Выбрать главу

– Kiedyś zarzuciłaś mi, że jestem tchórzem, ale wydaje mi się, że to ty się boisz. Co cię we mnie tak przeraża?

To, że mnie nie kochasz, pomyślała. Możesz zranić mnie i moją córkę, która już zaczęła cię uwielbiać.

– Po prostu nie chcę popełnić błędu – rzekła głośno.

– Wiesz co, Sam? – Usiadł na blacie i spoglądał na nią z góry, zdając się przeszywać ją wzrokiem na wylot. – Powiedziałem ci kiedyś, że nie umiesz kłamać i nic się nie zmieniło. Unikasz prawdy. Wiem, że nie boisz się wyzwania, nie uciekasz przed trudnymi sytuacjami, nie martwisz się, że rzeka jest za głęboka albo prąd zbyt wartki.

Uśmiechnęła się chłodno.

– Pomyliłeś mnie z kimś, kogo kiedyś znałeś, z ufną dziewczyną, która nie była odpowiedzialna za dziecko, nie miała żadnych zmartwień…

– Nieprawda! Mówię o dziewczynie, która nie bała się kryć ojca pijaka, która dawała sobie radę z każdym ciężarem, jakim obarczyło ją życie. Ta dziewczyna umiała kochać i ufać. Mówię o tobie, Sam. I nie kłam, że tak bardzo się zmieniłaś, bo ja cię zraniłem i teraz nie możesz odnaleźć dawnej siebie. To pseudonaukowe bzdury, oboje o tym wiemy. Daj spokój, Samantho. Przyznaj, że nie chcesz wyjść za mnie za mąż, bo ci się wydaje, że w ten sposób przyznasz się do porażki, będziesz się czuła tak, jakbyś się poddała wrogowi, będziesz musiała zapomnieć o narzuconej sobie misji samotnego wychowywania córki. Po prostu duma nie daje ci myśleć rozsądnie.

– A ciebie zaślepia egoizm.

Zeskoczył z blatu, lecz ona już była przy drzwiach. Postanowiła, że następne kilka godzin spędzi pracując nad Jokerem i zapomni o Kyle'u i jego rozdętym ego. Wybiegła na werandę, by nie powiedzieć czegoś, czego by potem żałowała. Gorące powietrze uderzyło ją jak żar z otwartego pieca. Siatkowe drzwi zamknęły się, ale usłyszała głos Kyle'a:

– Jeśli ci się wydaje, że wygrasz tę bitwę, to się mylisz. – Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła, że Kyle stoi po drugiej stronie siatki, wyprostowany i kipiący złością. – Nie wiem, jaką prowadzisz grę, ale lepiej pogódź się z faktem, że zaistniałem w życiu Caitlyn i tak już będzie zawsze.

– Czyżby?

– Jak najbardziej.

– Powiedz mi, Kyle, czy specjalnie zachowujesz się jak ostatni sukinsyn, czy może to u ciebie naturalne?

– Naturalne, Sam – odparł, patrząc, jak odchodzi. – To u mnie naturalne i dobrze o tym wiesz!

– Mamy problem. Kyle leci do Minnesoty na zebranie zarządu. – Nieznajomy oparł się o zakurzoną szybę budki telefonicznej, na której czyjeś palce wypisały wulgarne słowa. Nie zwracając uwagi na brud, otarł dłonią czoło. Męczyły go te tajemnice i przebieranki. Nie był już młody i trudno mu było tak często przemierzać drogę między Minneapolis a Clear Springs.

W słuchawce rozległo się westchnienie.

– On wróci na ranczo.

– Tak uważasz?

– Oczywiście. Teraz już wie, że jest ojcem, prawda?

– Chyba tak. Wiele czasu spędza w towarzystwie Samanthy Rawlings i dziewczynki.

– Doskonale. To musiało wypalić.

– Miejmy nadzieję. Jak już powiedziałem, wraca do Minneapolis. Kto wie, czy wróci do Wyoming?

– Wróci. Ma silniejszy charakter, niż to się wszystkim zdaje, a w Minnesocie nigdy nie czuł się dobrze. Nigdy.

– Hm. – Nieznajomy nie był przekonany, ale nie chciał się wdawać w spory. – To jeszcze nie jest najgorsza wiadomość. W tej chwili bardziej powinno nas martwić, że Rebeka nabrała podejrzeń. Wydaje jej się, że coś tu nie gra. Zatrudniła prywatnego detektywa, żeby zbadał przyczyny wypadku, poszukał śladów. Jest przekonana, że śmierć jej babki nie była przypadkowa.

– Interesujące.

– To wszystko, co masz do powiedzenia? To nie jest próżna ciekawość. Jeśli Rebeka dowie się czegoś, czego wiedzieć nie powinna, sprawy mogą się wymknąć spod naszej kontroli. Wynikną z tego kłopoty i nasz plan może wyjść na jaw. I co wtedy?

– Zrobi się niebezpiecznie.

– Właśnie to chciałem powiedzieć.

– Wszyscy będą w niebezpieczeństwie. – Nastąpiła długa przerwa, jakby osoba na drugim końcu linii rozważała problem. – Cóż, nikt jeszcze niczego nie udowodnił. Wszyscy wiedzą tylko tyle, że Kate Fortune miała tragiczny wypadek. Szczęście ją opuściło.

– Tak będą myśleć, dopóki Rebeka i ten detektyw nie dokopią się do prawdy.

– Za bardzo się martwisz.

– Za to mi płacisz – odparował nieznajomy, spoglądając na ulicę przez zakurzoną szybę. Obok wolno przejeżdżały samochody. Leniwe, prowincjonalne tempo życia drażniło go. Tęsknił za wielkim miastem, za hałasem, tłumami ludzi, energią Minneapolis.

– Nie szukajmy kłopotów.

– Nie musimy ich szukać. Ostatnio to raczej one same nas znajdują.

– Rebeka niczego ważnego się nie dowie. Przynajmniej przez dłuższy czas. A co do Kyle'a, to nie martw się o niego. Wróci do Wyoming, zanim się obejrzysz, a wtedy pierwszy etap naszego planu się dopełni.

– Będę trzymać kciuki.

– Jak zwykle jesteś sceptykiem. Po prostu nie zbaczaj z kursu. Wiesz, że to jest moje motto.

– Wiem. I zobacz, do czego cię ono doprowadziło, dodał w myślach.

Odwiesił słuchawkę i rozluźnił kołnierzyk. Pot spływał mu po plecach. Temperatura dochodziła pewnie do trzydziestu pięciu stopni, a on smażył się w dżinsach i koszuli w kratę. Spostrzegł swoje odbicie w szybie wynajętego forda explorera i skrzywił się. Im szybciej to się skończy, tym lepiej.

– Wyjeżdżasz? – Caitlyn patrzyła, jak Kyle wrzuca małą podróżną torbę na skrzynię pikapa Sam.

– Na krótko. – Posadził ją na miejscu dla pasażera, a sam usiadł na ławeczce z tyłu. – Wrócę w poniedziałek wieczorem albo we wtorek rano.

Siedząca za kierownicą Sam uśmiechnęła się z wysiłkiem i przekręciła kluczyk w stacyjce. Silnik zaczął pracować, głośno warcząc. Wbrew sobie, udając, że wszystko jest w porządku, zgodziła się odwieźć Kyle'a na lotnisko w Jackson. Od czasu kłótni zamieniła z nim może dziesięć słów, ale robiła wszystko, żeby przekonać Caitlyn, że jej rodzice żyją w przyjaźni, oczywiście na ile to możliwe w takich warunkach. Po co jej córka ma wiedzieć, że Sam najchętniej udusiłaby jej ojca? Zupełnie zapominając przy tym, że go kocha.

Kyle zatrzasnął drzwi. Najwyraźniej czuł się nieswojo, widząc zmartwioną buzię córki. Bardzo dobrze. Niech poczuje, że ojcostwo to nie tylko przyjemności.

– Dlaczego musisz wyjechać? – dopytywała się Caitlyn. Sam wrzuciła bieg i ruszyła.

– W interesach.

– Myślałam, że jesteś ranczerem. – Oczy dziewczynki pociemniały ze smutku. – Ranczo to nie jest twój interes?

– Owszem, ale to wszystko jest trochę bardziej skomplikowane. Mam udziały w firmie… – Urwał i zmierzwił włosy Caitlyn. Samochód podskakiwał na wybojach. – Nie przejmuj się tym, kochanie. Niedługo wrócę. – Znacząco spojrzał na Sam. Podejrzewała, że chce w ten sposób obudzić w niej żal, że nie zdecydowała się z nim jechać. Ona jednak wcale tego nie żałowała.

– A jeśli samolot się rozbije? – Caitlyn nigdy łatwo nie dawała za wygraną.

– Nie rozbije się.

– Pani Kate była pilotem, a jej samolot się rozbił i zginęła. – Dolna warga dziewczynki zadrżała.

Sam poczuła skurcz bólu w sercu. Kyle otoczył córkę ramieniem. Jechali teraz autostradą, na północ.

– Nic mi się nie stanie, zapewniam cię. Wrócę tu i nadal będę uprzykrzał życie twojej mamie, zanim zdążysz powiedzieć „Minneapolis w Minnesocie”.

– Potrafię to wypowiedzieć bardzo szybko – oznajmiła Caitlyn, pociągając nosem.

– No widzisz? To znaczy, że nawet nie zdążysz się za mną. stęsknić. – Spojrzał na Sam. – Wydaje mi się jednak, że twoja mama będzie za mną bardzo tęskniła.