Выбрать главу

Caitlyn spoglądała to na ojca, to na matkę.

– Skąd wiesz? – zapytała.

Uśmiech Sam był tak sztuczny i wymuszony, że aż rozbolały ją mięśnie twarzy.

– O, po prostu wiem – oznajmił wolno Kyle, uśmiechając się zwycięsko.

Wjechali w granice miasta, więc Sam musiała zwolnić i zredukować bieg. Kyle wpatrywał się w nią tak intensywnie, że niemal przewiercał ją wzrokiem na wylot. Chciał sprowokować jakąś reakcję. I bardzo dobrze. Zawsze z przyjemnością mu mówiła, co myśli.

– Twój tata sądzi, że wszystko o mnie wie – oświadczyła. – Ale musi jeszcze wiele się dowiedzieć.

– Naprawdę? Z przyjemnością się tym zajmę – odciął się Kyle.

– Ale wrócisz? – dopytywała się Caitlyn.

– Masz to jak w banku! – Mrugnął do niej porozumiewawczo i znów spojrzał na Sam. – Nie pozbędziesz się mnie, nawet gdybyś chciała.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Nuciła starą piosenkę wraz z Brucem Springsteenem, którego głos wydobywał się z radia. Zakręciła kran i wyszła spod prysznica. Uchyliła trochę okno, żeby wywietrzyć zaparowaną łazienkę. Z lustra nad umywalką powoli znikała para.

Ciepła kąpiel przyniosła ulgę obolałym mięśniom i zmyła kurz, który osiadł na jej twarzy i ciele podczas wielu godzin spędzonych w siodle. Większość dnia upłynęła jej na objeżdżaniu pastwisk i doglądaniu stad. Upewniła się, czy cielak, który zranił się w nogę, już zadomowił się w stadzie. Potem zajęła się stajnią. Usunęła z niej nawóz, starą słomę i brud. Wszystkie mięśnie ją bolały od ciężkiej pracy, lecz wysiłek dobrze jej robił. Wynajdowała sobie coraz to nowe zajęcia, by nie myśleć o Kyle'u, o tym, że jest tak daleko.

Czy to w ogóle ma dla niej znaczenie? Jeśli Kyle nie wróci, ona nic nie straci, a Caitlyn jakoś się z tym pogodzi. Przecież dzieci szybko zapominają, prawda? Obie wrócą do swego dawnego trybu życia. Caitlyn będzie tęskniła za ojcem, ale przynajmniej będzie wiedziała, kim on jest.

Zastanawiała się jednak, jak ona to zniesie. Co zrobi, żeby zapomnieć o jego uśmiechu, dotyku, o tym, jak się kochali…

– Przestań – warknęła do siebie. Irytował ją ten cichy głosik z dna serca, który sugerował, że nadal się kocha w playboyu milionerze, chociaż on już raz ją porzucił.

– Caitlyn! – zawołała przez zamknięte drzwi. Kiedy pracowała w stajni, córka bawiła się na stryszku na siano. Potem poszła bawić się pod jabłoń. Kieł nie odstępował jej na krok. – Może wybierzemy się dzisiaj na kolację do miasta? – zaproponowała.

Wytarła się i rozczesała włosy. Nie chciała rozgrzewać piekarnika w kuchni, i tak było gorąco. Poza tym w domu stale podświadomie czekałaby na telefon od Kyle'a. Wyjechał niespełna dwadzieścia cztery godziny temu, a ona już za nim tęskni. Do diabła z tym wszystkim. Co zrobi, kiedy Kyle wyjedzie na dobre? Kiedy zażąda praw do Caitlyn?

– Co będzie, to będzie – wymamrotała i związała włosy gumką. A może lepiej by było wyjść za niego?

Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, trochę zniekształcone kroplami wody. Nic by z tego związku nie wyszło. A może? Boże, dlaczego życie tak się skomplikowało? Czy będzie umiała zaakceptować małżeństwo bez miłości, związek na odległość, zawarty dla pozorów? Może była naiwną romantyczką, wierząc, że ludzie nadal pobierają się z miłości i po to, by się sobą cieszyć do końca życia.

– Hej! – zawołała do córki. – Co powiesz na pizzę? Nie było odpowiedzi. Caitlyn pewnie jeszcze bawi się na dworze. Sam włożyła czyste dżinsy i koszulkę, na stopy wsunęła sandały.

– Caitlyn?! – zawołała, idąc do kuchni.

Panującą w domu ciszę zakłócał tylko szum lodówki i tykanie zegara w salonie. Kieł drzemał na werandzie, ale Caitlyn, która jeszcze piętnaście minut temu siedziała na huśtawce, nie było nigdzie widać.

– Caitlyn?! – zawołała przez otwarte okno w kuchni. Żadnej odpowiedzi, tylko wystraszony zając czmychnął między rzędy kukurydzy. – Jedźmy do miasta. Odwiedzimy babcię, zjemy pizzę, albo coś innego… – Powinna usłyszeć entuzjastyczny okrzyk i tupot nóg. – Kochanie?

Może córka wróciła do domu, weszła cicho na górę i zasnęła nad książką albo czasopismem? Sam zajrzała do salonu i sypialni Caitlyn, ale nikogo tam nie było. W całym domu panowała cisza. Nienaturalna cisza. Tylko bez paniki, zganiła się w duchu. Ona na pewno jest gdzieś niedaleko. Jednak serce zaczęło jej bić jak szalone i pot wystąpił na kark. Caitlyn nie była dzieckiem, które najlepiej się bawiło, grając w karty lub oglądając telewizję. Zawsze szukała jakiejś nowej zabawy. Teraz też pewnie pobiegła do ogrodu albo bawi się w którymś z budynków gospodarczych i nie słyszy wołania matki.

Dlaczego więc Sam czuła narastający niepokój? Wyszła na werandę. Kieł uniósł głowę i jak zwykle pomachał ogonem.

– Ładnie mi pomagasz – zganiła go. – Gdzie Caitlyn? – Stary pies ziewnął i przewrócił się na plecy, prosząc, by go podrapała po brzuchu. – Później.

Tylko spokojnie. Na pewno jest blisko. Musi być.

Osłoniła oczy przed słońcem i spojrzała na budynki i pobliskie pola. Czasami Caitlyn oddalała się od domu w pogoni za motylem lub konikiem polnym. Sam denerwowała się coraz bardziej. Przypomniała sobie głuche telefony i lęk córki, że ktoś ją śledzi. Sprawdziła wszystkie ulubione miejsca zabaw dziewczynki. Nie znalazła jej nad strumieniem ani na strychu z sianem, ani za kurnikiem. Przeszukała ogród, gdzie Caitlyn czasem chowała się w kukurydzy lub w cieniu tyczek z fasolą.

– Caitlyn?! – zawołała jeszcze raz i dodała cicho: – Gdzie ty się podziewasz? – Rozpaczliwy strach ścisnął jej żołądek, ale starała się zachować spokój. Przecież widziała córkę niecałe pół godziny wcześniej. Nie mogło jej się stać nic złego. – Caitlyn?

Jej głos brzmiał coraz bardziej nerwowo. Przecież ona musi tu gdzieś być, powtarzała sobie. Już nie chodziła od budynku do budynku, tylko coraz szybciej biegła. Jeszcze raz sprawdziła dom, stodołę, stajnię, szopę na narzędzia i teren wokół płotu.

Pot wystąpił jej na czoło i między łopatki. Paraliżujący strach rozrywał serce. Gdzie jesteś, Caitlyn? Gdzie? Znów wbiegła do domu i sięgnęła po telefon. Kyle. Musi zadzwonić do Kyle'a. Zaczęła wykręcać numer, ale zdała sobie sprawę, że Kyle wyjechał, tak samo jak Grant, do którego również mogła się zwrócić. Obaj wyjechali do Minneapolis.

– Do diabła! – zaklęła i rzuciła słuchawkę.

Nerwowo zabębniła palcami o blat stołu. Do matki postanowiła nie dzwonić. Gdyby mała pojechała rowerem do miasta, zadzwoniłaby do domu tuż po dotarciu do babci. Matka Sam na pewno by tego dopilnowała.

Sam wpatrzyła się w horyzont, nerwowo obgryzając paznokieć. Jej wzrok powędrował ku ranczu Kyle'a. Ostatnio Caitlyn bardzo często przechodziła przez płot i szła do domu ojca, by go odwiedzić albo namawiać kogoś, żeby pozwolił jej przejechać się na Jokerze, co stało się jej obsesją… O Boże!

Żołądek podskoczył Samancie do gardła. Chwyciła kluczyki do samochodu i wybiegła z kuchni.

– Boże, pozwól mi ją znaleźć – modliła się, wskakując do pikapa. Włożyła kluczyk do stacyjki i gwałtownie ruszyła, wyrzucając żwir spod kół. Przez głowę przelatywały jej obrazy Caitlyn na Jokerze.

Wjechała na główną drogę, niemal nie zwalniając. Wciskając gaz do deski, z szaleńczą szybkością wpadła na długi podjazd wiodący do domu Kyle'a. Drzewa i słupki ogrodzenia migały za oknem samochodu. Po chwili wjechała na podwórze. Nie wyłączając silnika, wyskoczyła z auta i zobaczyła córkę na grzbiecie tego przeklętego ogiera. Joker, parskając, galopował z jednego końca zagrody w drugi, a Caitlyn przywierała do jego grzbietu z całych sił.