Podczas tego dawno minionego lata tak silnie opętało go uczucie do Sam, że stracił część samego siebie, a nie zgadzała się z tym jego męska duma. Przecież Samantha nawet nie była w jego typie. Zbyt uparta, pyskata i niezależna. Miała siedemnaście lat, a strzelała lepiej od niego, potrafiła spętać młodego byczka, zaszczepić całe stado bydła, uspokoić spłoszonego ogiera i naznaczyć całą gromadę cieląt, nie mrugnąwszy nawet okiem. Nigdy się do tego nie przyznała, ale na pewno z łatwością wykastrowałaby byka.
Zakochał się w niej tak mocno, jak to się nie powinno przytrafić żadnemu mężczyźnie.
Pod koniec lata uciekł do Minneapolis, gdzie czekała na niego Donna, gotowa go przyjąć i odpędzić nękającą go obsesję na punkcie Sam. Łagodna, kobieca, otoczona zapachem drogich perfum, spowita w jedwabie Donna Smythe nigdy się z nim nie kłóciła ani się mu nie sprzeciwiała. Śmiała się z jego żartów, robiła to, o co prosił, uśmiechała się do niego z uwielbieniem i nigdy go nie łajała. Całkowite przeciwieństwo Sam.
Jedynym celem życia Donny zdawało się być uszczęśliwianie Kyle'a. Kiedy zaczynał dochodzić do wniosku, że czas już przerwać tę grę, że jej starania i słodkie uśmiechy go nudzą, zostali przyłapani razem w łóżku. Jak głupiec dał się zapędzić w pułapkę małżeństwa. Żeby zapomnieć o Sam, poślubił „odpowiednią” kobietę, ze swojego środowiska, ale nadal był nieszczęśliwy. Wszyscy w rodzinie cieszyli się z tego ślubu – wszyscy oprócz Kate.
Odciągnęła go na bok, przypomniała mu, że jest młody, a po świecie chodzi wiele kobiet i być może piękna panna z najlepszego towarzystwa to wcale nie jest to, czego szuka. W grę jednak wchodziła duma Kyle'a i opinia Donny. Była dla niego taka dobra, więc nie chciał, by sobie pomyślała, że jest jego kolejną zdobyczą, jedną z wielu. Poza tym tłumaczył sobie, że coś do niej czuje, może nie z taką namiętną, obezwładniającą pasją, z jaką kochał Sam, ale na swój sposób ją kocha.
Małżeństwo od początku było skazane na klęskę. Kyle nie znosił ograniczeń, nie przepadał za towarzystwem z country klubu, nie chciał się kształcić ani pracować w rodzinnej firmie, na co nalegała jego żona. Donna była pewna, że któregoś dnia Kyle stanie na czele finansowego imperium dziadka, a tymczasem jemu wcale na tym nie zależało.
Wkrótce po ślubie, gdy zaczęły się sprzeczki, stało się jasne, że Donna ma zupełnie inne ambicje niż Kyle. Wydawało mu się, że został na całą wieczność przykuty do kobiety, której wcale nie zna, która patrzyła na niego nie jak na mężczyznę, ale jak na główną wygraną. Patrzcie, co zdobyłam! Dziedzica wielkiego majątku! Chciała mu narzucić, jak ma się ubierać, jakim samochodem jeździć, gdzie mieszkać, jak zabiegać o przynależny mu spadek – udział w firmie. Donna ostrzegała go, żeby uważał na braci i kuzynów i pilnował, czy nie podlizują się Kate, by zapewnić sobie większą część majątku.
Nie mógł tego znieść. Donna rozprawiała o wspólnych dzieciach i wysłaniu ich do najlepszych szkół z internatem. Zabierała go na przedstawienia baletowe, koncerty symfoniczne i nudne przyjęcia w country klubie.
Zanim minęły cztery miesiące, Kyle'a ogarnął dziwny niepokój. Sprzeczki zamieniły się w gwałtowne awantury. Donna, kiedyś taka łagodna i uległa, przekształciła się w ziejącego ogniem smoka, który chciał go zmienić w kogoś zupełnie innego. Gdy Kyle zaczął stawać okoniem, wydawała się zszokowana. Przypomniała mu, że o jej rękę starało się wielu chłopców z dobrych rodzin, ale ona wszystkich odrzuciła i wybrała jego. Oznajmiła mu, że jest rozczarowana. Wrócił z Wyoming odmieniony, nie poznawała go. Nie wie, co się tam stało, ale to nie było nic dobrego.
Kyle nie zgadzał się z nią, ale milczał.
Kłócili się, Donna płakała, on ją pocieszał. Kochali się bez ognia i namiętności, aż w końcu Kyle zaczął sypiać w pokoju gościnnym. Miarka się przebrała w dniu, kiedy odmówił pójścia na uroczyste przyjęcie. Cały dzień spędził w firmie ojca, na rozmowach z prawnikami, księgowymi i wspólnikami. Nie byłby w stanie wytrzymać ani minuty w towarzystwie nadętych ważniaków, wśród których obracała się Donna.
Tej nocy, kiedy jak zwykle był sam w pokoju gościnnym, długo patrzył na światła Minneapolis, ale myślami był w Wyoming, gdzie wzgórza spowijała czerń nocy, a niebo migotało milionami gwiazd. Wspominał, jak kochał się z Sam pod srebrnym sierpem księżyca i zastanawiał się, dlaczego nie potrafi przywołać obrazu własnej żony podczas namiętnych chwil.
– Jesteś draniem – powiedział sobie. – Pewnie skończysz w piekle.
Następnego ranka zastał Donnę w kuchni. Makijaż nie był w stanie ukryć zaczerwienionych oczu. Zapomniany papieros dopalał się w jej palcach. Była ubrana w różowy, rozchylony na piersiach szlafrok i siedziała za stołem przy wychodzących na zasypany śniegiem taras przeszklonych drzwiach.
– To koniec – oznajmiła, zagryzając wargi.
– Co takiego?
– Nie udawaj głupka, skarbie, to nie uchodzi. Mówię o nas i o tym przeklętym małżeństwie, którego od początku nie chciałeś.
Nie zaprzeczał, bo nie potrafił kłamać. Donna zalała się łzami, ale kiedy chciał ją pocieszyć i objąć jej drżące ramiona, odepchnęła go. Powiedziała, że już się porozumiała z adwokatem. Nie zażądała rozwodu, tylko unieważnienia związku. Prawnicza machina już poszła w ruch.
– Będziesz znów wolny – oznajmiła. Głęboko zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym pod sufit. – Tego właśnie chcesz.
– Myślę, że powinniśmy porozmawiać.
– Po co? – Spojrzała na niego twardo. – To nic nie da. Nie kochasz mnie. Nigdy mnie nie kochałeś, a tego lata… cóż, wydawało mi się, że się zmieniłeś. Po powrocie z Wyoming wydawałeś się inny, bardziej wrażliwy. Było w tobie więcej życia. – Zamyśliła się na ułamek sekundy i wzruszyła ramionami. – Do diabła z tym. To i tak nie ma znaczenia. Myślałam, że potrafię sprawić, żebyś mnie pokochał, ale mi się nie udało. – Głos jej się łamał. Zgasiła papierosa, nerwowo przełykając ślinę.
– Przykro mi.
– Niepotrzebnie. – Głośno pociągnęła nosem i sięgnęła do kieszeni po chusteczkę. – Od początku wiedziałam, że z trudem okazujesz uczucia i wcale nie chcesz się ustatkować, więc po prostu to zakończmy. Weź tylko pod uwagę, że mam swoją dumę. Chcę, żeby wszyscy myśleli, że to ja chciałam się z tobą rozstać.
Kyle zgodził się i tego samego dnia się wyprowadził. Znalazł umeblowane mieszkanie i dokonał wszystkich formalności koniecznych do zakończenia małżeństwa, które tak naprawdę nigdy się nie zaczęło. Jego siostra, Jane, starała się go od tego odwieść. Niepoprawna romantyczka, zarzucała mu, że jest rozpuszczonym bachorem i niedostatecznie się starał. Starszy brat, Michael, wypomniał mu brak odpowiedzialności, ale przyznał, że zawsze uważał jego i Donnę za niedobraną parę. Na szczęście Kristina była jeszcze zbyt młoda, by interesować się czymkolwiek oprócz samej siebie.
Bał się, że ojciec da mu niezły wycisk, ale Nathaniel Fortune sam miał za sobą nieudane małżeństwo z matką Kyle'a, więc na szczęście zachował własne opinie dla siebie.
Tak więc Kyle, znów oficjalnie wolny od zobowiązań, przysiągł sobie, że nigdy więcej się nie ożeni. Kto raz się sparzył, na zimne dmucha.
Ale wtedy nie brał pod uwagę tego, że jest ojcem. Na myśl o tym niemal zaciął się maszynką do golenia.
On ojcem! A nie jest nawet mężem. Ochlapał twarz wodą i wysuszył. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że będzie miał dziecko albo że znów spotka Samanthę. Teraz jednak, dzięki temu przeklętemu spadkowi, stanął twarzą w twarz z tą upartą kobietą.
Kłopot polegał na tym, że jej rudoblond włosy, zielone oczy i jasne piegi intrygowały go teraz tak samo jak dawniej, a może nawet bardziej. Nie była już dziewczyną, tylko dorosłą kobietą z własnym zdaniem, posiadaczką rancza i matką córki, jego córki. Nieokiełznana i silna, Samantha Rawlings stanowiła wielkie wyzwanie i Kyle nie był pewien, czy chce się z nią zmierzyć.