozumienia, że w tym domu został zadany gwałt i teraz może się to powtórzyć.
Kupił dwie bułki i cofnął się o trzy bloki do nędznego domu; wszedł do ponurego mieszkania na pierwszym piętrze. Kilometr dalej była już King Street z drogimi sklepami i restauracjami, ale w sąsiedztwie stały odrapane, walące się rudery.
Drzwi w pokoju Glorii były otwarte. Ona sama miała na sobie jasnoczerwony sweter i dżinsy. Ostatnio przyjaźniła się z koleżanką z biura, bezwstydną dziewuchą, która nauczyła ją makijażu i namówiła na obcięcie włosów.
Gloria nie spojrzała w górę, ale musiała słyszeć, jak wchodził. Arthur westchnął. Córka zaczęła odnosić się do niego z rezerwą, nawet z niecierpliwością. Tak jak ostatniego wieczoru, kiedy próbował jej opowiedzieć, z jakim trudem stara pani Rodriguez usiłowała połknąć swoje lekarstwo i jak musiał rozkruszyć tabletkę i podać ją staruszce z odrobiną chleba, aby nie poczuła tego smaku. Gloria przerwała mu wtedy:
– Ojcze, czy nie moglibyśmy porozmawiać o czymś innym niż dom opieki?
A potem poszła do kina z koleżankami z pracy. Arthur położył bułki na talerzach i nalał kawę.
– Śniadanie na stole! – zawołał.
Gloria wpadła do kuchni. Była w płaszczu, przez ramię przewiesiła torebkę, jakby już dłużej nie mogła czekać.
– Dzień dobry – powiedział łagodnie. – Moja mała dziewczynka ślicznie dziś wygląda.
Gloria się nie uśmiechnęła.
– Jak było w kinie? – zapytał.
– Film był dobry. Słuchaj, nie przynoś już dla mnie bułek ani muffinów. Będę jadła ze wszystkimi w biurze.
Czuł się zdruzgotany. Lubił jeść z nią śniadanie przed wyjściem do pracy.
Dziewczyna musiała wyczuć jego rozczarowanie, bo spojrzała mu prosto w oczy i wyraz jej twarzy złagodniał.
– Jesteś dla mnie taki dobry – powiedziała, a w jej głosie zabrzmiała nuta smutku.
Długo po jej wyjściu siedział i tępo patrzył przed siebie. Ta noc była męcząca. Po tych wszystkich latach wrócić do tego domu, do tego pokoju i umieścić zabawkę Glorii dokładnie w tym samym miejscu, gdzie leżało dziecko… Kiedy ułożył już lalkę z podkurczoną prawą nogą przed kominkiem, niemalże był pewien, że odwróci się i znowu zobaczy nieruchome ciała mężczyzny i kobiety.
Rozdział 13
Po telefonie Luthera Pat wstała, zaparzyła kawę i zaczęła redagować scenariusz programu. Postanowiła przygotować dwie wersje filmu: pierwszą z częścią wstępną o dzieciństwie i wczesnej młodości Abigail w Apple Junction, drugą chciała rozpocząć przyjęciem weselnym. Im dłużej się zastanawiała, tym bardziej czuła, że gniew Luthera był słuszny. Abigail Jennings wystarczająco kaprysiła przy programie i bez tej denerwującej reklamy. Dobrze przynajmniej, że schowałam lalkę, pomyślała Pat.
O dziewiątej była już w bibliotece i oglądała resztę filmów. Wcześniej wysłała Lutherowi zredagowany fragment poświęcony sprawie Eleanor Srown, pokazujący Abigail, jak opuszcza gmach sądu po ogłoszeniu wyroku skazującego. Wygłosiła pełne żalu oświadczenie:
– To bardzo smutny dzień dla mnie. Mam tylko nadzieję, że przyzwoitość nakaże Eleanor zdradzić mi miejsce ukrycia pieniędzy. Mogły zostać wykorzystane w kampanii wyborczej, ale, co dużo ważniejsze, były to dotacje od osób, które wierzyły w to, w co ja wierzę.
– Nie ma więc ani krzty prawdy w tym, co uparcie powtarza Eleanor, że pani kierowca zadzwonił do niej i poprosił, aby poszukała pani zaręczynowego pierścionka z brylantem w sejfie biura wyborczego? – zapytał reporter.
– Mój kierowca wiózł mnie wtedy na spotkanie do Richmondu. A pierścionek miałam na palcu.
Potem kamera skierowała się na Eleanor Brown i z bliska uchwyciła każdy rys jej drobnej, pozbawionej kolorów twarzyczki, bojaźliwe usta i nieśmiały wzrok.
Film kończył się sceną, w której Abigail przemawiała do studentów college’u. Tematem przemówienia było zaufanie publiczne. Mówiła, że bezwzględnym obowiązkiem polityka jest utrzymywać swoje biuro i personel poza wszelkimi podejrzeniami.
Pat obejrzała także inny fragment, nagrany już przez Luthera i zilustrowany zdjęciami Abigail z obrad w sprawie bezpieczeństwa lotów oraz cytatami z przemówień, w których domagała się bardziej zaostrzonych przepisów. Kilkakrotnie powoływała się na fakt, że owdowiała, ponieważ jej mąż powierzył swoje życie niedoświadczonemu pilotowi, który dysponował fatalnie wyposażonym samolotem.
Pod koniec każdego z fragmentów widniała notatka Pelhama: „Dwuminutowa rozmowa na temat materiału filmowego między senator J. i Pat T”.
Pat zagryzła wargi.
Oba fragmenty nie były ze sobą zsynchronizowane, na czym jej bardzo zależało. Gdzie podziała się moja twórcza kontrola nad tym filmem? – zastanawiała się dziennikarka. To wszystko jest robione zbyt szybko. A raczej po partacku.
Kiedy zaczęła przeglądać listy od wyborców, odezwał się telefon. Dzwonił Sam.
– Pat, czytałem, co się stało. Dzwoniłem do biura wynajmu mieszkań w mojej dzielnicy – mieszkał w Watergate Towers. – Mają kilka wolnych apartamentów. Chciałbym, abyś przeniosła się do jednego z nich na miesiąc, dopóki nie złapią tego typa.
– Sam, nie mogę. Wiesz, pod jaką jestem presją. Wezwałam ślusarza. Policja zamierza obserwować dom. Wszystkie moje materiały do pracy są tutaj. – Spróbowała zmienić temat: – A tak naprawdę to mam kłopot, jak się ubrać na kolację do Białego Domu.
– Zawsze wyglądasz uroczo. Abigail też tam będzie. Spotkałem ją dzisiaj przypadkiem.
Niedługo potem zadzwoniła sama pani senator, aby wyrazić swoje ubolewanie z powodu włamania. Później przeszła do rzeczy:
– Niestety, sugestia, że otrzymujesz pogróżki z powodu programu, na pewno doprowadzi do różnego rodzaju domysłów. Chciałabym już naprawdę z tym skończyć, Pat. Oczywiście, kiedy program zostanie wyemitowany przez telewizję, pogróżki ustaną, nawet jeśli pochodzą od jakiegoś wariata. Czy przejrzałaś filmy, które ci dałam?
– Tak – odrzekła Pat. – To świetny materiał; zaznaczyłam te części, które chcę wykorzystać. Ale potrzebny mi Toby. Muszę mieć nazwy pewnych miejsc i więcej szczegółów.
Ustaliły, że kierowca przyjedzie w ciągu godziny. Pat odłożyła słuchawkę z uczuciem, że w opinii Abigail Jennings stała się kłopotliwa.
Toby przyjechał po czterdziestu pięciu minutach. Mówił zdecydowanym głosem i uśmiechał się do Pat.
– Szkoda, że mnie nie było, kiedy ten żartowniś próbował tu wejść – powiedział. – Starłbym go na miazgę.
– Byłoby znacznie lepiej.
Usiadł przy stole w bibliotece; a Pat włączyła projektor.
– To stary kongresman Porter Jennings – odpowiedział Toby na jedno z pytań. – Ten, który oświadczył, że nie odejdzie na emeryturę, jeśli Willard nie zajmie jego miejsca. Zna pani te stare rody z Wirginii. Myślą, że cały świat do nich należy. Ale muszę powiedzieć, że utarł nosa swojej szwagierce, kiedy poparł Abigail w staraniach o miejsce po Willardzie. Matka Willarda, ta stara diablica, robiła wszystko, żeby nie dopuścić Abby do Kongresu. Mówiąc między nami, ona jest dużo lepszym kongresmanem od męża. On był za mało przebojowy. Wie pani, co mam na myśli?