Выбрать главу

Uśmiechnęła się, bo rzeczywiście zapomniała.

– To chyba nie będzie trudne.

Późnym wieczorem dotarli do miejsca, które Devon nazywał Sweetbriar. Linnet była wyczerpana. Na razie zauważyła tylko kilka chat na polanie. Zsunęła się prosto w objęcia Devona, który zsiadł już z konia i chciał ją zdjąć na ziemię. Wziął ją na ręce.

– Devon, mogę iść sama. Jestem tylko trochę zmęczona.

– Po tym, co przeszłaś, wątpię, by chciało ci się choćby otworzyć oczy. Gaylon! – krzyknął nad jej głową. – Otwórz drzwi i wpuść mnie!

Drzwi uchyliły się i stanął w nich uśmiechnięty starszy mężczyzna.

– Co ty sobie myślisz? O której godzinie przychodzi się do domu? i co ty tam taskasz?

– Nie co, tylko kogo. Korpulentny staruszek uniósł lampę do twarzy Lin-net, która zamknęła oczy porażone jaskrawym światłem.

– Nie wygląda najlepiej – stwierdził.

– Jestem Linnet Blanche Tyler, panie Gaylon. Miło j mi pana poznać. – Wyciągnęła do niego rękę.

Popatrzył na nią zdziwiony; brudna dziewucha w objęciach mężczyzny, a zachowuje się, jakby ją przedstawiano samemu prezydentowi. Spojrzał z niedowierzaniem na uśmiechniętego Devona.

– Nieźle, co? Taką ją znalazłem związaną u Szalonego Niedźwiedzia.

– Szalonego Niedźwiedzia! Na pewno nie puścił jej* z własnej woli.

– Jasne. Mam na dowód ranę na ręce.

– Devonie, czy mógłbyś mnie postawić na ziemi? Gąylon wytrzeszczył na nią oczy.

– Do kogo ona gada?

– Do mnie. – Devon był najwyraźniej zakłopotany. – Nazywa mnie Devonem.

– A po co?

– Dlatego, że tak się nazywam, staruszku. Devon Macalister.

– Phi. Nie wiedziałem, że masz jakieś nazwisko, tylko Mac.

– Z nią się kłóć – odparł Devon stawiając Linnet na, ziemi. – Biegnij po Agnes. Spodoba jej się ta dziewczyna. Jest taka bardzo angielska i w ogóle.

– To dlatego gada tak dziwnie?

– Zgadza się. Teraz sprowadź Agnes. Galopem! Zaprowadził Linnet do krzesła przy kominku.

Usiadła z wdzięcznością. Wydawało jej się, że jeszcze nigdy w życiu nie była tak zmęczona.

– Agnes będzie tu za chwilę i zajmie się tobą -zapewnił, rozpalając ogień.

Niemal natychmiast pojawiła się w chacie jakaś kobieta – przynajmniej takie wrażenie odniosła Linnet. Była wysoka, rumiana, miała męski płaszcz na-rzucony na koszulę nocną. Wyglądała tak czysto, że Linnet jeszcze bardziej wstydziła się brudu na swoim ciele i włosach.

_ Mac, co Gaylon wygaduje?

Linnet podniosła się.

– Obawiam się, że to ja jestem przyczyną wszystkich problemów. Devon uratował mnie przed Indianami i teraz wszyscy macie ze mną kłopot

Agnes uśmiechnęła się do brudnej dziewczyny, a Gaylon i Devon wymienili spojrzenia.

– W ciągu kilku ostatnich dni niewiele spała i jadła. Sporo przeszła – wyjaśnił Devon.

– Z tego, co widzę, niewiele cię obeszło, co się z nią działo. Zabiorę ją do siebie. Jak się nazywasz?

– To Linnet Blanche Tyler – odparł Devon i uśmiechnął się. – Uważaj, bo ani się obejrzysz, a będzie rządzić całym twoim domem.

Zmieszana Linnet patrzyła pod nogi.

– Chodź, Linnet. Nie przejmuj się nimi. Wolisz najpierw coś zjeść czy się przespać?

– Chciałabym się wykąpać.

– Rozumiem cię lepiej, niż myślisz.

Kilka godzin później Linnet wśliznęła się pod kołdrę. Szorowała się tak zawzięcie, że Agnes musiała ją przywołać do porządku. Zjadła jajecznicę z czterech jajek i dwie wielkie grzanki z masłem. Teraz leżała w czystej koszuli nocnej. Zasnęła natychmiast. Gdy się obudziła, było cicho, ale wiedziała, że dzień juz dawno się zaczął. Przeciągając się, dotknęła włosów, by się upewnić że są czyste. Podeszła do skraju stryszku, na którym stało łóżko. Drzwi chaty otworzyły się i weszła Agnes.

– A obudziłaś się? Wszyscy w Sweetbriar umierają niecierpliwości. Chcą zobaczyć, co takiego Mac przywiózł ze sobą do domu. Byłam u Tuckerów i ich Caroline pożyczyła mi sukienkę dla ciebie. Zejdź na dół, zobaczymy, czy pasuje.

Linnet zeszła po drabinie, trzymając w jednej ręce przydługą koszulę.

Agnes przyłożyła do niej sukienkę.

– Tak myślałam. Trzeba będzie trochę wypuścić na górze. Siadaj i jedz, a ja to poprawię. Trzeba mi tylko chwili.

Linnet jadła bułeczki kukurydziane, bekon i miód, a Agnes szyła perkalową sukienkę.

– No, już. Zrobione. Zobaczmy, co tutaj mamy. -Pomogła Linnet ubrać się i uśmiechnęła się do siebie zadowolona. – Mac zbaranieje, gdy zobaczy, co nam tu przywiózł.

– Naprawdę wyglądam inaczej?

– Nie widziałam jeszcze czarniejszego i brzydszego smolucha niż ten, którego nam Mac pokazał wczoraj. Czekaj, uczeszę cię.

– Agnes, nie musisz tego wszystkiego robić. Pozwól, że ci jakoś pomogę.

– Już dość mi się nadziękowałaś wczoraj. Nigdy nie miałam córki i cieszę się, że mogę to dla ciebie zrobić. – Zrobiła krok do tyłu podziwiając swoje dzieło. Włosy Linnet opadały na plecy obfitą kaskadą, miały głęboki, złoty kolor, gdzieniegdzie rozświetlony jaśniejszymi pasmami. Gęste, ciemne rzęsy osłaniały duże oczy o dziwnym kolorze. Chciało się na nie patrzeć i patrzeć, starając się odgadnąć ich niespotykaną barwę.

Agnes patrzyła na zgrabną, szczupłą sylwetkę Linnet w dopasowanej sukience.

– Przez ciebie Corinne oszaleje.

– Corinne?

To najstarsza córka Starków. Chodziła za Makiem od chwili gdy skończyła dwanaście lat. A teraz, gdy już go prawie usidliła, zjawia się tu coś takiego.

Mac.? Ach, Devon! Nie powiedział ci, że przywiózł mnie tu po to, bym go nauczyła czytać?

Naprawdę? Właściwie to i ja mogłabym go tego nauczyć… Nieważne. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć jego minę.

Dom Agnes Emerson był oddalony o milę od polany, na której znajdował się sklepik Devona i inne budynki. Było tam pełno ludzi, głównie dzieci, niecierpliwie wyczekujących pojawienia się dziewczyny, którą przywiózł Mac. Przez cały ranek słuchali historii o jej przygodach, mocno podkoloryzowanych przez Gaylona.

– Nie wygląda tak, jak opowiadał Mac – usłyszała

Linnet za swoimi plecami.

Odwróciła się i zobaczyła chłopca, mniej więcej siedmioletniego. Miał brudną buzię; z kieszeni sterczał mu kawałek sznurka.

– A co on mówił? – zapytała.

– Powiedział, że jesteś najodważniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział.

Linnet uśmiechnęła się.

– Prawie mnie nie zna. Po prostu byłam zbyt przerażona, zęby podnosić raban. Pewnie chciałbyś usłyszeć o jego walce z Cętkowanym Wilkiem.

– Mac walczył z Indianinem?

– Ależ tak.

– Czemu mówisz tak dziwnie?

– Pochodzę z Anglii.

– No dobra. Muszę już iść, cześć.

Agnes objęła Linnet ramieniem.

– Idziemy. A wy przestańcie się gapić, jak na jakiegoś dziwoląga – powiedziała do dzieci, które się jednak tym wcale nie przejęły – Chodź, pokażę cię Macowi.

Sklep był długim budynkiem w kształcie litery l i Linnet dziwiła się teraz, że przedtem nie zauważyła składowanych tu towarów. Devon stał do niej tyłem, rozmawiając z ładną ciemnowłosą dziewczyną o nie^ zwykle zmysłowych kształtach.

Dziewczyna urwała w połowie zdania; przypatrywała się wchodzącym. Oczy Devona rozszerzyły się ze zdumienia.

– No, nie masz nic do powiedzenia? Różni się trochę od tej cuchnącej kupki gałganów, którą wczoraj przywiozłeś? – Oczy Agnes błyszczały triumfująco.

Devon nie mógł wykrztusić ani słowa. Linnet była po prostu śliczna; miała drobną buzię i wielkie oczy, delikatny nosek i miękkie usta, wygięte teraz w nieśmiałym uśmiechu. Poczuł się oszukany. Dlaczego wcześniej mu nie powiedziała, że jest tak cholernie ładna? Poczuł rosnący w nim gniew. Był zły, że go tak zaskoczyła.