Выбрать главу

– Ale to nasza praca. Poradzimy sobie.

– Czasami naprawiam samochody i…

– Traktor to nie to samo.

– Prawie to samo. – Nie zamierzał ustąpić, chociaż widział w oczach Sam narastającą panikę. Bała się, że Kyle opowie Kate o pijaństwie ojca.

– Posłuchaj tego – odezwał się Jim. Chciał wspiąć się na siodełko, ale stopa mu się osunęła i wylądował na ziemi. – Do diabła! – warknął. Chwycił się siodełka i w końcu udało mu się na nim usiąść. Mamrocząc coś do siebie zapalił papierosa, a potem przekręcił kluczyk w stacyjce.

Silnik warknął, ale zaraz zamilkł. Wydmuchując dym nosem, Jim spróbował uruchomić maszynę jeszcze raz, ale akumulator się rozładował, więc jedynym efektem był cichy stuk pod maską.

– A to sukin…

– Tato!

– Całkiem się wyładował. Cholerny… Sam zacisnęła zęby.

– Tato, proszę.

– Ale nic się nie dzieje. Kyle'owi na pewno mój język nie przeszkadza. Ta przeklęta maszyna…

– Tato, przestań. – Policzki Sam płonęły. Krople potu spływały po szyi na bluzkę. – Zostaw nas, dobrze? – zwróciła się do Kyle'a. – Odprowadzimy traktor na ranczo. Matt wie, że mamy awarię i niedługo tu wróci…

Jim zeskoczył na ziemię i niemal się przewrócił. Syknął z bólu i wyprostował się. Popiół z papierosa spadł mu na pierś.

– W takim stanie nie powinien prowadzić traktora.

– O Boże – wyszeptała Sam. – Nie, on wypił tylko trochę.

– Trochę? Na litość boską, on jest zalany w pestkę. Może zrobić sobie krzywdę albo kogoś zranić.

– Nie dopuszczę do tego – oznajmiła z determinacją, dumnie prostując ramiona. Wyzywająco spojrzała mu w oczy.

– O czym tam mówicie? – wybełkotał Jim.

– Nic takiego, tato – uspokoiła go, śląc Kyle'owi błagalne spojrzenie. Po raz pierwszy zobaczył, że bywa bezbronna i zrozumiał, dlaczego nie pozwalała mu się do siebie zbliżyć.

W oddali rozległ się warkot silnika. Sam odetchnęła z ulgą na widok nadjeżdżającego od strony rancza samochodu.

– Matt wrócił, tato – powiedziała, nie odrywając wzroku od Kyle'a. – Możesz już iść. Matt wszystko naprawi.

– Nic nie powiedziałeś babce… Głos Sam zaskoczył Kyle'a. Obejrzał się i zobaczył, że dziewczyna stoi obok. Siedział samotnie nad strumieniem, oparty plecami o drzewo palił papierosa, na którego właściwie nie miał ochoty, i zastanawiał się, co się jeszcze tego łata wydarzy. Zmierzch szybko zmieniał się w mrok i ryby zaczynały podpływać pod powierzchnię wody.

– Niby dlaczego miałem to zrobić? – Na jej widok serce zabiło mu szybciej. Włosy miała rozpuszczone, a zamiast zwykłych wytartych dżinsów włożyła białe szorty i bluzeczkę z cienkiego materiału, zawiązaną pod biustem. – Kate nie byłaby uszczęśliwiona, gdyby się dowiedziała, że jej zarządca pije.

– Wcale nie – zaczęła i urwała. – On się stara przestać. Potrafi bardzo długo nie pić ani kropli, a potem coś w niego wstępuje i znów zaczyna. Na pewno niedługo przestanie.

– Jesteś pewna? Wahała się o sekundę za długo.

– Tak.

– A jeśli nie?

– Przestanie.

Po raz pierwszy ogarnęło Kyle'a współczucie dla Sam. Stale musiała kryć ojca, udawać, że życie toczy się normalnie, Chociaż tak naprawdę nigdy nie mogła być pewna, co się stanie następnego dnia. Zgasił papierosa na płaskim kamieniu.

– Skąd możesz wiedzieć, że przestanie? Westchnęła głęboko. Wiatr zaszeleścił w drzewach i rozwiał jej włosy.

– Mama powiedziała, że jeśli nie przestanie, to się z nim rozwiedzie.

– I myślisz, że to zadziała?

– Ojciec się tym przejął. – Usiadła obok niego na kępie suchej trawy. Kyle'a owionął zapach dzikich kwiatów i mydła. Sam zerwała źdźbło trawy, pokruszyła je i rzuciła na wiatr.

– Nie możesz go kryć w nieskończoność.

– Wiem. Oczarowany jej bliskością, miał kłopot z prowadzeniem rozmowy.

– Kate w końcu się dowie.

– Wiem, już powiedziałam.

– I co wtedy?

– Słuchaj, nie mówmy o tym, dobrze? Tata ma problem. Wie o tym, ja i mama też o tym wiemy. Robimy wszystko, żeby zapanować nad sytuacją. Tamtego dnia miał wpadkę i martwi się, że widziałeś go w takim stanie. To się już nie powtórzy.

– Bardzo wierzysz w swojego staruszka.

– Znam go. Kocha swoją pracę. Bardzo lubił pracować dla twojego dziadka, a Kate po prostu uwielbia, więc się o niego nie martw. Przyszłam tu tylko po to, żeby ci podziękować za dyskrecję.

Chciała odejść, lecz chwycił ją za nadgarstek. Pod palcami wyczuł przyśpieszony puls.

– Nie tylko po to tu przyszłaś.

– Nie? – Spojrzała na niego zdziwiona i natychmiast zrozumiała, co miał na myśli. – Na litość boską, nie pochlebiaj sobie.

– A nie mam powodu?

Patrzyła na niego długo i surowo. Jej skóra pod jego palcami zaczęła się robić coraz cieplejsza. Sam wydęła wargi, a on natychmiast sobie wyobraził, że ją całuje do nieprzytomności.

– Od pierwszego dnia się na mnie uwziąłeś, ale ja nie jestem tobą zainteresowana. Miałam nadzieję, że to w końcu do ciebie dotrze.

– Sądzę, że się boisz. Roześmiała się.

– Boję się? Ciebie? Dlaczego? Bo jesteś wnukiem szefowej? Dlatego, że przyjechałeś z wielkiego miasta? Zapewniam, że się ciebie nie boję. Śmiać mi się tylko chce, że masz o sobie takie wygórowane mniemanie. Wydaje ci się, że jesteś nie wiadomo kim. – Uniosła lekko głowę. – Czego ty właściwie ode mnie chcesz?

– Może tylko chciałbym cię lepiej poznać?

– Już ci mówiłam, że nie interesuje mnie to.

– Dlaczego nie? – Przyjrzał jej się badawczo. – Czy to ze względu na Tadda?

– Na Tadda?

– Słyszałem, że się z nim spotykasz.

– To tylko… – Potrząsnęła głową i westchnęła. – Tadd to po prostu przyjaciel. Wszyscy mają go za łobuza, ale on wcale taki nie jest. To fajny chłopak, tylko trochę zagubiony.

– Ciągle pakuje się w kłopoty.

– Tak samo jak ty. Może to innego rodzaju kłopoty, ale też kłopoty.

Zacisnął mocniej dłoń na jej nadgarstku.

– Skoro nie chodzi o Tadda ani o żadnego innego faceta…

– Nie ma żadnego innego faceta.

– W takim razie dlaczego mnie unikasz? Zawahała się, a potem wolno cofnęła ramię. W pobliskich drzewach odezwała się sowa.

– Chcesz znać powody? W porządku. Jest ich całe mnóstwo. – Podstawiła mu palec pod nos. – Po pierwsze, nie spotykam się z mężczyznami, dla których pracuję.

– Przecież ja nie…

– Po drugie – wyprostowała drugi palec – nie jesteś z tych stron. – Kolejny palec pojawił się przed jego nosem. – Po trzecie, jesteś zepsuty do szpiku kości i po czwarte, zadajesz się z towarzystwem, które mi nie odpowiada. – Opuściła rękę. – Nie przyszłam tu po to, żeby się z tobą kłócić. Jeszcze raz dziękuję, że nie powiedziałeś nikomu o moim ojcu. Jestem ci za to wdzięczna i obiecuję, że już więcej nie będzie pił w pracy. – Wstała i zaczęła odchodzić. – Muszę wracać.

– Nie, zaczekaj! – zawołał. Wstał pośpiesznie i pobiegł za nią. Zrównał się z nią, kiedy przystanęła i zagwizdała na gniadą klacz pasącą się koło kamienia. – Nie uciekaj.

– Wcale nie uciekam.

– Właśnie że uciekasz.

– No dobrze. Uciekam, bo się boję. Nagle poczuł suchość w gardle i przełknął nerwowo ślinę.

– Ja też się boję – wymamrotał.

– O, nie… – wyszeptała, a on w tej samej chwili kompletnie stracił głowę i pocałował ją tak mocno, aż świat wokół niego zawirował. Sam na ułamek sekundy zesztywniała w jego ramionach, ale zaraz rozluźniła się. Ciepła i uległa, pachnąca lawendą, wtopiła się w niego miękko. Serce biło mu jak oszalałe, w uszach mu huczało i nie słyszał nawet szumu wody ani rżenia klaczy.