Выбрать главу

Jego słowa otworzyły stare rany.

– Już mnie poznałeś, Kyle. I nie chciałeś mnie. – Z jej słów przebijały gorycz i ból. Chciała cofnąć rękę, ale on jeszcze mocniej ją ścisnął.

– Byłem wtedy młody i lekkomyślny. – Przysunął się bliżej, a ona poczuła dreszcz.

– I głupi? – podsunęła.

– Być może.

– Co do tego nie mam wątpliwości. – Denerwowało ją, że jej głos brzmi tak drżąco i niepewnie. – Popełniliśmy wiele błędów. Tak bywa.

– Ale nie żałujesz tego, co się między nami wydarzyło? – zapytał, patrząc jej w oczy.

– Nie. – Serce biło jej teraz jak młotem, krew tętniła w żyłach. Powietrze wokół nagle stało się rozgrzane i ciężkie. Oddychała z trudem. Zwisające z sufitu żarówki oświetlały ich ostrym światłem. – Mam Caitlyn. Nigdy nie będę żałowała, że… byliśmy razem. – Przełknęła ślinę. – Z jej powodu.

– Czy jest jeszcze jakiś inny powód? – Dotknął jej ramienia i omal nie rzuciła mu się na szyję.

– Nie. – Musi być stanowcza i dbać o swoje serce, które z łatwością mógł znów złamać. – Jeśli się spodziewasz, że z przyjemnością wspominam nasz romans, ból po tym, jak mnie opuściłeś i ożeniłeś się z inną, to się mylisz. Nie mogę powiedzieć, że żałuję naszej znajomości i tego, że razem sypialiśmy, ale tylko ze względu na Caitlyn. Gdyby nie ty, nie miałabym jej. Poza tym nasz związek był wielką pomyłką.

– Nie było tak źle. – Jego ręka była gorąca, parzyła jej palce. – Prawda?

– Było okropnie. Skrzywił się lekko, a ona cofnęła ramię. Wiadro z brzękiem upadło na posadzkę. Na dworze zaszczekał Kieł.

– Zostaw mnie w spokoju, Kyle. Owszem, dowiedziałeś się, że jesteś ojcem, ale między nami nic to nie zmienia. Mówiłam ci już…

– Wiem, co mówiłaś. I jeszcze raz powtórzę: nie umiesz kłamać, Samantho. – Pochylił się i mimo jej oporu otoczył ją ramionami. Chciała się cofnąć, ale wyczuła za sobą ścianę. Co on wyrabia? Dlaczego tak się nią bawi?

– Kyle, przestań. Jeśli zachowałeś resztki przyzwoitości…

– Nie zachowałem. Oboje o tym wiemy. – Pocałował ją gorąco, niecierpliwie. Objął ją mocniej, a ona poczuła, że nogi się pod nią uginają i skóra płonie żywym ogniem. Chciała zaprotestować, ale nie była w stanie wydobyć z siebie słowa.

Kyle, nie rób mi tego. Od dziesięciu lat staram się o tobie zapomnieć! Te słowa huczały jej w głowie, ale nie wydobyły się na zewnątrz. Jeszcze nigdy nie doświadczyła takiej reakcji. Przypominała sobie, jak to było kiedyś. Jego gorące ciało, napięte mięśnie, cicho szeptane słowa miłości, pocałunki, dotknięcia, przełamana bariera dziewictwa i niesamowite ciepło zalewające jej ciało. Teraz znowu zaczynało w niej narastać.

Z cichym jękiem poddała się pocałunkowi, rozchylając usta, odpowiadając językiem na pieszczoty jego języka. Jej ciało domagało się czegoś więcej… Nie mogła do tego dopuścić. Płomień trawiący jej ciało był bardzo niebezpieczny.

Kyle podniósł głowę i objął jej policzki dłońmi. Oczy pociemniały mu z namiętności.

– Sam, Sam, Sam – jęknął cicho. – Dlaczego mi to robisz?

– Ja? Ja tobie? Och, Kyle… – Starała się uporządkować myśli. To niedobrze, że jest tu z nim sama, że go dotyka i całuje. To bardzo niedobrze. Nie może znów się zaangażować w tę znajomość. Jest ojcem Caitlyn, ale to nie powód, żeby…

Znów zaczął ją całować, a ona zapomniała o wszelkim rozsądku. Tak naturalnie, jakby nigdy się nie rozstali, zarzuciła mu ramiona na szyję i posłuchała nie rozumu, ale zmysłów, które od dawna trwały w uśpieniu. Jeden pocałunek nie wystarczył, chciała więcej. Jego twarde, nieustępliwe usta, mocne dłonie i męski zapach budziły słodkogorzkie wspomnienia.

– Kyle… – Jej protest zabrzmiał jak prośba. Podniósł ją i wyniósł na dwór, gdzie powietrze było czyste i wiatr szeleścił w gałęziach jabłoni rosnącej na tyłach domu. Półksiężyc świecił wysoko na niebie pośród tysięcy gwiazd, lecz Sam tego nie zauważyła. Kyle zaniósł ją w cieniste miejsce nieopodal domu, gdzie trawa była sucha, a powietrze przesycał zapach róż i orlików.

Kiedy oboje padli na ziemię, z jego gardła wydobył się mimowolny cichy krzyk pożądania. Ona również nie mogła powstrzymać krzyku.

– Pamiętasz? – zapytał Kyle, owiewając gorącym oddechem jej ucho.

– Tak. O, tak… Musnął językiem jej ucho, a ona wygięła się jak sprężysta trzcina na wietrze.

– Słodka Sam. Moja dziewczyna. Przez głowę przebiegły jej wszystkie stare kłamstwa. Przestań, nakazywała sobie w myślach. Zastanów się! Kyle Fortune jest niebezpieczny. Powstrzymaj go, póki nie jest za późno. Nie mogła się jednak na to zdobyć. Kyle rozchylił zapięcie jej bluzki i poczuła na dekolcie gorący, wilgotny pocałunek. Nie mogła powstrzymać wydobywającego się z ust jęku. Guzik po guziku rozpinał jej bluzkę, wolno odsłaniając skórę. Wygięła się w łuk, a on odsunął z jej ramienia ramiączko stanika. Poczuła jego gorący oddech na nagiej piersi.

– Jesteś piękniejsza, niż zapamiętałem – powiedział zmienionym głosem, pochylając się nad nią.

Czekała na coś więcej, jej ciało pragnęło jego dotyku i języka, ale on tylko patrzył na nią jak zaczarowany.

– Kyle… Znów pocałował jej pierś i załatają fala gorąca. Tym razem pocałunek był mocniejszy, gorący, ale zaraz się skończył, jakby Kyle się z nią drażnił.

– Proszę… – O nie! Czyżby go błagała o więcej? Namiętność stłumiła wszelkie rozsądne myśli. Samantha przyciągnęła jego głowę do piersi, a on ponowił pieszczoty. Wyraźnie wyczuła jego podniecenie! To szaleństwo. Niebezpieczne szaleństwo, które wymyka się spod kontroli. Nie potrafiła przestać. Od czasów Kyle'a nie pozwoliła się dotknąć żadnemu innemu mężczyźnie i po dziesięciu latach wstrzemięźliwości nie potrafiła powstrzymać fali pożądania, zalewającej ją z prymitywną siłą.

Rozpięła koszulę Kyle'a, gładziła go po skórze, czuła, jak się napinają jego mięśnie. Gwałtownie wciągnął powietrze, kiedy wysunęła mu koszulę spod paska.

– Sam… czy wiesz, co ze mną robisz?

– Chyba nie chcę wiedzieć.

– Nie? – Łobuzersko uniósł brwi i pocałował ją tak, że zachłysnęła się powietrzem.

Zdjął z niej bluzkę, odrzucił na bok i rozpiął stanik. Instynktownie chciała się zasłonić, ale przytrzymał jej ramiona i spojrzał na nagie ciało w srebrzystej, księżycowej poświacie.

– Jesteś taka piękna, że to aż nieprzyzwoite. – Zaczerwieniła się, słysząc te słowa, i zamknęła oczy. Drżąc na całym ciele, przywarła do niego mocniej. – Właśnie tak – wyszeptał. – Właśnie tak.

Nie mogła myśleć, nie mogła oddychać. Ręce Kyle'a wędrowały po jej ciele, dręczyły ją i jednocześnie obdarzały przyjemnością.

– Mamy dla siebie całą noc – szepnął. Chociaż jego ręce obejmowały ją jak imadła, czuła, że drżą.

Kiedy przytulił twarz do jej brzucha, krzyknęła.

– Kyle – wyszeptała po chwili zmienionym głosem. Jedną ręką sięgnął do guzika jej dżinsów i po chwili rozległ się dźwięk rozsuwanego zamka. Poczuła powiew chłodnego powietrza, a potem gorący oddech Kyle'a. Znów zaczął ją całować, ale w tej samej chwili usłyszeli ostry, przenikliwy dzwonek telefonu dobiegający przez otwarte okno.

– Zostaw – wymamrotał.

– Nie mogę. – Instynkt macierzyński był silniejszy od pożądania.

– Nie masz automatycznej sekretarki?

– Caitlyn się obudzi… – Sam odsunęła się od niego i szybkim ruchem zapięła spodnie.

– Samantha…

Telefon znowu zadzwonił. Chwyciła bluzkę, szybko ja włożyła i zapięła, biegnąc do domu.

– Sam… Trzeci dzwonek był krótki i Samantha domyśliła się, że córka odebrała telefon w swoim pokoju. Szybko wbiegła do kuchni i również podniosła słuchawkę.