– To znaczy? – Czuł, że robi się czerwony, ale nie potrafił tego opanować.
– Żeby zwrócić jej uwagę, nie wystarczy drogi samochód i uwodzicielski uśmiech. Spotyka się z Taddem Richterem, chłopakiem, który nie ma nic, więc nie oczekuj, że twoje bogactwo jej zaimponuje. Liczy się to, co masz w środku.
Kyle nie wierzył własnym uszom. Co też może o takich sprawach wiedzieć jego babka? Przecież jest taka stara. I w dodatku wdowa. Musiał jednak przyznać, że jego zwykłe sztuczki – pokazywanie się w towarzystwie innych dziewczyn, demonstracyjne przejazdy samochodem przez miasto, zaczepki i żarty – nie zdołały przebić grubej zbroi chroniącej serce Sam.
– Spróbuj po prostu być sobą – poradziła Kate. Jej niebieskie oczy błyszczały, jakby poznała jakiś wielki sekret, który dotyczył również jego. Czule poklepała go po ramieniu, tak jak nieraz w przeszłości.
– Być sobą? Przecież cały czas jestem sobą.
– Czyżby? – Z niedowierzaniem uniosła brwi. – Pomyśl o tym, Kyle. I nie zostawiaj tu butelki po coli – dodała. – Przyciąga pszczoły. Jej miejsce jest w garażu.
Miał ochotę jej powiedzieć, żeby się nie wtrącała w jego życie, ale się opanował. Nawet w wieku osiemnastu lat wiedział, że Kate dobrze mu życzy. Poza tym, dopiero zaczynała dochodzić do siebie po śmierci męża. Powalił go tak rozległy zawał serca, że nawet taki silny człowiek jak on nie zdołał go przeżyć. Przyjechała do Wyoming po raz pierwszy, odkąd jej synowie, czyli wujek Jake i ojciec Kyle'a, Nathaniel, przejęli obowiązki Bena. Kate, oczywiście, nadal zasiadała w zarządzie firmy i nadzorowała przejęcie kierownictwa przez młodsze pokolenie, ale w końcu zdecydowała się na kilka tygodni wakacji. Chyba tylko po to, żeby wtykać nos w sprawy Kyle'a.
Zignorował radę Kate i przez kolejne dwa tygodnie swoimi sposobami próbował zwrócić uwagę Sam. Na nią jednak nic nie działało, a im bardziej go ignorowała, tym więcej o niej myślał.
Nocą godzinami leżał bezsennie i z rękami pod głową patrzył przez otwarte okno na gwiazdy, wyobrażając ją sobie w różnych sytuacjach. Podniecało go to do nieprzytomności. Zastanawiał się, jak wygląda jej skóra. Miała małe piersi, a jednak oddałby ostatniego centa, żeby ją zobaczyć bez bluzki. Oczami wyobraźni widział jej ciało, mokre po kąpieli w strumyku albo śliskie od potu i gorące z pożądania, ale zawsze ciepłe i przyjazne w środku. Wyobrażał sobie, jak obejmuje ją i całuje, dotyka piersi, rozpina suwak spodni i wkłada dłonie pod jej bieliznę. Wiedział, że nigdy mu się to nie uda.
Czy jakiś inny chłopak ją całował, dotykał piersi, rozpinał jej dżinsy? W bezsilnym gniewie zacisnął pięść. Może ten Tadd Richter, który mieszkał w przyczepie pod miastem i podobno jest zwykłym chuliganem? Czy ona się z nim całuje?
Jęknął głucho i przez chwilę zastanawiał się, czy nie pojechać do miasta i nie spotkać się z Shawną Davis. Umówił się z nią kilka razy, ponieważ wiedział, że wystarczy pocałunek i kilka słodkich słówek, by mu na wszystko pozwoliła. Kłopot polegał na tym, że nie miał na to ochoty. Nie chodziło tylko o to, że Shawna robiła to z połową chłopaków z miasteczka. Od czasu, kiedy zobaczył Samanthę, żadna inna dziewczyna go nie podniecała.
– Idiota – mruknął pod nosem, ale wystarczająco głośno, żeby usłyszał go brat.
– Ty to powiedziałeś, nie ja – odezwał się Mike z dolnej pryczy i odwrócił się na drugi bok.
– Śpij.
– Właśnie próbuję. Co za beznadziejna sytuacja. Kyle wiedział, że ma dwa wyjścia: może zapomnieć o Sam albo starać się przezwyciężyć jej obojętność.
Większość dziewczyn traciła głowę na jego widok. Te, na które nie działa jego uroda, zwykle ulegały, kiedy się dowiadywały, że jest bogaty, i to bardzo. Tak reagowały dziewczyny w rodzaju Shawny Davis. Ale on nie chciał Shawny. Po raz pierwszy w życiu pragnął dziewczyny. Interesowała go tylko ta jedyna, której nie mógł zdobyć.
– Przestań się ślinić – zażartował Michael, kiedy następnego dnia jechali konno przez wzgórza, doglądając stada bydła pasącego się na brzegu strumienia. Cielęta podskakiwały wesoło u boku matek, ale to nie zwierzęta przyciągnęły uwagę Kyle'a. Na sąsiednim polu Sam pomagała ojcu przy traktorze. Z rury wydechowej unosiły się spaliny aż pod niebieskie, bezchmurne niebo. Samantha, nie zdając sobie sprawy, że ktoś ją obserwuje, pochyliła się i zajrzała do silnika.
– Wcale się nie ślinię – wymamrotał Kyle, ale nie spuścił wzroku z Sam.
– Jasne. – Mike, rok starszy i znacznie bardziej dojrzały, jeśli chodzi o płeć przeciwną, badawczo spojrzał na brata. – Stary, ale cię trafiło.
– Nic mnie nie trafiło.
– Uważaj, bo uwierzę. Aż się do niej palisz, a ona nawet na ciebie nie spojrzy, co? – Mike uśmiechnął się znacząco.
– Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek w życiu jakaś dziewczyna – zwłaszcza taka… swojska i wyszczekana – tak na ciebie podziała. Podoba mi się to. – Skinął głową z namysłem.
– Bardzo mi się to podoba.
– Wcale nie jest swojska.
– W porównaniu z Connie Benton, Beverly Marsh i Donną Smythe? – Mike wymienił trzy dziewczyny, z którymi Kyle się umawiał w minionym roku. – Ona chyba nie jest w twoim typie.
– A niby jaki jest mój typ?
– Bogata, piękna snobka.
– Nic nie rozumiesz.
– Nie? – Zerknął na Sam i jego uśmiech nagle zniknął.
– Lepiej zostaw ją w spokoju, dobrze? Ona nie potrzebuje kogoś takiego jak ty. Będą z tego same kłopoty.
– Wiesz, Mike, straszny z ciebie dupek.
– Dopiero teraz to zrozumiałeś? Jesteś beznadziejny. – Śmiejąc się, ściągnął wodze i krzyknął na konia. Sam usłyszała go i obejrzała się, a Mike odjechał w chmurze pyłu.
Kyle podjechał do ogrodzenia wokół pola, chociaż w uszach nadal mu dźwięczało ostrzeżenie brata. Zsiadł z konia i przeszedł między zardzewiałymi drutami. Od razu zauważył, że na jego widok Sam wyraźnie się zdenerwowała. Wyglądała tak, jakby miała ochotę go udusić.
– Pomóc w czymś? – zapytał, wskazując na traktor.
– Dziękuję. Damy sobie radę. – Uśmiechnęła się do niego sztywno.
– Sam, gdzie twoje dobre maniery? Szczerze powiem, że przyda nam się pomoc. – Jim, ojciec Samanthy, okrążył przyczepę i oparł się ramieniem o popękane, plastikowe siodełko traktora. Z kieszeni wyjął brudną chustkę i otarł pot z twarzy. – Cholerna prądnica. To niezły traktor, służył twojemu dziadkowi przez wiele lat i wcale się nie psuł, ale jest coraz bardziej wysłużony. – Westchnął i schował chustkę do kieszeni kombinezonu. Był niski, na brodzie srebrzył mu się dwudniowy zarost. Jim całe życie mieszkał w Wyoming, tak jak wiele pokoleń Rawlingsów przed nim. – Właśnie kończymy zwozić siano. Jack i Matt zawieźli ostatnią partię do stodoły, aż tu nagle traktor zaczął nawalać.
– Może ja rzucę na to okiem – zaproponował Kyle.
– Nie! Damy sobie radę – oświadczyła Samantha.
– Znasz się na traktorach? – zaciekawił się jej ojciec. Dopiero teraz Kyle zauważył, że mówi trochę niewyraźnie i bije od niego lekka woń whisky.
– Trochę.
Sam stanęła między Kyle'em a ojcem.
– Nie zawracaj sobie głowy. Naprawdę poradzimy sobie sami. – Starannie wymawiała każde słowo, jakby w nadziei, że ojciec zrozumie, o co jej chodzi. Kiedy nie zareagował, zwróciła się do Kyle'a. Wymuszony uśmiech nie pasował do zdenerwowania widocznego na jej twarzy. – Jack i Matt zaraz tu wrócą. – Zmrużyła oczy i spojrzała w dał, jakby siłą woli chciała sprowadzić robotników na pomoc. – Nie musisz robić sobie kłopotu.
– Żaden kłopot. – Spojrzeli sobie w oczy. Zauważył, że W zagłębieniu u nasady jej szyi pulsuje jakiś nerw.