Выбрать главу

– Być może, ale twoim obowiązkiem jest dokładne sprawdzanie terminów moich spotkań, nieprawdaż?

– Tak, pani senator – odrzekł potulnie.

– Mam być tam o szóstej. Czekaj na dole kwadrans wcześniej – poleciła.

– Pani senator, spóźni się pani na głosowanie – przypomniał jej Toby. – Powinna się pani pośpieszyć.

– Spóźniałabym się wszędzie, gdybym nie miała oczu z tyłu głowy, żeby sprawdzać ciebie. – Tym razem drzwi zamknęły się z trzaskiem.

Toby się roześmiał.

– Lepiej już chodźmy, panno Traymore.

Pat przytaknęła bez słowa. Nie wyobrażała sobie, aby ktokolwiek ze służby w domu wujostwa zwracał się do Veroniki czy Charlesa z taką poufałością lub zachował się tak beztrosko po usłyszeniu nagany. Jakie okoliczności wytworzyły tak dziwne stosunki między senator Jennings a jej barczystym kierowcą?

Postanowiła rozwiązać tę zagadkę.

Rozdział 4

Toby prowadził szarego lśniącego cadillaca sedan de ville coraz bardziej zatłoczonymi ulicami. Po raz setny myślał o tym, że późnym popołudniem Waszyngton staje się koszmarem dla kierowców. O godzinie czwartej niektóre ulice zmieniały się w jednokierunkowe, a turyści, jeżdżący wynajętymi samochodami, nie wiedzieli o tym i powstawał straszny bałagan.

Toby zerknął w lusterko. Spodobała mu się ta dziewczyna, Patricia Traymore. Ładna. Wszyscy trzej, to znaczy on, Phil i Pelham, musieli namawiać Abby, żeby zgodziła się na zrobienie programu telewizyjnego o sobie. Toby czuł coś więcej niż zwykłą odpowiedzialność za dobrze wykonaną pracę.

Nie można jednak mieć pretensji do Abby, że się zdenerwowała. Jest o włos od zdobycia tego, o czym zawsze marzyła.

Spojrzenia Toby'ego i Pat spotkały się we wstecznym lusterku. Co za uśmiech ma ta dziewczyna! Kiedyś słyszał, jak Sam Kingsley opowiadał Abigail, że Patricia Traymore potrafi każdego nakłonić do wyjawienia najskrytszych tajemnic.

Pat zastanawiała się, w jaki sposób rozpocząć rozmowę z kierowcą, i zdecydowała się powiedzieć wprost, o co jej chodzi. Kiedy samochód zatrzymał się na światłach przy Constitution Avenue, przysunęła się do Toby'ego i powstrzymując się od śmiechu, zaczęła:

– Nie byłam pewna, czy dobrze słyszę, kiedy powiedziałeś do pani senator, żeby się nie denerwowała.

Toby odwrócił głowę i spojrzał na nią uważnie.

– Och, nie powinienem tak się odzywać przy pani. Zazwyczaj tego nie robię. Po prostu wiedziałem, że Abby ma bardzo napięty program zajęć, że zamierza iść na głosowanie i że tłum reporterów czeka na nią, aby wyjaśniła, dlaczego nie zgadza się z resztą partii. Pomyślałem więc, że dobrze byłoby, aby się trochę odprężyła. Ale niech pani mnie źle nie zrozumie, ja ją naprawdę szanuję. Nie należy przejmować się jej złością, bo szybko mija.

– Wychowaliście się razem? – delikatnie przerwała mu Pat.

Zapaliło się zielone światło i samochód powoli ruszył. Toby skręcił za furgonetką w małą uliczkę po prawej stronie. Wreszcie wyjaśnił:

– No, niezupełnie. Wszystkie dzieciaki w Apple Junction uczęszczają do tej samej szkoły, oczywiście oprócz tych, które uczą się w szkole parafialnej. Ale ona i tak była dwa lata wyżej niż ja, nigdy więc nie chodziliśmy do tej samej klasy. Potem, kiedy miałem piętnaście lat, zacząłem pracować jako ogrodnik w bogatszej części miasteczka. Abby powiedziała pani, że mieszkała w domu Saundersów?

– Tak.

– Pracowałem cztery domy dalej. Pewnego dnia usłyszałem, że Abby płacze. Naprzeciwko Saundersów mieszkał staruch, który wbił sobie do głowy, że musi mieć psa podwórzowego, i kupił owczarka niemieckiego, cóż to było za złośliwe bydlę! W każdym razie ten staruch zostawił otwartą bramę i pies wyskoczył akurat wtedy, gdy Abby przechodziła obok. Rzucił się prosto na nią.

– I uratowałeś ją?

– Pewnie, że tak. Zacząłem krzyczeć i odwróciłem jego uwagę. Na nieszczęście dla mnie upuściłem grabie i chwyciłem go za kark. A potem – skończył z dumą Toby – psa już nie było.

Pat wyjęła magnetofon z torebki i włączyła go.

– Teraz rozumiem, dlaczego pani senator czuje się przy tobie tak bezpiecznie – skomentowała. – Japończycy wierzą, że jeśli uratuje się komuś życie, to staje się za niego w jakiś sposób odpowiedzialnym. Czy sądzisz, że coś takiego przytrafiło się tobie? Mam wrażenie, że czujesz się odpowiedzialny za panią Jennings.

– No cóż, nie wiem. Może tak się zdarzyło, a może nadstawiała za mnie karku, kiedy byliśmy dziećmi.

Samochód się zatrzymał.

– Przepraszam, panno Traymore. Mogliśmy przejechać na tych światłach. Ale ten typek przede mną studiuje znaki drogowe.

– Nic nie szkodzi, nie spieszę się. Czy pani senator naprawdę nadstawiała za ciebie karku?

– Powiedziałem – może. Zresztą dajmy temu spokój. Pani senator nie lubi, gdy wspominam o Apple Junction.

– Założę się, że opowiada o tym, jak jej pomogłeś. – Pat się zamyśliła. Wyobrażam sobie, jak ja bym się czuła, gdyby mnie zaatakował pies i ktoś rzuciłby się między nas.

– Abby była oczywiście bardzo wdzięczna. Owinęła swoim swetrem moją krwawiącą rękę, uparła się, aby zaprowadzić mnie na pogotowie, i chciała nawet czekać, aż mi zszyją ranę. Od tamtej chwili staliśmy się przyjaciółmi na całe życie. – Toby spojrzał przez ramię. – Przyjaciółmi – powtórzył z naciskiem. – Ale nie łączyły nas stosunki, jakie są zazwyczaj między chłopakiem a dziewczyną. Ona nie jest w moim typie. Nie muszę pani o tym mówić. Nie mieliśmy takich problemów. Czasami po południu przychodziła do mnie i rozmawialiśmy, gdy pracowałem w ogrodzie. Tak samo jak ja nienawidziła Apple Junction. Kiedy nie radziłem sobie z angielskim, Abigail mi pomagała. Nigdy nie miałem głowy do książek. Pokaż mi jakiś mechanizm, to rozbiorę go na części i złożę w dwie minuty, tylko nie każ mi robić rozbioru zdania. W każdym razie Abby wyjechała do college'u. Ja natomiast znalazłem się w Nowym Jorku i tam się ożeniłem, ale moje małżeństwo okazało się niewypałem. Zacząłem pracować dla pewnego bukmachera, szybko jednak to rzuciłem. Potem byłem kierowcą jakiegoś wariata z Long Island. Później Abby wyszła za mąż za kongresmana. Z gazet dowiedziałem się, że miała wypadek samochodowy, ponieważ jej kierowca był pijany. Pomyślałem więc sobie: o, do diabła! Zaraz do niej napisałem i dwa tygodnie później jej mąż przyjął mnie do pracy. Było to dwadzieścia pięć lat temu. Proszę powiedzieć, pod jakim numerem pani mieszka? Jesteśmy na North Street.

– Trzy tysiące – powiedziała Pat. – To tamten dom na rogu.

– Tamten dom? – Toby próbował ukryć zaskoczenie.

– Tak, a co w tym dziwnego?

– Woziłem Abby i Willarda Jenningsów do tamtego domu na przyjęcia. Należał do kongresmana Deana Adamsa. Czy słyszała pani o tym, że zabił swoją żonę i popełnił samobójstwo?

Pat miała nadzieję, że jej głos brzmiał spokojnie.

– Prawnik mojego ojca załatwiał mi wynajęcie tego domu. Wspominał o tragedii, która wydarzyła się tu przed wielu laty, lecz nie mówił nic bliższego.

Toby podjechał do krawężnika.

– Najlepiej o tym zapomnieć. Próbował nawet zabić swoją córeczkę, która zresztą później umarła. Mała, urocza dziewuszka. Pamiętam, że miała na imię Kerry. Cóż można na to poradzić? – Potrząsnął głową. – Zaparkuję na chwilę przy hydrancie. Gliniarze nie przyczepią się, jeśli nie będę tu stał zbyt długo.

Chciała otworzyć drzwi, ale był szybszy. W jednej chwili wyskoczył z samochodu, otworzył drzwiczki od strony Pat i pomógł jej wysiąść.

– Ostrożnie, panno Traymore. Jest ślisko.

– Tak, wiem. Dziękuję.

Ucieszyła się, że zapada już wczesny zmrok i że Toby nie będzie mógł zobaczyć wyrazu jej twarzy. Może i nie miał głowy do książek, lecz Pat zauważyła, że był bardzo spostrzegawczy. Gdy myślała o tym domu, wyobraziła sobie tylko ową fatalną noc. Rzeczywiście, przecież wcześniej urządzano tu przyjęcia. Abigail Jennings miała teraz pięćdziesiąt sześć lat, Willard był osiem lub dziewięć lat starszy od niej. Ojciec Pat miałby teraz niewiele ponad sześćdziesiątkę. Mieszkali w Waszyngtonie w tym samym czasie.