– To twoja mała? Zapytała łagodnie Phetna. Tym razem jej głos nie był tak drażniąco wysoki.
– – Tak. Nazywa się Miranda.
Phetna odwróciła się od śpiącego dziecka – Lepiej wyślij ją gdzieś rano. Dzieci nie lubią mojego widoku – powiedziała przez zęby. ą
Linnet nie uległa.
– Nie wychowuję tak swojego dziecka. Nie pozwalam, by osądzało ludzi po ich wyglądzie.
– Nie będzie miło, gdy zacznie płakać na mój widok.
– Woda jest już chyba gorąca – przerwała jej Linnet. – Pokażesz mi, co mam robić? – Linnet rozcięła spodnie Devona, by obejrzeć oparzenia na nogach.
– Lepiej, żebyś się z tym widokiem oswoiła, bo za tydzień i tak będziesz znała na pamięć każdy skrawek jego ciała.
– Tydzień? Sądzisz, że on za tydzień wyzdrowieje?
– Nie wyzdrowieje – poprawiła ją Phetna – ale zacznie dochodzić do siebie. Za trzy dni będziemy wiedziały, czy nam się uda. Weź teraz tę szmatkę i zacznij go myć. Powoli i delikatnie. Nie trzeba zrywać mu tych wszystkich pęcherzy. Woda to najlepszy środek, jaki dał nam Pan, by ochłodzić skórę.
Zajęło to Linnet kilka godzin. Myła powoli całe rosłe ciało Devona, starając się oszczędzić mu dodatkowego bólu.
– Nie trzeba go nakarmić? – zapytała.
– Jeszcze nie teraz. Jest zbyt słaby, by to zatrzymać. Już go umyłaś całego?
– Tak – Linnet westchnęła i przysiadła w kucki, wyżymając szmatkę.
– No to idź do strumienia, przynieś świeżej wody, podgrzej ją i zaczynaj następne mycie – Phetna przyglądała się uważnie młodej kobiecie, ale ta nawet nie mrugnęła okiem. Chwyciła dwa wiadra i wyszła, a Phetna przyklęknęła obok młodzieńca rozciągniętego na materacu ze słomy kukurydzianej.
– Juz się obudziłeś, chłopcze? – zapytała. Dźwięk, jaki z siebie wydał, potwierdził jej przypuszczenia. -
Wiem, że to zdrowo boli, ale postaramy się coś z tym zrobić. Ty tylko staraj się przeżyć. Ta dziewczyna jeszcze cię będzie myła, żeby ochłodzić twoją skórę. Pamiętaj, że masz oddychać i nie poddawać się. Ból wkrótce ci przejdzie i zostanie tylko wspomnienie.
Linnet wyrwała garść mchu i wyszorowała nim wiadra, po czym napełniła je wodą. Po raz pierwszy zachciało jej się płakać. Cały ten dzień był okropny; oskarżenia Devona, kłótnia, bliska śmierci Miranda, a teraz Devon leżący w jej chacie z ciałem pokrytym pęcherzami. Zaniosła wodę do chaty. Nieważne, co czulą do Devona. Trzeba go uratować.
Popatrzyła na czyste, ciemne niebo i zmówiła modlitwę za wyzdrowienie Devona. Bolały ją plecy od nosidła obciążonego pełnymi wiadrami, ale nie zwracam na to uwagi. Jej myśli zaprzątało coś o wiele ważniejszego.
Phetna siedziała przy stole przed talerzem pełnym gulaszu. W dłoni miała chleb. Nie zareagowała na wejście Linnet.
Ta uklęknęła i zaczęła myć plecy Devona. Pęcherze bardzo się jątrzyły.
– To twój mąż? – zapytała Phetna z pełnymi ustami.
– Nie… ale znam go dobrze
– Co sobie pomyśli twój maż, gdy przyjdzie do domu i znajdzie nagiego mężczyznę w twoim, łóżku? – Nie jestem mężatką.
Phetna zachichotała.
– Widzę, że świat się niewiele zmienił. Squire mówił, że jesteś tu nauczycielką.
Byłam. – Linnet nie chciała o tym rozmawiać, Phetna i tak się o wszystkim dowie
– Jak on się nazywa? – Phetna odstawiła talerz. Linnet czule musnęła dłonią szyję Devona. – Devon Slade Macalister – odparła – Slade Macalister! powtórzyła z niedowierzaniem Phetna.
Linnet uśmiechnęła się, bawiąc się kosmykiem włosów Devona.
– Slade ma po ojcu. Pamiętam dzień, gdy odkrył, że właśnie tak się nazywa. Wszyscy mówili, że bardzo kochał swojego ojca i głęboko przeżył jego śmierć. -Powróciła do mycia.
– Slade nie żyje? – zapytała cicho Phetna.
– Tak, zabił go niedźwiedź. – Linnet nie zauważyła grymasu i bólu na twarzy Phetna. – Agnes zawsze mówiła, że Devon jest bardzo podobny do ojca.
– Obaj byli do niego podobni – powiedziała Phetna. Linnet popatrzyła na nią, zrozumiawszy, co te słowa oznaczają.
– Znałaś ojca Devona? I bliźnięta?
– Tak – odparła Phetna, przechodząc od stołu do krzesła przy posłaniu Mirandy. – Przyjechałam tu ze Slade'em, matką chłopców i całą resztą.
– Georgina – podpowiedziała Linnet, zanurzając myjkę w ciepłej wodzie.
Ale nigdy nie pozwalała nazywać się inaczej niż panią Macalister- stwierdziła zjadliwie Phetna. – Gdzie jest drugi chłopak, ten bardziej do niej podobny? Słyszałam, że wróciła na wschód do jakichś swoich krewnych i zabrała ze sobą jednego z synów.
– Tak, ale ja go nigdy nie widziałam.
Phetna milczała przez chwilę, po czym uśmiechnęła się do odwróconej tyłem Linnet.
– Ten chłopak jest ojcem twojego dziecka?
Linnet popatrzyła na Phetnę i uśmiechnęła się. Już nie dostrzegała jej brzydoty.
– Tak.
– Jeśli jest choć trochę podobny do Slade'a, rozumiem dlaczego zdecydowałaś się na niego bez księdza.
– Agnes powiedziała…
– Agnes Emerson? – zapytała Phetna.
– Tak. Znasz ją?
– Znam ich wszystkich. Byłam odrobinę od nich starsza, w wieku Slade'a, ale mieszkaliśmy razem zgodnie w Północnej Karolinie, razem budowaliśmy domy.
Linnet zmarszczyła czoło.
– Dlaczego opuściłaś Sweetbriar i tu przyjechałaś?
– Jestem starą, brzydką kobietą, a on już nie żyje, więc mówienie o tym nie ma sensu. Kochałam się w Siadzie Macalisterze bardzo długo. Gdy wyjechał na północ i ożenił się z tą… tą kobietą, myślałam, że oszaleję. Pojechałam za nim na zachód, wierząc, że coś się odmieni, ale gdy ona go zostawiła, nadal mnie nie chciał. Przegrałam. Uciekłam z pierwszym mężczyzną, jakiego spotkałam, i zamieszkałam tutaj.
– Mieszkasz z mężem?
Phetna odwróciła się. Linnet zauważyła, że jej blizny na szyi napięły się i Poczerwieniały.
– Zginął w pożarze, ale to on go wywołał, bo za dużo wypił i chciał mnie zabić. Powiedział, że wypali ze mnie całe zło. Wiatr rozniósł ogień i to on zginął, a ja nie. Czasem żałowałam, że…
– Najbardziej poparzone są plecy. – Linnet przerwała wspomnienia, wyczuwając, że nie należy odgrzebywać spraw, o których lepiej zapomnieć.
Phetna uklękła obok łóżka i przyjrzała się oparzeniom.
– Nie wygląda to dobrze, ale mogło być gorzej. Widziałam już ciało wypalone do kości, czarną, odpadającą skórę. Wtedy nie było nadziei. Prześpij się teraz. Rano znów trzeba go będzie myć, a potem zaczniemy go karmić.
– Nie muszę spać. To wszystko znów zaczyna sączyć.
– I tak będzie jeszcze przez kilka dni, a ty to będziesz musiała myć, więc lepiej się prześpij. Wolisz mnie słuchać, czy się ze mną kłócić?
Linnet rozłożyła siennik przyniesiony tu przez Nettie.
– Weź to, a ja prześpię się na podłodze.
– Nie – odparła zdecydowanie Phetna. – Zostanę na krześle. Ktoś musi go pilnować,
– To ja… – Urwała, czując na sobie ostre spojrzenie Phetny. – Dobrze, ty śpisz jutro. – Linnet umieściła swój materac tuż przy posłaniu Devona i położyła się. Zasnęła natychmiast.
17
Gdy się obudziła, światło dnia przesączało się już przez natłuszczony papier w oknach. Dopiero po chwili przypomniała sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Twarz Phetny była jeszcze brzydsza za dnia, ponaciąga-na skóra nadawała jej groteskowy wygląd i Linnet zrozumiała, dlaczego nieszczęsna trzyma się z dala od ludzi Mieszkańcy Spring Lick nie byli na tyle wspaniałomyślni, by zaakceptować osobę, która nie odpowiadała ich wizerunkowi „przyzwoitego" człowieka. Miranda spala spokojnie, wciąż jeszcze lekko zaczadzona.