Przez chwilę nikt się nie odzywał, aż w końcu Oya wpadła na jakiś pomysł.
– Wiecie, kogo mi w tym wszystkim żal? Tej małej. Biedactwo. Pastwią się nad nią, chcą, żeby podążyła w ich ślady.
– Oya ma rację! – potwierdziła Jule. – Jest naszym obowiązkiem odebrać im to dziecko i wychować po chrześcijańsku. Przez całe życie będzie się musiała borykać ze ziem, które w niej siedzi, ale to nasz obowiązek!
Mhm – mruknął Butch. – Nasze kobiety mają rację. Teraz musimy zdecydować, co zrobić z tymi dwiema przybłędami i z mężczyzną. – Błysnęły mu oczyma myśl o tym, jak można ukarać tę młodszą.
Lynna, usiądź przy mnie.
Devon, mam dużo pracy.
– A jeśli ci powiem, że potwornie bolą mnie plecy i tylko ty mogłabyś mi pomóc?
Odłożyła robótkę na kolana.
– A naprawdę tak jest?
– O Boże! Już nie pamiętam, jak to jest, kiedy nic człowieka nie boli. Tak, możesz mi pomóc?
Byli sami w chacie i mimo iż podejrzewała podstęp, podeszła bliżej, by obejrzeć wolno gojące się rany.
– Zjesz coś?
Popatrzył na nią błagalnie.
– Proszę cię, już dość jedzenia. – Szepnął coś, czego nie zrozumiała, więc nachyliła się do jego ust. Pocałował ją koło ucha, a gdy chciała się odsunąć, objął ją w pasie i przytrzymał. – Nie odchodź, Lynna, proszę. Przemyślałem wszystko i chcę z tobą pomówić.
– O czym? – zapytała sztywno.
przyciągnął ją, wtulił twarz w jej szyję i zaklinował jej nogi. Chciała mu się wyrwać, ale mimo że osłabiony, wciąż był od niej silniejszy.
– Myślałem o nocy, kiedy została poczęta Miranda. Szarpnęła się mocniej, choć czuła, że właściwie nie chce się odsuwać.
– Pozwól mi mówić, Lynna, co ci szkodzi? Pamiętasz tę noc, którą razem spędziliśmy? Nie, nie odsuwaj się. Obiecuję, że będę tylko mówił. Przecież jestem bardzo poparzony.
Leżała nieruchomo, powtarzając sobie w myśli, że powinna się odsunąć, ale jej ciało nie chciało usłuchać.
– Wiesz, gdzie chciałbym teraz być? – szepnął jej do ucha. – Chciałbym być na szczycie jakiejś góry, sam na sam z tobą w chacie. Byłby tam spory zapas drewna i wiesz, co zrobiłbym najpierw?
Nie odpowiedziała.
– Spaliłbym wszystkie twoje ubrania, każdy skrawek. Patrzyłbym, jak chodzisz, przyglądałbym się twojej skórze, jaka jesteś gładka i miękka. Obserwowałbym cię tak przez wiele godzin, może dni, a potem położyłbym cię na łóżku.
Popatrzył na jej zamknięte oczy, rozchylone usta ukazujące białe zęby.
– Ukląkłbym u twoich stóp, objął je dłońmi, gładził każdy maleńki paluszek. Podziwiałbym twoją mleczną skórę, tak jasną przy mojej jak sosnowe drewno przy orzechu. Jesteś taka miękka, a ja… – Zaśmiał się gardłowo.
– Gładziłbym twoje nogi, dotarł do kostek, które odsłaniasz, gdy biegniesz podwijając spódnicę. Twoje kolana, takie drobne, rzeźbione, a potem twoje uda. Te twoje uda! Jak bardzo chciałbym ich dotknąć, pieścić je, podziwiać ich jędrność. Ich wnętrze jest takie miękkie, aksamitne, jakby skrywało jakiś cenny klejnot.
– Objąłbym cię za biodra, a kciukiem… Gdzie podziałbym kciuk? Zagłębiłbym go w jedwabistej plątaninie. Dotknąłbym twojego pępka, brzucha, a wtedy moje wargi nie mogłyby już dłużej czekać. Kąsałbym zębami twoją skórę, pieszcząc ją, dotykając jej językiem.
– Ścisnąłbym cię tak mocno w pasie, że zamknąłbym wokół ciebie dłonie i zmusił cię do otwarcia oczu. Miałyby kolor whiskey, którą przywożą mi z Anglii, kolor ciemnego złota. Patrzyłyby tylko na mnie, świeciły tylko dla mnie.
Przesunął zębami po jej szyi.
Dotknąłbym twoich żeber, delikatnych jak u ptaka, a potem… mmm…; potem twoich piersi. Są słodkie. Powoli dotykałbym ich z każdej strony, przebiegając palcami po soczystej, miękkiej skórze i powoli, powoli, tak wolno, że zaczęłabyś jęczeć, dotknąłbym małych różowych wzgórków. Lynna – szepnął. – Lynna. – Dotknął wargami jej ust, a ona chwyciła go za włosy i przyciągnęła ku sobie. Piła z jego ust zachłystując się, spragniona.
Przylgnęla do niego wyginając się w błagalnym geście. Chwycił ją za włosy, odchylił jej głowę i sycił się oślepiającym pożądaniem.
Drzwi chaty otworzyły się nagle, uderzając o ścianę. Linnet odwróciła się, lecz zobaczyła, że na zewnątrz nikogo nie ma i że tylko wiatr wdarł się do chaty.
Zerwała się, pobiegła zamknąć drzwi, ale przystanęła na chwilę, by rześkie, wiosenne powietrze ostudziło jej twarz i pomogło się uspokoić. Zdziwiła ją siła własnego uczucia – do tej pory doznała go zaledwie raz w życiu.
Devon przewrócił się na brzuch. Nie patrzył na Linnet, zmieszany, zaskoczony gwałtownością własnych uczuć.
Wybiegła z chaty, by dojść do siebie.
– Linnet!
Ucieszyła się na widok przyjaciółki.
– Nettie, tak dawno cię nie widziałam. – Uścisnęły sobie ręce.
– Co z nim? – zapytała Nettie.
– On… on. – Linnet pochyliła głowę zawstydzona.
– Wygląda na to, że ma się coraz lepiej – powiedziała Nettie uśmiechając się domyślnie.
Linnet roześmiała się.
– To jeszcze mało powiedziane.
– Dobrze. Przejdźmy się kawałek. Nastawiłam w stodole dzban barwnika, ale może poczekać, a ja sobie odpocznę. Linnet, martwią mnie tutejsi ludzie.
– Co masz na myśli?
– Jest dziwnie spokojnie. Poza tym dziś rano wszyscy zebrali się w sklepie Butha. Siedzieli tam długo, a Rebeka widziała, że gdy wychodzili, byli uśmiechnięci. Gdy oni się uśmiechają, ja zaczynam się bać.
– Na pewno dyskutowali o tym, jaką jestem hańbą dla ich społeczności, jakich to niemoralnych rzeczy uczyłam ich dzieci, tak jakby w ogóle można je było czegokolwiek nauczyć.
– Nie, to chyba coś więcej i jestem przerażona, że nie wiem, o co im chodzi. Rebeka chciała pójść na przeszpiegi, ale jej zabroniłam. Teraz tego żałuję.
– Nettie! Nie każ Rebece robić czegoś takiego. Jestem pewna, że gdy tylko wyjadę…
– Wyjedziesz! – przerwała jej Nettie. – Chyba nie masz zamiaru stąd wyjeżdżać?
Linnet popatrzyła na nią zaskoczona.
– Ależ tak. Wyjadę. Wrócę do Sweetbriar.
– Z nim – stwierdziła Nettie.
Linnet uśmiechnęła się.
– Tak, z nim. Nie jest ideałem, nigdy nie układało się między nami dobrze, często się kłóciliśmy. A jednak tyle rzeczy w nim kocham. – Popatrzyła rozmarzona na skraj lasu. – On zawsze wszystkim pomaga. Narzeka, ale pomaga im i przyjmuje ludzi takimi, jakimi są, czy są biali czy żółci, biedni czy bogaci. Nie kieruje się kolorem skóry ani majątkiem. I jest odważny. Zaryzykował dla mnie życie, chociaż wtedy nie znał nawet mojego imienia. A w drodze do osady.;.
Przerwał jej śmiech Nettie.
– Brzmi to tak, jakby miał niedługo opuścić ten padół lez i powiększyć grono aniołów. Taki dobry.
– O nie! – Zapewniła szybko przyjaciółkę. – Jest bardzo ludzki. Bez przerwy jest na mnie zły, często narzeka na Gaylona i Dolla.
– Linnet!
Tym razem roześmiały się obie.
– Czuję, jak się zmieniam. Chyba za długo jestem w Kentucky. Dawniej nie opowiadałam tyle o swoich uczuciach. Niania uczyła mnie, że lepiej to zatrzymywać dla siebie. Wtedy nikt nie może nas skrzywdzić, bo nie zna naszych sekretów.
Nettie poklepała ją po ramieniu.
– Musisz zostać w Spring Lick tak długo, aż opowiesz mi wszystko o niani i życiu w Anglii, ale teraz pójdę już farbować wełnę. Może pomożesz mi ją wykręcać
– Dobrze, ale nie wiem, czy potrafię – odparła szczerze Linnet i spojrzała jej prosto w oczy.
– Mimo wszystko każę Rebece rozglądać się uważnie i zawiadomić nas, gdyby coś się działo.