– Halo? – odezwała się.
– Tommy Wilkins mówi, że jesteś dziwką… – usłyszała po drugiej stronie.
– Kto mówi? – zapytała wściekłym tonem. Cisza. – Jesteś tam jeszcze? Słyszysz mnie? Przestań tu wydzwaniać i nas nękać, bo zadzwonię na policję i do twojej matki. Zapewniam cię, że się dowiem, kim jesteś. – Usłyszała kroki na werandzie i domyśliła się, że Kyle słyszał ostatnie słowa. Zaskrzypiały drzwi.
– Mamo… – usłyszała w słuchawce drżący głos córki.
– Rozłącz się, kochanie. – Zacisnęła zęby i w duchu przeklinała obrzydliwego szczeniaka, który pozwalał sobie na tak okrutne wybryki. – Chcę powiedzieć kilka słów…
– Nie, mamo… Rozległ się suchy trzask.
– Jesteś tam jeszcze? – dopytywała się Sam, uderzając pięścią w ścianę. – Słyszysz mnie, ty mały…
– Rozłączyli się – powiedziała Caitlyn.
– To dobrze. I niech więcej tu nie dzwonią, bo to się dla nich źle skończy. Zaraz do ciebie przyjdę.
Z rozmachem odłożyła słuchawkę i poszła na górę. Rozsadzały ją emocje, już wcześniej pobudzone pieszczotami Kyle'a.
– Jakieś kłopoty? – spytał, podążając za nią.
– Owszem. Jakieś wstrętne szczeniaki znalazły sobie zabawę i dręczą naszą córkę.
– Jak to?
– Dzwonią o najróżniejszych porach. Obrzucają Caitlyn wyzwiskami albo w ogóle nic nie mówią – rzuciła przez ramię.
– Można zidentyfikować dzwoniącego, jest takie urządzenie. Można też zadzwonić pod specjalny numer, a wtedy automat połączy cię z osobą, która ostatnio do ciebie dzwoniła.
– Tutaj nie mamy takich wynalazków. – Weszła do sypialni, gdzie córka siedziała na brzegu łóżka, nadal ściskając w ręku słuchawkę. Naciągnęła kołdrę po szyję, a po policzkach płynęły jej łzy. – Och, kochanie… – Sam odłożyła słuchawkę i mocno przytuliła córkę. – Już w porządku – uspokajała.
– Znów mnie tak nazwali.
– Nie słuchaj ich.
– Jak ją nazwali? – Kyle stanął w drzwiach, światło na korytarzu oświetlało zarys jego sylwetki. Sam nie widziała twarzy Kyle'a, ale jego głos brzmiał groźnie.
– Nieważne. – Potrząsnęła głową.
– Jak ją nazwali? – nie dawał za wygraną.
– Nie mieszaj się w to.
– Nie mieszałem się już za długo. Co ten ktoś do ciebie powiedział, Caitlyn?
Dziewczynka zaszlochała i na bluzkę Sam popłynęły łzy.
– Znowu mnie tak nazwali – szepnęła Caitlyn zduszonym głosem. – Powiedzieli, że jestem bękartem.
– Kto? – dopytywał się Kyle. – Kto to dzwonił?
– Nie wiemy. Wydawało mi się, że już ci to wytłumaczyłam. – Sam nadal trzymała córkę w objęciach i czule ją kołysała. Szloch Caitlyn powoli zmieniał się w czkawkę.
– Myślę, że to Jenny – rzekła, pociągając nosem.
– Co za Jenny? – Kyle miał ochotę udusić tę nie znaną mu małą wiedźmę. Po raz pierwszy w życiu czuł się taki bezradny. Jego dziecko ktoś skrzywdził, a on nie mógł zrobić nic, by temu zaradzić.
– Jenny Peterkin – wyjaśniła Sam. – Koleżanka z klasy.
– Dlaczego miałaby do niej dzwonić?
– Wiesz, jakie są dzieci.
– Bo ona jest podła – osądziła Caitlyn i dodała: – Nie lubi mnie, bo pani Johnson mnie wysłała na specjalną wycieczkę do Portland, lepiej gram od Jenny w koszykówkę i zajęłam lepsze miejsce w szkolnej olimpiadzie.
Mimo gniewu Kyle poczuł trochę dumy. Ten mały urwis wspaniale się spisuje. Co to za wyjątkowa dziewczynka, ta Caitlyn. Szkoda, że nie nazywa się Fortune. Babka byłaby z niej dumna.
– Jenny nie lubi przegrywać – wtrąciła Sam. – To zepsuty, bogaty dzieciak, przyzwyczajony do stawiania na swoim. Pamiętaj jednak, że nie mamy dowodu na to, kto dzwonił. Czujesz się już lepiej, kochanie? – zapytała córkę, a Caitlyn skinęła głową.
– Nie pozwól, żeby takie rzeczy doprowadzały cię do płaczu. – Kyle ujął małą rączkę dziecka. – Przez całe życie będziesz spotykała ludzi, którzy będą chcieli ci dopiec. Niektórzy od początku będą dla ciebie niemili, inni będą się do ciebie uśmiechać, a jednocześnie myśleć, jak wbić ci nóż w plecy. Czasami nawet najlepszy przyjaciel lub ktoś, komu ufasz, może się zwrócić przeciwko tobie, celowo lub niechcący. – Przez ułamek sekundy znacząco spoglądał na Sam. – Ale musisz wysoko nosić głowę, iść dalej i wierzyć w siebie. Większość ludzi nie jest zła, przynajmniej nie przez cały czas, ale niektórzy potrafią sprawić, że człowiek traci wiarę. Nigdy nie trać wiary w siebie, Caitlyn.
Uśmiechnęła się przez łzy.
– Nienawidzę Jenny Peterkin.
– Kochanie, nie… – odezwała się Sam, ale Kyle przykląkł na jednym kolanie i spojrzał córce w oczy.
– Jeśli chcesz, to możesz ją nienawidzić. Przynajmniej przez jakiś czas.
– Chciałabym do niej zadzwonić i powiedzieć jej, że jest nadęta i głupia jak but.
Kyle się roześmiał.
– Rozumiem, że masz na to ochotę, ale nie powinnaś. Nie teraz. To tylko pogorszy sytuację. Im gwałtowniej zareagujesz na jej zaczepki, tym większą sprawisz jej przyjemność. Będzie ci jeszcze bardziej dokuczać i gorzej na tym wyjdziesz. Po prostu nie zwracaj na nią uwagi. Uwierz mi, tacy ludzie jak Jenny Peterkin najbardziej cierpią, kiedy się ich traktuje jak powietrze. – Wolno wypuścił rękę Caitlyn.
Samantha westchnęła.
– Dobrze. Kryzys zażegnany. Wracaj do łóżka.
– Ale jeszcze jest wcześnie!
– Kiedy zadzwonił telefon, już zasypiałaś. – Po krótkich namowach i obietnicy Kyle'a, że zobaczą się nazajutrz, Caitlyn wróciła do łóżka i zasnęła w kilka sekund.
– Czy to się często zdarza? – zapytał, kiedy zeszli na dół.
– Częściej niż powinno. – Sam stała przy zlewie i patrzyła przez kuchenne okno. – Czasami ktoś dzwoni i wcale się nie odzywa, tylko odkłada słuchawkę. Wstrętne bachory.
Kyle poczuł ukłucie lekkiego niepokoju.
– Dzwoni ciągle ta sama osoba?
– Chyba tak – odrzekła, wzruszając ramionami.
– Ale nie jesteś pewna?
– Nie. Dlaczego pytasz?
Odwróciła się i wtedy zobaczył na jej twarzy głęboką troskę. Przeklinał w duchu tego nieznanego żartownisia, który przysparzał jej tylu zmartwień. A przecież sam też kiedyś ją skrzywdził, i to chyba bardziej niż ktokolwiek inny.
– Takie telefony nie wyglądają mi na robotę dziesięciolatki. Dzieci wolą wykrzykiwać jakieś obelgi, brzydkie słowa. Ale może to jakiś inny dzieciak tak się zabawia. – Kyle rozejrzał się wokół. – Lepiej będzie, jak tu zostanę, dopóki sytuacja się nie wyjaśni.
– Po co chcesz zostać?
– Możesz mnie potrzebować. Roześmiała się nerwowo.
– Radziłyśmy sobie same przez dziewięć lat. Teraz też damy sobie radę.
– Ale przedtem nie wiedziałem, że mam córkę. Teraz wiem i za nic jej nie opuszczę. Ani jej, ani ciebie.
– Trochę późno zacząłeś odczuwać ojcowską troskę, nie uważasz?
– Lepiej późno niż wcale – wymamrotał. Przeszedł przez wszystkie pomieszczenia na parterze i dokładnie pozamykał okna i drzwi.
– Wpadasz w paranoję – stwierdziła, idąc za nim.
– To rodzinne.
– Co chcesz powiedzieć?
– Jeśli rodzina jest bogata i sławna, czy jeśli otacza ją rozgłos, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że jakiś świr zechce na niej trochę zarobić. Porwania i szantaż to dla niektórych perspektywa łatwego zarobku.
– To chore…
Wszedł do łazienki i zamknął okno na zasuwkę. Odwrócił się i niemal zderzył się z Sam.