A jeśli powie nie?
Mógł ją zastraszyć, zagrozić, że odbierze jej Caitlyn. Wtedy na pewno by skapitulowała. Na samą myśl o tym poczuł niesmak. Nigdy nie odebrałby Caitlyn matce. Sam jednak tego nie wiedziała. Nadal uważała go za egoistę, nie przejmującego się uczuciami innych. Trudno mu było ją za to winić. Będzie jednak musiał zrobić wszystko jak należy. Przekona Sam, że ją kocha. Przecież ona też go kocha, a oboje kochają swoją córkę. Poza tym Caitlyn potrzebuje ojca i matki.
Rozległ się cichy dzwonek i drzwi się rozsunęły.
– Kyle, zaczekaj! – zawołała Rocky, biegnąc ku niemu korytarzem.
Jej widok go zaskoczył.
– Myślałem, że już wyszłaś – powiedział. Rocky wsiadła do windy i nacisnęła guzik z napisem parter.
– Bo wyszłam, tylko zapomniałam parasolki. – Uniosła w górę odzyskany przedmiot. – Nie znoszę parasolek. Zwykle wystarczy mi kurtka z kapturem, ale tutaj…
– Tak, rozumiem.
– Chodźmy na drinka – zaproponowała, kiedy winda stanęła na parterze.
Oparł się o ścianę kabiny.
– Wyglądam, jakbym musiał się napić?
– I to czegoś mocnego – zażartowała.
– Stawiasz?
– Ja? Nie ma mowy. Ty jesteś bogatym kowbojem z własnym ranczem. Będziesz płacił. – Była jedną z jego ulubionych kuzynek i miała zaraźliwy uśmiech.
– Nie stanowię dzisiaj atrakcyjnego towarzystwa. – Chciał zadzwonić do Sam i zorganizować powrót do Wyoming.
– A czy ty kiedykolwiek stanowiłeś atrakcyjne towarzystwo? – zażartowała Rocky, gdy weszli do holu budynku, który ich dziadkowie kupili wiele lat temu.
Strażnik skinął im głową zza półkolistego biurka, szklane drzwi otworzyły się. Na ulicy wciąż panował ruch, jeździły samochody i taksówki, przechodzili piesi. Powietrze było rozgrzane, ciężkie od wilgoci. Spadło kilka kropli deszczu. Rocky szybkim krokiem poprowadziła go do oddalonego o dwie przecznice budynku. Zeszli po ceglanych schodach na dół i nagłe znaleźli się w przytulnym angielskim pubie. Chmura dymu papierosowego i gwar rozmów zagłuszały pianistę grającego na fortepianie.
Rocky znalazła stolik na uboczu. Obok dwóch starszych panów grało w rzutki, jakby od tego zależało ich życie. Kelnerka w szarych spodniach, białej bluzce i czerwonym krawacie bez uśmiechu przyjęła od nich zamówienie, zostawiła na ich stoliku dwie kartonowe podkładki pod szklanki i zniknęła. Cały czas brzęczało szkło, stukały kule bilardowe, a barman nalewał piwo do kufli i ciemną whisky do szklanek.
– Słyszałam, że masz córkę. – Rocky usiadła wygodniej na miękkich poduszkach ławki.
Kyle uniósł brwi.
– Wiadomości szybko się rozchodzą.
– Zwłaszcza w tej rodzinie.
– A ty nigdy nie owijasz w bawełnę. Rocky wzięła garść orzeszków.
– Bo to strata czasu. – Wrzuciła orzeszek do ust i pochyliła się ku Kyle'owi. – No dalej, opowiedz mi o niej.
– Zdaje się, że będę musiał.
– Jasne. – Zjadła następny orzeszek.
– No cóż. Ma dziewięć lat.
– Nazywa się jakoś?
– Caitlyn. – Uśmiechnął się mimo woli. – Caitlyn Rawlings. Ale niedługo zmieni nazwisko.
– Sam się na to zgodzi? – z powątpiewaniem spytała Rocky. Poznała Samanthę dawno temu i sądząc z jej reakcji, wiedziała już całkiem sporo o sprawach Kyle'a. Na pewno Grant wszystko jej wypaplał.
– Pracuję nad tym.
– Powodzenia.
– Spotkałaś kiedyś moją córkę? – zapytał. Rachel potrząsnęła głową, jej rude włosy zalśniły w łagodnym świetle pubu.
– Chyba nie. Chociaż czasami bywam w Clear Springs, nie widuję często Samanthy. Ale sądząc po tym, co pamiętam z dzieciństwa, nie jest to kobieta, której łatwo coś narzucić. Tyle lat ciężko pracowała, no i starała się zapanować nad pijaństwem ojca.
– Wiedziałaś o tym? – zdumiał się Kyle.
– Tak. Wydaje mi się, że Kate również. I Ben pewnie też, ale ten człowiek pracował tak ciężko, w dodatku miał żonę i dziecko na utrzymaniu… – Wzruszyła lekko ramionami. – Nigdy nie powiedziałam nikomu ani słowa na ten temat. Doszłam do wniosku, że to nie moja sprawa. W każdym razie sądzę, że Sam, która musiała dorosnąć szybciej niż jej rówieśnicy, ma silny charakter. Nie pozwoli sobie rozkazywać.
– Zgadza się. – Poruszył się niespokojnie, jakby chciał uniknąć badawczego wzroku Rachel. – Pokazałbym ci zdjęcie Caitlyn, ale oczywiście nie mam go przy sobie. Prawdę mówiąc, w ogóle nie mam jej zdjęcia.
– No więc przynajmniej wszystko mi opowiedz – zaproponowała. Kelnerka tymczasem postawiła przed nimi oszronione kufle i wróciła do baru obsługiwać innych gości.
– Nie wiem, co ci powiedzieć. To mały diabełek. Jest śliczna jak jej matka, tak samo uparta i… – Z namysłem zmarszczył czoło. – Do diabła tam. Prawda wygląda tak, że chcę się z Sam ożenić, uznać Caitlyn za córkę i zacząć od początku.
– Ale czy to możliwie?
– Na razie nie. – Wypił łyk trunku i spojrzał wrogo na kufel, jakby tam kryły się wszystkie jego kłopoty. – Już straciłem dziewięć lat, nawet dziesięć, jeśli policzyć ciążę Sam. Ale jej się nie śpieszy. Nie chce popełnić błędu.
– To chyba mądra kobieta.
– Albo uparta jak osioł. Rocky roześmiała się bezceremonialnie.
– Jak to mówią? Trafił swój na swego.
– No, może. Czuję, że czas ucieka. Poza tym, obie mieszkają z dala od ludzi, na pustkowiu…
– Och, a ty chcesz być ich rycerzem w lśniącej zbroi i bronić te biedne kobiety przed… przed czym? Przed kojotem? A może przed spłoszonym stadem domowych krów? A może rosną tam jakieś drapieżne rośliny? – Roześmiała się tak głośno, że kilka głów zwróciło się w ich stronę.
– Wyoming to nie koniec świata. Tam też zdarzają się podli ludzie. Caitlyn ma kłopoty z koleżanką z klasy, która ją psychicznie dręczy w okrutny sposób. Miewa też wrażenie, że ktoś ją śledzi. Nie wiem, czy to nie przywidzenia, ale bardzo mnie to niepokoi.
Rachel nie spróbowała jeszcze swojego piwa, tylko słuchała go w skupieniu.
– Myślisz, że to jakiś maniak? W Clear Springs?
– Nie wiem, co myśleć, ale się martwię. – Wypił łyk piwa.
– Bardzo się martwię.
– Chłopie, ale cię dopadło.
– Co? Uśmiechnęła się.
– Nie próbuj mydlić mi oczu. Nigdy bym w to nie uwierzyła, gdybym nie zobaczyła na własne oczy i nie usłyszała na własne uszy. Zakochałeś się w Samancie, prawda? Tu nie chodzi tylko o dziecko. Chcesz się z nią ożenić, ponieważ ją kochasz. – Kyle nasrożył się. – Przecież to nie jest zbrodnia – uspokoiła go i wzięła następną garść orzeszków. – Powiedziałeś Sam, co do niej czujesz? – Zawahał się, przestawił kufel i spojrzał na mokre kółko na ciemnych deskach stołu. – O Boże, Kyle. Nie powiedziałeś jej, że ją kochasz?
– Ona to wie.
– Czyżby? A może myśli, że robisz to wszystko dla córki? Przecież już raz ją porzuciłeś.
– Tak, wiem – przyznał. Teraz jeszcze bardziej chciał porozmawiać z Sam. – Próbowałem jej wszystko wytłumaczyć.
– Znów poczuł wyrzuty sumienia, jak zawsze, gdy wspominał minione błędy.
– No pewnie. Kyle Fortune, wspaniały mówca! – Rocky upiła łyk piwa. – Nie wydaje ci się, że twoje oświadczyny, spóźnione o dziesięć lat, Samantha mogła potraktować jak akt wynikający wyłącznie z poczucia obowiązku? – Milczał. – Zakładam, że wie o Donnie?