Выбрать главу

Podniosła głowę, odsłaniając mokrą od łez twarz.

To jej płacz usłyszał. Bez słowa oparła się 0 niego a on objął ją mocno ramionami.

_ Jessie – załkała. – Jessie zginął.

– Linnet. Ujął ją pod brodę. – Jessie jest już bezpieczny. Pogniewał się na swojego ojca i schował się w szopie. Ale już go znaleźli. – Czuł, jak rośnie w nim gniew na Tuckerów.

Nie przestała płakać.

– Tb było zupełnie tak jak wtedy… jak wtedy, gdy

– Gdy Szalony Niedźwiedź porwał ciebie i dzieci? – zapytał łagodnie.

Nie mogła wykrztusić ani słowa; skinęła tylko głową, przytulona do jego piersi.

Oparł się o drzewo, posadził ją sobie na kolanach, ze zdumieniem stwierdzając, że jest niezwykle lekka, delikatna. Co podkusiło Wilmę Tucker, żeby obarczać Linnet taką sprawą?! Ostatnio wszyscy się przyzwyczaili, że ona zawsze ich wysłucha, poradzi coś, zapominając o sobie samej.

– Opowiedz mi, Linnet, wszystko, co się wtedy stało.

Potrząsnęła przecząco głową, nie chcąc przywoływać koszmarnych wspomnień. Pogładził ją po policzku.

– Podziel się tym ze mną. Powiedz.

Z początku słowa przychodziły z trudem, potem coraz szybciej, gdy poczuła potrzebę wyrzucenia tego z siebie. Opowiedziała o ataku Indian, o matce leżącej w kałuży krwi, strachu o ojca, długim marszu z dziećmi. Tak bardzo się bała, gdy Indianie ją pobili. myślała, że zostawią ją nad strumieniem, by umarła z wyczerpania i głodu. Poczuła, że ramiona Devona obejmują ją mocniej, i nareszcie poczuła się bezpieczna.

– Tak bardzo, potwornie się bałam.

Pogładził ją po ramieniu.

– Już nie musisz się bać. Jestem przy tobie, możesz czuć się bezpieczna.

– Przy tobie zawsze się tak czuję. Zawsze byłeś przy mnie, gdy tego potrzebowałam.

Popatrzyła na Maca, a on odsunął z jej twarzy wilgotne włosy. Robiło się coraz jaśniej i Mac wyraźnie widział jej usta; czuł też dotyk jej piersi. Pochylił się, by ją pocałować, ale Linnet odsunęła się.

Bałam się, że zabrali Jessiego i każą mu Żyć z dala od rodziców, tak jak innym dzieciom. Devon, szkoda, że nie widziałeś małego Ulyssesa. To taki śliczny, miły chłopiec. Jessie jest bardzo do niego podobny. Devon odsunął się, zniecierpliwiony. _ Nie dasz mi spokoju, prawda? Wpędzisz mnie do grobu tym ciągłym marudzeniem o dzieciakach, które mnie nie obchodzą.

– A to co? Sprzeczka kochanków? – usłyszeli czyjś głos.

Odwrócili się i zobaczyli Corda Macalistera. By go opisać, wystarczy jedno tylko słowo – imponujący. Był świetnie zbudowany, stał pewnie, z rękami na biodrach; ubrany w zamszowe spodnie i kurtę z frędzlami. Na szyi miał sznurek szklanych paciorków, błyskających w bladym świetle poranka. Miał gęste, falujące włosy w kolorze słońca i ciemnoniebieskie oczy. Obserwował twarz Linnet, pewien jej reakcji. Wszystkie Kobiety tak na niego patrzyły, niezależnie od tego, czy widziały go po raz pierwszy, czy setny, gdy dojrzał w twarzy Linnet to, na co czekał, posłał jej jeden ze swoich promiennych uśmiechów, za który większość Kobiet dałaby się zabić.

Devon również zauważył wyraz twarzy Linnet i odwrócił wzrok zdegustowany- Zdjął ją z kolan i pomógł wstać, a gdy popatrzyła na niego pytająco, przedstawił przybysza.

– Cord – powiedział bezbarwnie. – Nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie.

– Tak wcześnie w tym roku, czy tak wcześnie rano? – Cord uśmiechnął się do Linnet.

Devon zacisnął zęby. Dlaczego Linnet nie wyciąga ręki, by się przedstawić, jak to zwykle robi?

– To jest Linnet Tyler. Linnet, to Cord Macalister.

– Tyler, tak? Miałem wrażenie, że już się nazywa Macalister. Miło słyszeć, że tak nie jest. – Omiótł wzrokiem jej postać, splątane włosy. – Naprawdę miło słyszeć, że nie jest zajęta.

Jak zwykle w obecności Corda, Devon poczuł przypływ rozdrażnienia; było ono wynikiem wielu lat spędzonych razem z Cordem i reakcji kobiet na jego widok

– Chodź. – Szarpnął Linnet za ramię. – Wracajmy do Sweetbriar, położysz się do łóżka. Wyglądasz okropnie.

– To sprawa gustu, mój drogi kuzynie. Dla mnie ona wygląda uroczo. Masz tylko jednego konia?

– Tak. Właśnie znalazłem Linnet. – Pokrótce opowiedział o zniknięciu Jessiego i o poszukiwaniach.

– A zatem masz jednego zmęczonego konia. – Cord przyglądał się Linnet, zastanawiając się, co ją łączy z Makiem. Ona też patrzyła na niego tymi swoimi wielkimi oczyma. -Jakiego koloru są twoje oczy?

– Ja… nie wiem. – Linnet ze zdumieniem stwierdziła, że głos ją zawodzi.

Cord odchrząknął i popatrzył wyzywająco na Pewna.

– Mac, drogi kuzynie, nie sądzisz, że powinienem tę damę odwieźć do Sweetbriar? Nie chciałbyś przecież zajeździć swojego konia?

– Nie – wtrąciła się Linnet. – Devon…

Devon? – zdziwił się Cord. – A, rzeczywiście- Teraz sobie przypominam, że na imię ci Devon. Ale nikt cię chyba tak nie nazywał.

Devon zmierzył go groźnym spojrzeniem.

– Zabierz ją, jeśli chcesz. Nie będę protestował.

Cord rozpromienił się.

– Miło to słyszeć, chłopcze. – W mgnieniu oka podniósł Linnet i posadził na swoim białym koniu, po czym sam wspiął się na siodło i ściągnął wodze. – No, dziewczyno, teraz mi opowiedz, jak się znalazłaś w Sweetbriar.

Opowiedziała o tym, jak ją uratował Devon. Roześmiał się dźwięcznie.

_ Niech mnie kule biją, jeśli to nie najlepszy sposób, by zrobić wrażenie na damie. Staruszek Mac zabił Cętkowanego Wilka, naraził się Szalonemu Niedźwiedziowi, a to przecież bracia.

Po kilku godzinach dojechali do Sweetbriar. Na polanie przywitali ich niemal wszyscy mieszkańcy osady. Byli cokolwiek zdziwieni, widząc Linnet z Cordem, ale ucieszyli się, że nic jej się nie stało.

Floyd Tucker zdjął ją z konia.

Ti Linnet, jest mi bardzo przykro z powodu tego, co się stało.

– Mnie też – dodała Wilma; miała wilgotne oczy. -Taka byłam zajęta własnymi sprawami, że nie myślałam o innych.

– – Już dobrze Wilmo – Linnet poklepała ją po ramieniu.

– Wcale nie – Devon zsunął się z siodła Przyjechał inną drogą – Linnet mogła zginąć, szukając waszego chłopaka!

Wilma pociągnęła nosem

– Devon! Nic się nie stało – nie ustępowała Linnet.

Nic się nie stało! Nie jadłem od wczorajszego popołudnia, nie spałem tej nocy, a ty mówisz, że nic się nie stało! Popatrzyła na niego ze złością.

– Jest mi niezmiernie przykro, że naraziłam cię na takie niewygody. Z pewnością zaraz znajdę dla ciebie coś do jedzenia.

Jego gniew wcale nie mijał.

– Nie chciałbym odrywać cię od twoich obowiązków… ani przyjemności. Wybacz, ale muszę teraz zająć się własnymi sprawami. – Poszedł do sklepu, trzaskając drzwiami.

Stojący na polanie Gaylon szturchnął Dolla.

– Jak myślisz, co go ugryzło?

Doli splunął ciemną od tytoniu śliną i ruchem głowy wskazał szerokie plecy Corda. Ten stał otoczony kobietami; od siedmioletnich bliźniaczek Starków Agnes Emerson.

– To jest jego problem. Zawsze tak było.

Gaylon popatrzył na to zdegustowany.

– Nie wiem, co one w nim widzą. Stroszy tylko te swoje piórka.

– Nie wiem, co w nim jest, ale kobietom najwyraźniej.to się podoba.

Linnet siedziała w swojej chacie, zadowolona, że może odpocząć. Umyła twarz i zaczęła się rozbierać, ale nie odpięła jeszcze wszystkich guzików sukienki, gdy opadła na łóżko i zasnęła.

Obudziło ją pukanie do drzwi. Popatrzyła w okno-zapadał zmierzch. To Devon przyszedł na kolację i lekcję, a ona śpi. Błyskawicznie otrzeźwiała.