Agnes roześmiała się.
– To rzeczywiście Linnet. Ona ma swoje sposoby. Ale dlaczego jest w Spring Lick? Miała pojechać do Bostonu czy jeszcze gdzieś indziej.
– Nie macie innego miejsca, żeby rozmawiać o tym wszystkim i nie przeszkadzać mi w pracy?
Agnes nawet nie trudziła się, by odpowiedzieć na wybuch Maca.
– Zeke, chyba nie doczekam się kolacji, żeby wysłuchać nowin. Może od razu pójdziemy do mnie?
Zeke ucieszył się, że nie musi dłużej znosić humorów Maca.
– Z przyjemnością, psze pani.
Mac patrzył przez chwilę na zamknięte drzwi. A zatem Linnet była w Spring Lick. Sięgnął po na wpół opróżnioną butelkę whiskey i poszedł pod dąb nad strumieniem. Przytknął szyjkę butelki do ust, prawie nie zauważając ostrego smaku nie rozcieńczonego alkoholu – już zdążył się do tego przyzwyczaić. Ta dziewczyna go gnębi. Dzień i noc. Ileż to razy przychodził do jej chaty, by wspominać chwile, które tam razem spędzili. Nie tęsknił za nią. Była raczej jak otwarta rana, która nie chciała się zagoić.
Wysączył resztkę whiskey i stwierdzi, że nie może przestać myśleć o Linnet. Co ona takiego ma w sobie? Był przecież zakochany w Amy Trulock, ale jakoś pogodził się z jej odejściem. Dlaczego więc wciąż myśli o Linnet? Był tylko jeden sposób, by pozbyć się tego upiora. Pojechać do Spring Lick i zobaczyć się z nią. Może wyszła już za mąż i ma dwa brzydkie, brudne bachory. Może utyła i wygląda jak każda inna zapracowana kobieta. Gdy ją taką zobaczył, sam będzie się z siebie śmiał, zadowolony, że nie chce jej już więcej widzieć.
Uśmiechnął się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Dobrze będzie pozbyć się z pamięci dźwięku jej głosu, starannie wymawianych słów, wspomnienia jej oczu zmieniających kolor z szarości poprzez błękit, zieleń, aż do czerwonych błysków gniewu. Usiłował jeszcze wysączyć choć kroplę whiskey z pustej butelki, a gdy mu się to nie udało, cisnął ją i patrzył, jak roztrzaskuje się o drzewo.
Linnet siedziała pochylona nad warsztatem tkackim, zręcznie manipulując igłą. a wokół niej kobiety plotkowały zawzięcie, nie pozostawiając suchej nitki na jej przyjaciółce, Nettie Waters. Linnet nie ośmieliła się powiedzieć ani słowa, wiedząc, że jeśli się odezwie, ściągnie cały ich gniew na swoją głowę.
Była już w Spring Lick od niemal roku i liczyła godziny dzielące ją od wyjazdu stąd. Opuściła Sweetbriar w gniewie, zapominając, że nie ma pieniędzy ani nikogo do pomocy. Przez kilka miesięcy chwytała się każdej pracy, jaką mogła dostać, najczęściej usługując jakiejś leniwej damie. Gdy dotarła do Bostonu, ciąża stała się tak widoczna, że trudno jej było znaleźć jakiekolwiek zajęcie.
Jej córka Miranda urodziła się w katolickim szpitalu dla niezamężnych matek. Próbowano nakłonić Linnet do oddania dziecka do adopcji, ale ona popatrzyła w małe niebieskie oczka, tak bardzo przypominające jej Devona, i zrozumiała, że prędzej umrze, niż zostawi swoje dziecko.
W szpitalu uśmiechnęło się do niej szczęście, bo przeczytała w gazecie ogłoszenie, że pewien człowiek z Bostonu poszukuje nauczycielki do szkoły w Kentucky. Linnet chciała wrócić na zachód, wychować dziecko z dala od miasta, z dala od ludzi, którzy mogliby skrzywdzić je wyzwiskami.
Zgłosiła się do tego człowieka. Nazywał się Squire Talbot. Po sześciu dniach oczekiwania Linnet dostała pracę.
Wkrótce potem zdała sobie sprawę, jaki popełniła błąd. Squire. jak chciał, by go nazywano, odkrył, ze jej historia o wdowieństwie jest kłamstwem. Wtedy uznał, ze ma do czynienia z kobietą łatwą. Już w drodze do Kentucky musiała użyć ciężkie] patelni, by mu uświadomić, ze się myli.
Ale zyskała w ten sposób wroga.
Squire trzymał się od niej z dala. ale jego duma została zraniona i domagała się zemsty. Przedstawił Linnet w Spring Luk jako panią Tyler. wdowę, ale juz po kilku dniach było wiadomo, że Miranda jest nieślubnym dzieckiem i Linnet podejrzewała, że to Squire powiedział ludziom prawdę.
Mieszkańcy Spring Lick byli ograniczeni, skorzy do plotkowania i zasłaniania się wiarą, gdy było im to potrzebne.
Z początku mężczyźni spodziewali się uległości Linnet, ale potrafiła ich odsunąć, zyskując tym samym więcej wrogów. Kobiety nie lubiły jej. bo kusiła ich mężów, a mężczyźni, ponieważ uważali, że me powinna odmawiać im tego, co już i lak komuś oddala.
Teraz Linnet starała się zaoszczędzić każdy grosz z nauczycielskiej pensji, by móc wkrótce opuścić z Mirandą to miejsce, gdzie miała tylko jedną przyjaciółkę – Nettie Waters.
– Miranda szybko rośnie, prawda, Linnet? – zapytała Jule Yarnall. – Powiedz, przypomina bardziej twoją rodzinę, czy twojego… męża?
Linnet nawet na nią nie spojrzała.
– Jest podobna do mojego męża. A przynajmniej ma jego oczy. Chociaż on miał ciemniejsze włosy.
Drzwi otworzyły się nagle i weszła młoda, ładna kobieta w wypłowiałej choć czystej sukience podkreślającej jej zgrabna figurę.
Linnet, zdobyłam właśnie trochę wosku i pomyślałam, że możesz mi pomóc w sprzątaniu.
Jule natychmiast zaprotestowała.
– Czy nie może ci pomóc Yaida lub Rebeka? To zręczne dziewczęta i nie są chyba teraz niczym zajęte.
Nettie posłała jej tylko krzywy uśmiech i odwróciła się do Linnet, która uśmiechnęła się do niej z wdzięcznością.
– Z przyjemnością ci pomogę. – Odłożyła nożyczki, igłę i nici do wiklinowego koszyczka, po czym schyliła się po Mirandę. Nie wiem. jak ci dziękować -powiedziała, gdy wyszły z domu.
– Pomyślałam, że trzeba cię ratować, bo dosyć już obgadały mnie i moją rodzinę. W każdej chwili mogły dobrać się do ciebie i Mirandy.
Linnet roześmiała się, słysząc taką szczerą uwagę. Miranda szarpnęła się, chcąc zejść na ziemię. Linnet ujęła ją za rączkę i zwolniła kroku.
– Piękną mamy wiosnę powiedziała Nettie. Wymarzoną na ślub. – Rzuciła ukradkowe spojrzenie na przyjaciółkę. – Kiedy wraca Squire?
– Nie wiem. – Linnet unikała jej wzroku.
– Wiesz chyba, że on rozpuszcza plotki, że Miranda jest jego? – zapytała spokojnie Nettie.
– Nie! – Linnet zaparło dech w piersiach. – Nawet on…
Nie ufaj mu. Zraniłaś jego durne. O wilku mowa, a patrz, kto idzie.
Zbliżał się do nich wysoki, szpakowaty mężczyzna na koniu. Dobrze się trzymał i nie wyglądał na swoje pięćdziesiąt lat. Wyprostowany, z wciągniętym brzuchem. Wydawał sic przyzwyczajony dostawać zawsze to, czego chciał, i Linnet podejrzewała, że była dla niego tak atrakcyjna głownie t. powodu swojej niedostępności
Squire zatrzymał konia i uśmiechnął się do Linnet. Zauważył Nettie i pstryknął palcami w rondo kapelusza.
Witaj, Nettie. W domu wszystko w porządku0 W porządku. Squire – odparła. – Ottis chciał, żebyś przyszedł rzucić okiem na ziarno kukurydzy, które kupił od jakiegoś trapera. Nie sadzę, by było wiele warte, ale Ottis wierzy, że z każdego ziarna wyrośnie pęd tak ciężki. ze czterech mężczyzn go nie wyrwie.
Squire zachichotał. Będę musiał jeszcze dzisiaj tam zajrzeć. Nie darowałbym sobie tego. Nie ma dzisiaj lekcji, Linnet? – Uśmiechnął się do niej.
• Będą po południu. Wszyscy tak prosili o wolny ranek, że i ja nie oparłam się pokusie i poszłam na wagary.
– Jesteś zbyt łagodna dla tych dzieci, Linnet powiedział poważnie.
Nettie odchrząknęła cicho.
– A ja wciąż nie mogę pojąć, jak ona sobie radzi z dzieciakami Gatherów. Wiesz, Squire, powinieneś porozmawiać z Butchem. Gdyby tyle nie przesiadywał w sklepie i czasem przemówił swoim dzieciom do rozumu, byłyby o wiele lepiej.