Linnet roześmiała się na myśl o tym. Trudno było. by powiedzieć, kogo przed kim starali się uchronić mieszkańcy Sweetbriar: ją przed Devonem, czy ukochanego Maca przed zaborczą kobietą. Przez cztery pierwsze wieczory bez przerwy ktoś zaglądał do chaty pod byle pretekstem. Devon w końcu się zdenerwował i powiedział, co o tym myśli, stwierdzając, że mają prawo domyślać się, czego chcą, ale nie powinni im przeszkadzać, nawet jeśli przypuszczenia są słuszne. Ta uwaga przyprawiła Linnet o krwisty rumieniec. W końcu jednak ludzie dali im spokój, a Devon zaczął robić znaczne postępy w nauce.
Linnet wygładziła fałdy nowej sukni. Miała teraz dwie. Oprócz tego dwa fartuchy, chustę i koszulę nocną. Devon śmiał się, że ma teraz więcej koszul, niż mieszkańcy Sweetbriar podejrzewali, ale Linnet wiedziała, że w gruncie rzeczy jest zadowolony.
Pukanie do drzwi wyrwało ją z zadumy. Na zewnątrz stała Wilma Tucker. Była zdenerwowana.
– Chodzi mi o Jessiego – zaczęła. – Jest tutaj?
– Nie, nie ma. – Linnet zmarszczyła brwi. – Wejdź i usiądź. Jesteś bardzo zdenerwowana.
Wilma zakryła twarz rękoma.
– Nie ma go. Uciekł albo ktoś go porwał. Nie wiem, jak to się stało. Myślałam, że ostatniej nocy spal w domu, ale gdy rano do niego poszłam, w łóżku znalazłam tylko kupę ubrań przykrytych kołdrą. Ktoś porwał mojego jedynego synka. – Zaniosła się płaczem
Linnet starała się opanować drżenie.
– Uspokój się. Zostań tutaj, a ja pójdę po Devona. Będzie wiedział, co robić.
– Nie ma go. Przed wschodem słońca pojechał na polowanie. Zapomniałam o tym i najpierw do niego poszłam. A teraz do ciebie, bo jesteś jego kobietą i w ogóle…
Linnet zamrugała powiekami. Kobieta Devona. Po raz pierwszy usłyszała to wypowiedziane wprost
– Będziemy go szukać. – Owinęła się chustą. – Idź do Starków i sprowadź Agnes. Będzie wiedziała, co robić. Rozumiesz, Wilmo? Gdzie Floyd? – Dopiero teraz pomyślała o ojcu Jessiego.
– Pojechał z Makiem.
Linnet chwyciła ją za ramię, nie kryjąc już strachu.
– a może Jessie pojechał za ojcem?
– Nie, okropnie się pokłócili. Floyd kazał mu zostać i pomagać Jonathanowi na farmie, ale wiesz, jaki jest Jessie…
Linnet patrzyła na nią. Tak, znała go. Chciał pojechać z ojcem na polowanie, a gdy mu nie pozwolono, postanowił uciec, więc tak ułożył ubrania w łóżku, żeby nikt nic nie zauważył.
– Wilmo, idź teraz do Agnes i zaczniemy go szukać.
Linnet czuła, że jej strach jest coraz większy. Pomyślała o Szalonym Niedźwiedziu porywającym dzieci. Przypomniała sobie matkę leżącą koło ogniska, a przy jej głowie powiększającą się z każdą chwilą plamę krwi. Ogarnęła ją panika. Jessie, mimo całej swej odwagi, był tylko małym chłopcem. Znajdował się w Poważnym niebezpieczeństwie.
Niemal wypchnęła Wilmę przez drzwi.
– Ruszaj do Agnes, ona zbierze ludzi do pomocy w poszukiwaniach.
– A dokąd ty idziesz?
– Szukać Jessie. Chyba znam kilka miejsc, w których mógłby się ukryć. – Wyszła na zimne, listopadowe powietrze i z bijącym niecierpliwie sercem ruszyła w kierunku lasu.
5
Zachodziło już słońce, gdy Devon wjechał na polanę
Uśmiechnął się, patrząc na chatę Linnet. Ciekawe, co dziś będzie na kolację? Zatrzymał się na chwilę, pomyślawszy o tym, jak lubi spędzać z nią wieczory, jak wdzięcznie śmieje się Linnet, jakie ma piękne usta. Pohamował bieg myśli i wszedł do sklepu.
– Już wróciłeś, chłopcze? – zapytał Gaylon.
– Upolowałem z Floydem jelenia. Połowa leży przed sklepem.
– Słyszałeś, jacy wszyscy dziś podnieceni?
– Dlaczego?
– Mały Jessie Tucker zaginął. Devon wpatrzył się w staruszka.
– Zaginął? Znaleźli go już?
– Tak. Przysnął w szopie i matka tam go znalazła. Floyd już sobie z nim pogada.
– Mały na to zasłużył – skwitował to Devon, świadom, jakie niebezpieczeństwa czyhały w lesie na dziecko.
– Jasne. Wszyscy w Sweetbriar go szukali. Stracili na to cały ranek.
– Cieszę się, że nic mu się nie stało. Jeśli możesz, zabierz tego jelenia i opraw go. Umieram z głodu.
– Wybierasz się do tej twojej kobitki, co? Kiedy ją wreszcie zaobrączkujesz, żeby ją mieć tylko dla siebie? Chyba nie myślisz, że nadaje się tylko do gotowania i czytania..
– Linnet to moja sprawa i nikt mi nie musi mówi* co mam robić. – Popatrzył groźnie na Gaylona, po czym' uśmiechnął się szeroko. – Po prostu się me spieszę.
– Pięknie – potwierdził Gaylon. – Gdybym ja był tobą…
_ Ale nie jesteś – uciął Devon. -i jest mało prawdopodobne, żebyś był. A teraz zabierz się do tego jelenia i pozwól mi zająć się Linnet tak, jak ja to robię.
– Chciałem tylko powiedzieć, że jest zbyt ładna na to, by chodzić luzem. Słyszałem, że stara się o nią Worth Jamieson.
Devon zmierzył go groźnym spojrzeniem.
– Nie musisz się od razu wściekać – zaprotestował Gaylon. – Tylko ci dobrze radzę. Znam was, młodych. Gdy byłem w twoim wieku, też mi się wydawało, że zjadłem wszystkie rozumy. – Zamknął drzwi.
Devon podszedł do beczki z deszczówką i opłukał twarz. Wycierając ręce, doszedł do wniosku, że właściwie Gaylon ma rację. Ale kim jest dla niego Linnet? Wiedział, że lubi spędzać z nią czas, że gdy go przypadkowo dotknęła, reagował tak gwałtownie, że ledwie mógł to ukryć. A niech to! Nawet teraz pamiętał swoją reakcję na jej bliskość. Uśmiechnął się. Worth Jamieson. Siusiał w majtki, gdy Mac był już dojrzałym mężczyzną. Nie obawiał się rywalizacji z Jamiesonem.
Popatrzył na gwiazdy i stwierdził, że już późno. Wycierając dłonie o spodnie, wszedł do chaty. Był zdziwiony, że Linnet nie czeka na niego jak zwykle.
– Linnet? – Stwierdził, że jej nie ma. Zaklął, uświadomiwszy sobie, jak bardzo poczuł się rozczarowany, gdy jej nie zobaczył. Wrócił do sklepu, ale i tu jej nie Gaylon klęczał nad jeleniem. Trzymał w ręce nóż.
– widziałeś Linnet?
– Pewnie, tak, ale rano. Nie widuję jej często. Spróbuj u Emersonów. Może myślała, że dziś nie wrócisz.
– Mówiłem jej…
Mogła zapomnieć, chłopie. Nie jesteś jedynym mężczyzną w jej życiu.
Devon posłał mu ponure spojrzenie. Gaylon rozejrzał się tylko i powrócił do przerwanego zajęcia. Devon chwycił wodze swego zmęczonego konia i wyprowadził go z boksu. Cicho wsunąwszy się na siodło, pojechał do Emersonów
Nie znalazł jej tam i nikt jej nie widział. Ruszył do Tuckerów.
Godzinę później wyjechał stamtąd klnąc na czym świat stoi. Wilma prosiła Linnet o pomoc w szukaniu chłopca, a potem nikomu nie przyszło do głowy, by ją zawiadomić, że Jessie się znalazł. Mac wypytał chłopca o miejsca, w których mógłby znaleźć Linnet. Był tak wściekły na nich wszystkich, że nie panował nad słowami.
Księżyc zaszedł, było ciemno i zimno. Przez wiele godzin nawoływał bez skutku. Ściskały mu się wnętrzności na myśl, że może jej nie znaleźć, że Szalony Niedźwiedź zemścił się, odbierając mu ją. Nagle doleciał go z oddali jakiś słaby dźwięk. Był jednak Przecież o piętnaście mil od Sweetbriar. Linnet nie mogła zajść aż tak daleko!
Ponaglił konia. Gdy dostrzegł ją zwiniętą w kłębek pod drzewem, zsunął się cicho z siodła i ukląkł obok-
– Linnet? – szepnął' a jego głos zdradzał strach i obawy, jakie go dręczyły w ciągu kilku godzin poszukiwań