Jej uwagę przyciągnęły cztery przedmioty na brzegu stołu. Na chwilę oczy zaszły jej łzami, tak wielka odczuła ulgę i radość. Były to cztery wyrzeźbione przez Devona figurki. Wzięła do ręki pierwszą, wyczuwając pod palcami jej gładkość. Przyglądała się jej przez chwilę, rozpoznając w niej wizerunek Agnes Emerson, stojącej prosto, promieniującej siłą.
Linnet szybko zajęła się drugą figurką. Była to czwórka bliźniąt Starków trzymających się za ręce z rozwianymi w biegu włosami. Dziewczynki wydawały się identyczne, ale Linnet prawie natychmiast rozpoznała Sarah. Uśmiechnęła się zafascynowana zdolnościami rzeźbiarza.
Następną pracę łatwo było zidentyfikować. Doli i Gaylon siedzieli na ławce. Gaylon pochylony strugał patyk, Doli, rozpromieniony, śmiał się z czegoś serdecznie.
Ostatnia figurka wprawiła Linnet w zmieszanie, była to podobizna dziewczyny rozmawiającej z Jessiem Tuckerem, co łatwo poznać po jego wypchanych kieszeniach. Linnet natychmiast pomyślała o Amy Turlock. Dziewczyna uśmiechała się lekko i wyglądała na pochłoniętą rozmową z chłopcem. Linnet nie zapalała szczególną sympatią do statuetki Amy Trulock, ale pozostałe trzy spodobały jej się bardzo. Postawiła je delikatnie na kominku, odsuwając nieco podobiznę Amy na bok. Potem, przez cały dzień, gdy piekła chleb, obierała warzywa, patrzyła na figurki czując się z nimi znacznie lepiej.
Ściemniało się, gdy Linnet, nerwowo wygładziwszy spódnicę i zaczesawszy włosy, podeszła do drzwi, by je otworzyć. Przez chwilę nie mogła wydusić ani słowa, tylko patrzyła na Devona.
_- Pozwolisz mi tu zamarznąć, czy może jednak wpuścisz mnie do środka? – Uśmiechnął się, a ona zrobiła krok w tył.
– Oczywiście. Wejdź, proszę.
– Minął ją i rozejrzał się po chacie.
– Wszystko było w porządku, gdy wróciłaś?
Podeszła do ognia, by zamieszać gulasz. Devon zachowywał się tak, jakby wyjechała tylko po to, by odwiedzić krewnych.
_- Tak. – Uśmiechnęła się. – Wszystko było idealnie. Dziękuję, że zająłeś się domem, a szczególnie za to. -Jej dłoń lekko dotknęła figurek, zatrzymując się przy ostatniej.
Devon zauważył ten gest i zachmurzył się lekko. Stanął obok niej i wziął do ręki czwartą figurkę.
– Dlaczego ta ci się nie podoba? – zapytał cicho.
– Ależ… jest bardzo ładna – odparła niepewnie.
– Jessie był trudny, bo jego twarz tak bardzo się zmienia, ale ciebie łatwo było zrobić.
Przerwała nakrywanie do stołu.
– Mnie? – zapytała z niedowierzaniem.
Devon popatrzył na nią zaskoczony.
– Może mi nie wyszło dość dobrze. Nie poznałaś, że to ty?
Postawiła talerz na stole, wzięła z jego ręki figurkę i zaczęła się jej uważnie przyglądać. Nie miała pojęcia, że wygląda tak młodo, tak naiwnie
– Nie, nie wiedziałam, że to ja – powiedziała cicho podnosząc wzrok na Devona.
Uśmiechnął się, zauważywszy, że zacisnęła palce wokół figurki. Podszedł do ławy.
– Czekam na kolację. Kiedy ciebie nie było, Gaylon usiłował mnie otruć tym, co gotował.
Gdy nakładała mu słuszną porcję, zdała sobie sprawę, że on chce pominąć milczeniem epizod z Cordem Nie wiedziała, czy powinna odczuwać ulgę, czy złość
– Myślałaś, że kto to jest? – zapytał nie przerywając jedzenia. – Przecież nikt tak nie wygląda.
– Sama nie wiem… Pomyślałam, że… to ktoś, kogo… znałeś wcześniej.
Skrzywił się.
– Nie umiesz kłamać.
Milczeli.
– Devon, chcę ci powiedzieć, że…
Nagłym ruchem uniósł głowę.
– Nic mi nie musisz mówić. Jesteś moją nauczycielką i to wszystko. Możesz sobie robić, co chcesz. To nie moja sprawa. A teraz porozmawiajmy o czymś poważniejszym. Mogłabyś mi, na przykład, dać jeszcze jeden kawałek tego ciasta. – Uśmiechnął się, ale jego oczy pozostały poważne.
– Oczywiście – odparła po chwili. – Rozumiem, co czujesz. – Ukroiła mu duży kawałek ciasta. – Gaylon powiedział, że byłeś u swojego dziadka – dodała.
Nie odezwał się.
Ze złością odsunęła jego pusty talerz.
– Może ciebie nie obchodzi moje życie, ale ja, ponieważ jestem twoją nauczycielką, interesuję się twoimi sprawami. Czy twój dziadek też jest tak koszmarnie uparty jak ty?
Devon wyprostował się, patrząc na nią ze zdziwieniem
– Pojechałem po dzieci, czego tak głośno się domagałaś. Oddałem je misjonarzom, którzy mają je wywieźć na wschód. Była tak wstrząśnięta, że przez chwilę nie mogła wykrztusić ani słowa.
– Wszystkie?-wyszeptała.
– Twoje i kilkoro porwanych podczas następnej wyprawy Szalonego Niedźwiedzia.
8
Za obopólną, milczącą zgodą Devon nie zaglądał do Linnet przez następnych kilka tygodni. Życie Lin net stało się schematyczne. Czuła, że zaciągnęła u nie go dług wdzięczności, szczególnie przez to, że uratował dzieci. Dlatego trzy razy dziennie zanosiła do Gaylona gorące posiłki. Devona nigdy wtedy nie było w składzie.
Zbliżały się święta i wszyscy z niecierpliwością oczekiwali corocznych uroczystości. W sklepie pojawiła się Agnes i zaczęła wszystkimi dyrygować. Gaylon został wysłany na polowanie, Doli ćwiczył na skrzypcach, a Linnet miała udekorować sklep, gdzie planowano urządzić tańce. Agnes zmierzyła Devona groźnym spojrzeniem.
– Ty będziesz pomagał Linnet.
Linnet przysięgłaby, że usłyszała wtedy zduszony chichot Gaylona i Dolla.
– No, dobrze. Co mam robić? – zapytał obcesowo Devon.
Linnet zacisnęła usta.
– Nic od ciebie nie potrzebuję. Sama sobie poradzę. – Szybko przeszła przez pokój i zatrzasnęła za sobą drzwi.
– Linnet?
Odwróciła się do niego.
Możesz sobie oszczędzić przychodzenia tu do mnie tylko po to, by mi powiedzieć parę przykrych słów. Poradzę sobie sama.
– już to mówiłaś. Chciałem ci to przynieść. – Podał jej szal. – Myślałem, że może ci być potrzebny. W gniewie nie zauważyła, jak jest zimno. Owinęła się szalem.
Teraz muszę cię przeprosić. – To mówiąc minęła go 'i ruszyła przez las. Poszedł za nią, co tylko wzmogło jej gniew.
Nie musisz za mną chodzić.
– Wiem, jesteś bardzo zaradna – powiedział, naśladując jej akcent. – Ale to podobno wolny kraj.
Starała się skupić na wymyśleniu przybrania stołu. Z niesmakiem stwierdziła, że zapomniała o nożu. Wolała nie wracać do domu, tylko urwać Mika nisko rosnących gałęzi jodłowych.
Devon przez chwilę obserwował jej zmagania, po czym podszedł do niej.
– Mogę pomóc? – Wyciągnął ostry jak brzytwa nóż i szybko odciął gałąź. – A może wolisz, żeby Cord ci pomógł?
– Tak – odparła szeptem. – Wolałabym już Corda czy kogokolwiek innego.
Nie odwróciła się, słysząc, że odchodzi. Roztrzęsiona zaniosła gałęzie do osady.
Gdy wróciła, skład był pełen ludzi, wszędzie biegały dzieci podniecone perspektywą zabawy, która miała się odbyć następnego dnia.
– Fajrant – powiedział Doli, patrząc na Linnet. -
Dość już tego na dzisiaj.
Linnet spędziła resztę dnia z Caroline Tucker. Gotowały, używając przypraw, które kobiety przechowywały przez całą zimę. Jessie wciąż plątał się pod nogami, a wkrótce dołączył do niego Lonnie Emerson.
Ponieważ uratował Linnet życie, uważał ją za swoją osobistą własność. Jessie nie zamierzał się z tym pogodzić, a że każdy pretekst do bójki był dobry, często trzeba ich było rozdzielać.
W pewnym momencie Devon otworzył kopniakiem drzwi i trzymając w rękach obu chłopców za kark zażądał, by Linnet coś z tym zrobiła. Dodał jeszcze parę słów o tym, jak to wszyscy mężczyźni w Sweetbrier kłócą się przez nią, ale on będzie ostatnim, który da się w to wciągnąć. Wyszedł, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.