Выбрать главу

– Odejdź.

– Jeszcze nie.

– Podam cię do sądu.

– Jasne.

– No to mój tata przyjdzie do ciebie ze strzelbą. Kyle roześmiał się.

– Nie bardzo w to wierzę.

Rozzłościła się na serio. Widział w jej oczach niebezpieczne iskierki.

– Zawstydzasz mnie.

– Z takim ciałem nie masz się czego wstydzić.

– To ty powinieneś się wstydzić tego, co mówisz.

Znów się roześmiał i sięgnął po jej ubranie. Krzyknęła zduszonym głosem.

– Ani mi się waż…

– Co takiego? – Podniósł z ziemi jej szorty, bluzkę i bieliznę.

– Jeśli mnie tu zostawisz bez ubrania, to przysięgam, że przyjdę do ciebie, jak będziesz spał i wytnę ci serce, albo utnę ci jakąś inną część ciała, do której jesteś przywiązany.

– Zrobiłabyś to? – Nie przyszło mu do głowy, by ukraść jej ubranie, ale ten pomysł nawet mu się spodobał. Samantha podpłynęła do brzegu.

– Bez wahania.

– To by dopiero było coś.

– Jesteś zepsutym, zarozumiałym, bogatym sukin…

– Ale mam twoje ubranie. Na twoim miejscu bardziej bym uważał na to, co mówię.

Nie słuchała go. Najwyraźniej doszła do wniosku, że niewiele ma do stracenia i wyszła z rzeki. Jej wspaniałe ciało ociekało wodą. Podeszła do niego, trzęsąc się z oburzenia.

– Ty wstrętny padalcu…

– Nie myślisz tak naprawdę. – Patrząc jej prosto w oczy, podał jej ubranie. – Nie miałem zamiaru tego zabierać.

– Akurat. – Wyrwała mu szorty i włożyła je. Kiedy wciągała je z wysiłkiem na mokre ciało, Kyle poczuł, że jego podniecenie daje o sobie znać bardziej namacalnie. Samantha zapięła szorty, więc nie mógł już podziwiać jej nagich bioder i podbrzusza. Szybko włożyła bluzkę, a majtki i stanik wsunęła do tylnej kieszeni szortów. Spojrzała gniewnie na Kyle'a.

– Dlaczego ciągle mnie poniżasz?

– Ponieważ inaczej w ogóle nie zwróciłabyś na mnie uwagi.

– A więc chodzi o twoją urażoną dumę? – Sięgnęła po buty. – Tyle dziewczyn aż piszczy, żeby się z tobą spotkać. Baw się z nimi w podglądacza.

– Wcale nie chcę innych dziewczyn. Zamarła w bezruchu.

– Na pewno chcesz.

– Chcę tylko ciebie. – Kiedy to powiedział, po raz pierwszy do niego dotarło, że to prawda.

Drgnęła gwałtownie i niemal wypuszczając but z ręki, spojrzała mu badawczo w oczy.

– Nie wierzę.

– Tak jest. – Bez namysłu wyciągnął ku niej ramiona. – I zapewniam cię, że zmieniłbym to, gdybym tylko potrafił.

– Nie, Kyle, przestań… – protestowała, kiedy zaczynał ją całować. – Proszę…

– O co prosisz? – zapytał, ale już nic nie powiedziała. Rozchyliła usta i poddała się ogarniającej ciało słabości.

Razem potoczyli się na spękaną, suchą ziemię i tam, przy wtórze szumu rzeki i szelestu liści, Kyle po raz pierwszy zrozumiał, jak można się kochać. Niecierpliwie, namiętnie, czując, że jego duszę ogarnia jakieś nie znane mu dotąd uczucie, zabrał jej dziewictwo, a w zamian dał kawałek swojego serca.

Nawet teraz, po tylu latach, pamiętał ten pierwszy raz. Mokre włosy okalały jej twarz, oczy miała szeroko otwarte, zdziwione i trochę wystraszone, skóra pod jego palcami drżała, kiedy się z nią połączył i odnalazł kawałek nieba.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Zastanawiała się, dlaczego to się musiało stać teraz. I czy w ogóle musiało się tak stać? Wcale jej to nie było potrzebne! Szybkimi ruchami przygotowywała kanapki z tuńczykiem i majonezem. Okno nad zlewem było otwarte. Dostrzegła przez nie córkę wspinającą się na rosnącą za domem jabłoń.

– Caitlyn! Chodź coś zjeść! – zawołała.

– Już idę! – Dziewczynka zeskoczyła z gałęzi zręcznie jak kot, wylądowała miękko na ziemi i pobiegła do domu. Kieł, wielki mieszaniec, pobiegł za nią.

– Zostaw buty na werandzie.

– Wiem, wiem. – Caitlyn zdjęła buty, pomagając sobie czubkiem drugiej stopy.

– I umyj…

– Ręce i twarz – dokończyła za matkę.

– Właśnie. Drzwi z siatki otworzyły się ze skrzypieniem, a potem zamknęły z hukiem, kiedy Caitlyn pobiegła do łazienki. Kieł, machając ogonem, usadowił się na swoim ulubionym miejscu przy starym bojlerze. Zardzewiałe rury jęknęły i z łazienki dobiegł plusk wody. Chroniąc dłonie kuchennymi rękawicami, Sam wyjęła z pieca gorący placek z truskawkami i rabarbarem. Nie była dobrą kucharką, więc placek lekko przypalił się na brzegach, ale kuchnię wypełnił apetyczny zapach owoców i cynamonu.

Uśmiechnięta Caitlyn weszła do kuchni. Wszystkie jej obawy, że ktoś ją śledzi z ukrycia, najwyraźniej zniknęły, tym bardziej że od czasu telefonu od Jenny Peterkin nikt jej już nie nękał. Życie Sam i jej córki znów zdawało się toczyć dawnym spokojnym trybem. Z wyjątkiem tego, że w pobliżu był Kyle Fortune. Czy to się jej podobało, czy nie, Samantha musiała się liczyć z tym, że kiedyś znów go spotka.

– Mogę dostać kawałek ciasta? – zapytała Caitlyn.

– Później. Sam postawiła placek na parapecie, żeby wystygł, a Caitlyn usiadła za stołem.

– Kiedy przyjedzie mama Sary?

– Pewnie już za chwilę. – Samantha zerknęła na zegar i nalała córce pół szklanki mleka. – Jedz szybko.

Caitlyn już przełykała kęs kanapki. Jej zęby nadal po dziecinnemu wydawały się trochę za duże, a cała sylwetka dziewięciolatki robiła wrażenie trochę niezdarnej, ponieważ ręce i nogi rosły szybciej niż cała reszta. Dla Samanthy jednak córka była najpiękniejszą dziewczynką na świecie.

– Powiedz mamie Sary, że przyjadę po was, kiedy skończy się lekcja. – Sam usiadła za stołem i sięgnęła po kanapkę. – A gdybym się spóźniła, ani tobie, ani Sarze nie wolno…

– Wiem, wiem. Nie wolno nam pływać samym w rzece, nie wolno nam wsiąść do żadnego samochodu, gdyby ktoś nam proponował podwiezienie do domu i… O! Już przyjechała! – Przez otwarte okno dobiegł je chrzęst opon na żwirze. Kieł zerwał się z podłogi i zaszczekał.

– Tak wcześnie? Dziesięć minut przed czasem? – zdziwiła się Sam. Matka Sary, Mandy Wilson, była wiecznie spóźniona, ponieważ wychowywała czwórkę dzieci i pracowała na pół etatu. Mimo to Mandy upierała się, że będzie na zmianę z Sam dowoziła dziewczynki na kurs kajakarstwa, który postanowiły skończyć w czasie wakacji.

– Cicho, piesku – uspokoiła Caitlyn Kła. Odłożyła nadgryzioną kanapkę, wypiła łyk mleka i wstała od stołu. Chwyciła wiszący na haczyku plecak i już miała wybiec z domu, gdy nagle stanęła jak wryta. – O, to nie Sara – rzekła rozczarowana.

– Nie? W takim razie kto? – Prawdę mówiąc, Samantha nie musiała pytać. Wiedziała, że najprawdopodobniej jest to Kyle. Serce skoczyło jej w piersi i niemal upuściła szklankę z mrożoną herbatą.

Dlaczego pech tak ją prześladował? To spotkanie nastąpiło zbyt szybko. Nie była na nie gotowa, ale zapewne nigdy nie byłaby na nie gotowa. Zebrawszy myśli zerknęła przez okno, gdzie słońce odbijało się od maski zakurzonej furgonetki. Gdyby Kyle tylko wiedział, jak bardzo go dziesięć lat temu kochała i jak okrutnie złamał jej serce!

Ich namiętny romans nie był zaplanowany, zakochali się w sobie po wariacku, na zabój, tylko że w przypadku Kyle'a miłość nigdy nie trwała dłużej niż dwa tygodnie. Samantha natomiast wierzyła w miłość na całe życie. Z pozoru twarda realistka, w głębi serca była prawdziwą romantyczką. Niemądra, naiwna dziewczyna!

Odsunęła krzesło, przywołała całą siłę woli i wyszła na werandę, gdzie ciekawska jak zwykle Caitlyn wpatrywała się w przybysza szeroko otwartymi oczami. Nieświadom tego, że przygląda mu się własna córka, sprężystym krokiem wszedł na werandę. Jego przeciwsłoneczne okulary pokrywał kurz, jakby Kyle przed przyjazdem tutaj wykonywał jakieś prace na ranczu. Zielona koszula z podwiniętymi rękawami opinała jego szeroką pierś. Samantha chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć głosu z zaschniętego gardła. O Boże, powtarzała nerwowo w myślach, jakby chciała się o coś pomodlić, ale nie znajdowała odpowiednich słów.