Выбрать главу

Squire zsiadł z konia i stanął tuż przy Linnet.

– Nettie, coraz częściej zaczynasz mówić jak Jule. Ona twierdzi, że powinienem zrobić coś z twoją starszą córką.

– Z Vaidą jest wszystko w porządku i ty o tym dobrze wiesz. Są po prostu zazdrośni, że jest ładniejsza od ich dzieci.

Wszystko jedno, jak jest. Wciąż muszę wysłuchiwać czyichś narzekań na dzieci. Chyba będę musiał się tym zająć, ale przedtem… – Oboje popatrzyli wyczekująco na Linnet.

– Nie – odpowiedziała spokojnie. – Ja nie narzekam. Muszę już wracać do szkoły. Chcę przygotować się do lekcji, zanim przyjdą dzieci. – Uklękła i przytuliła córeczkę, która uśmiechnęła się do niej promiennie. – Muszę, iść do szkoły. Mirando. Pójdziesz teraz do cioci Nettie i będziesz grzeczna, dobrze?

Miranda wymruczała jakąś niezrozumiałą odpowiedź i chętnie podbiegła do Nettie.

– Odprowadzę cię – zdecydował Squire, biorąc Linnet pod rękę.

Miałeś dobrą podróż? – zapytała, gdy zostali sami.

Tak. – Popatrzył prosto w jej ciemnoszare oczy.-Ale nie mogłem doczekać się powrotu do domu. Czy spotkały cię jakieś nieprzyjemności ze strony Jule lub Ovy?

Drobne. – Uśmiechnęła się. – Muszę już iść -powiedziała podchodząc do drzwi szkoły.

– Wejdę z tobą i…

– Nie! – ucięła. Cofnął się.

– Może masz rację. Mądra, delikatna Linnet Oczy- wiście nie jesteś mi nic winna za zabranie ciebie i dziecka z Bostonu. No dobrze. – Nie otrzymał żadnej odpowiedzi. – To stare dzieje. Mam dziś dużo pracy. Zobaczymy się wieczorem?

Linnet odwróciła się i bez słowa weszła do szkoły. Nie mogła się powstrzymać, by nie trzasnąć słownikiem o ławkę. Squire! Wszyscy go szanowali, pytali o zgodę, gdy chcieli coś zrobić. Spring Lick było nawet nazywane miastem Squire'a. tak jak Sweetbriar osada Devona. Ale jakaż między nimi różnica! Devon kochał ludzi ze Sweetbriar. a Squire dobierał sobie tych. którzy byli mu posłuszni. Devon robił wiele dla swoich przyjaciół i nigdy nie oczekiwał nagrody, nawet nigdy nie prosił o pomoc.

Przez jakiś czas Linnet starała się nie zadzierać ze Squire’em i zapraszała go na kolacje, ale szybko Jule i Ova zaczęły mówić jej. co powinna zrobić…dla swojego własnego dobra'. Twierdziły, że to nie wygląda dobrze, gdy co wieczór gości u siebie mężczyznę, ze ludzie będą gadać Oczywiście nie one same. ale są osoby mniej tolerancyjne i życzliwe.

Z początku Linnet była zaskoczona zachowaniem ludzi ze Spring Lick, ale nauczyła się ich rozumieć i przewidywać ich reakcje. Kobiety cieszyły się obecnością przystojnego kawalera i nie była im tu potrzebna żadna samotna kobieta. Linnet musiała znosić wiele uszczypliwych uwag. Spring Lick było czterokrotnie większe od Sweetbriar, a jednak tam miała więcej przyjaciół. Tutaj tylko Nettie nie zadawała zbędnych pytań i nie patrzyła na Mirandę, jakby mała była brudna lub chora.

Myśl o dziecku przypomniała Linnet o szkole. Pierwszy raz zetknęła się z dziećmi po drodze do Kentucky. Były wesołe, miłe i pokochała je tak samo jak te, które spotkała w Sweetbriar. Przypomniała sobie figurkę Jessiego Tuckera stojącą na kominku w jej chacie. Ciekawe, czy chłopiec bardzo się zmienił przez te dwa lata, czy inni też się zmienili? Czy jeszcze o niej pamiętają?

Z trudem powróciła myślami do Spring Lick. Gdy Squire dał jej tę posadę, była szczęśliwa, ale teraz wszystko się zmieniło. Podobnie jak osady, dzieci też różniły się od siebie diametralnie. Uczucie, którym darzyła dzieci ze Sweetbriar, było z wdzięcznością odwzajemniane. Nie znalazła tego w Spring Lick. Czasami miała wrażenie, że gdyby padła martwa na środku klasy, dzieci nawet by tego nie zauważyły.

Patrzyły na nią obojętnie. Nettie twierdziła, że to Gatherowie sprawiają największe problemy, ale wcale tak nie było. Brakowało jej takiego chłopca jak Jessie, żeby się z nią sprzeczał i ciągnął dziewczynki za warkocze. Wolałaby wszystko inne niż te opanowane dzieci patrzące na nią jak na przedmiot. Kiedyś usłyszała, jak Pearl Gather mówi do kogoś: „Ona kazała to zrobić". Linnet była zaskoczona, że mówią tak o niej. Żadna panna Tyler, pani lub nauczycielka, tylko zwykłe, bezosobowe „ona". Nawet teraz, gdy sobie o tym przypomniała, była zdumiona; nie tyle słowami, co tonem, jakim zostały wypowiedziane.

Usłyszała dzieci przed szkołą, więc otworzyła drzwi, ale nikt na nią nawet nie spojrzał.

13

Mirando, czy chciałabyś iść na spacer? – Linnet zapytała córeczkę. Dziecko podniosło się nieporadnie podeszło do wyciągniętych rąk matki. Uśmiech Lynnet zbladł, gdy rozległo się stukanie do drzwi. Miała nadzieję, że zdąży wyjść, zanim pojawi się Squire. -Witam. – Starała się odzywać do niego uprzejmie. -Miranda i ja jesteśmy gotowe.

Squire jak zwykle zignorował dziecko. Dziewczynka miała zbyt poważne i przenikliwe spojrzenie, by mógł ją polubić. Poza tym nie uchodzi, by ktoś z jego klasą spoufalał się z „takim" dzieckiem.

– Piękny wieczór, prawda? – zapytała Linnet czując zapach pierwszych wiosennych kwiatów.

– Tak – odparł patrząc jej w oczy.

– Jak było w Danville? Squire wyraźnie się ożywił.

– Wydaje mi się, że moja mowa wywarła na nich duże wrażenie – powiedział. – Dziękuję za pomoc przy pisaniu.

– Nie ma za co. Sprawiło mi to przyjemność. A zatem nie wątpisz, że uda ci się zostać gubernatorem?

– Ta. Linnet i… – Urwał, gdyż Linnet podbiegła, by wyciągnąć Mirandę z błota.

– Linnet, ja… – zaczął, ujmując ją za ramię.

Odsunęła się od niego tak delikatnie, jak mogła.

Zbyt często jego dotknięcia stawały się dla niej trudne do zniesienia.

Zauważył jej ruch.

– Wracajmy już, dobrze? Robi się ciemno.

Wysoki mężczyzna wszedł do sklepu i rozejrzał po nim okiem fachowca.

– W czym mogę pomóc? – zapytał monstrualnie gruby sprzedawca. Jego mała głowa spoczywała na kilku fałdach podbródka; reszta ciała opływała tłuszczem- Jest pan stąd?

Grubas wyraźnie się ucieszył.

– Nazywam się Butch Gather. – Wyciągnął obrzmiałą dłoń o krótkich palcach.

– Macalister. Nazywają mnie Mac. – Uścisnął podaną rękę.

– Chcesz się tu zatrzymać?

– Może. Na jakiś czas, jeśli znajdę jakiś pokój.

– Na zapleczu mam trochę miejsca, jeśli masz czym zapłacić.

Devon rzucił na ladę srebrną monetę. Butch przyjrzał się jej uważnie.

– Za srebro, drogi panie, oddałbym nawet własny pokój.

Ktoś roześmiał się za plecami Devona i powiedział.

– Jeśli Ova zwęszy prawdziwego mężczyznę, P tam nigdy nie wrócisz.

Butch odchrząknął.

Nie słyszałem, by narzekała, kiedy starałem się o szóstkę dzieci.

– Chodź tutaj, Mac, bo tak się chyba nazywasz? Co słychać?

Devon rozmawiał przez jakiś czas i w końcu usłyszał o nowej nauczycielce.

– Ostra kobietka, a Squire niedługo będzie pod pantoflem.

– Squire? – zapytał Devon – Słyszałem, że ma zostać gubernatorem, kiedy Kentucky będzie stanem.

– Dobrze słyszałeś.

– A ta nauczycielka to jego zona?

Mężczyzna mrugnął do niego. -Tak jakby, rozumiesz? Devon zmusił się do uśmiechu.

– Jasne.

Linnet chciała jak najszybciej wyjść ze szkoły. Powinna pójść do Nettie odebrać Mirandę, ale potrzebowała trochę samotności. Weszła do lasu, w chłodny, odświeżający cień. Uśmiechnęła się i przeciągnęła, rozkoszując się samotnością i spokojem.