Выбрать главу

– Podejdź tu. – Wskazała kominek. – Stań prosto. -Weszła na stołek, by go zmierzyć i odedrzeć niepotrzebne końce pasków płótna.

– Jesteś pewna, że wiesz, co robisz?

– Oczywiście. To wszystko, czego potrzebuję-odparła

Odwrócił się do niej.

– Mac

Devon drgnął gwałtownie, usłyszawszy głos Corinne

Witaj Corinne

– Dzień Dobry Corinne – Linnet zeszła ze stołka

– Muszę już iść. Zobaczymy się na kolacji, Devonie – zamknęła za sobą drzwi, słysząc jak Corrine pyta

– Co to znaczy „Zobaczymy się na kolacji”?

– Lynna! Lynna! Jesteś tam?

Linnet otworzyła drzwi małemu Jessiemu Tuckerowi Uśmiechnęła się do jego zadartego nosa i piegowatej twarzy. Wtedy z niepokojem zauważyła że w kieszeni chłopca coś się porusza, jakieś żywe stworzenie, które usiłuje wydostać się na wolność.

– Dzień dobry, Jessie.

– No, no. Nawet z samego rana mówisz tak dziwnie.

– To też, a wstałam już dawno.

Zignorował jej odpowiedź i wszedł do środka.

– Jak ci się podoba mój dom?

– Dom jak dom – odparł lekceważąco, siadając na ławce. – Chcesz obejrzeć Sweetbriar?

– Oczywiście, ale nie mam za dużo czasu. Muszę dziś trochę poszyć i zrobić koszulę dla Devona.

– Czemu nazywasz go Devon? On ma na imię Mac.

– A dlaczego ty nazywasz mnie Lynna, skoro mam na mnę Linnet?

Wzruszył ramionami.

– Czasem cię nawet lubię ale czasem wychodzi z ciebie baba.

– Myślę, że mimo wszystko jest w tym ukryty jakiś komplement. Zjem teraz coś i możemy iść.

– Mama kazała mi przynieść ci cały koszyk jedzenia. Powiedziała, że chociaż tyle może dla ciebie zrobić, skoro tu przesiaduję. O co jej chodziło?

– O to, że jesteś niezwykle żywym młodym człowiekiem. Jessie, czy gdy wyjdziemy z chaty, możesz uwolnić to nieszczęsne zwierzę, które szamoce się w twojej kieszeni?

Uśmiechnął się przebiegle.

– Jasne. Będziesz wrzeszczeć, kiedy ci je pokażę?

– Mam nadzieję, że nie. Przypuszczam, że moje obawy są bezpodstawne.

– Taak?

– Zobaczmy, co przysłała twoja matka. Umieram z głodu.

Jessie pokazał jej to wszystko, co uznał za najważniejsze w Sweetbriar. Niewidoczny strumień, ślady jeleni, dwa ptasie gniazda i opuszczoną lisią jamę. Około południa Linnet zostawiła chłopca, by powrócić do chaty i zająć się szyciem. Uśmiechnęła się, widząc ślady czyjejś bytności. Wiedziała, że to Devon. Znalazła dwa worki mąki kukurydzianej, suszone jabłka, koszyk słoniny, boczku i suszonych ryb, a oprócz tego mały garnuszek marynat. Przy kominku wisiały na ścianie cztery zające, a na ziemi piętrzyła się sterta narąbanego drewna. Dotknęła każdej z tych rzeczy, a potem zabrała się do szycia.

Usłyszała pukanie do drzwi i krzyknęła.

– Proszę!

Siedziała na swoim miejscu przy kominku.

– Skąd wiedziałaś, że to ja, a nie ktoś obcy? Powinnaś zamykać drzwi i otwierać je dopiero, gdy się upewnisz, kto za nimi stoi. Mogą znaleźć się tacy, którzy chętnie wykorzystają fakt, że taka ładna dziewczyna siedzi tu sama.

– Dziękuje-.

– Za co mi dziękujesz?

– Powiedziałeś, że jestem ładna.

pokręcił głową.

– Przyniosłem tę Biblię. Co tak ładnie pachnie? Kolacja dla ciebie. Chcesz się najpierw pouczyć czy zjeść?

Jedno i drugie – Uśmiechnął się – Jeśli to smakuje tak jak pachnie, wolę zacząć od jedzenia.

– Zgoda. – Nalała mu pełną łyżkę gęstego gulaszu żelaznego sagana nad ogniem. Przez otwarte drzwi z boku kuchni widać było złoty, chrupiący bochenek świeżo upieczonego chleba. Odcięła słuszną kromkę i posmarowała ją świeżym masłem. Postawiła też na stole kubek zimnego mleka.

– Skąd to wszystko masz? Nie przysyłałem tego mleka, masła, cebuli ani ziemniaków.

_ Dziwna rzecz. Przez całe popołudnie co chwila słyszałam pukanie do drzwi, a gdy je otwierałam, nie było nikogo, tylko koszyki z jedzeniem. To było niezwykle tajemnicze.

– Tak? – zdziwił się z pełnymi ustami.

– W końcu pojawiła się dwójka odważnych, bliźnięta Starków.

– Które? – przerwał jej.

– A ile ich jest?

– Dwa zestawy, a Esther znów spodziewa się dziecka. Wszyscy twierdzą, że to kolejna dwójka. Biedny Doli Stark chyba nie potrafi zrobić nic prócz bliźniąt. No, co z tym jedzeniem?

Eubrown i Lissie powiedziały, że to dla ciebie. Wiedzą, że tu przychodzisz jeść. Tak wiele dla nich zrobiłeś, że w ten sposób chcą ci się odwdzięczyć

Devon przez chwilę milczał zmieszany, a Potem uśmiechnął się..

– Skoro mi tyle zawdzięczają, dlaczego tak pozwalali mi jeść to, co upichcił Gaylon?

– Sądzę, że nawet hojność ma swoje granice, a poza tym wydaje mi się, że ma to coś wspólnego z niezadowoleniem Corinne. – Popatrzyła na niego znacząco ale on wbił wzrok w talerz. – Muszę lepiej poznać tę młodą osobę. Rzeczywiście jest tak niezwykła?

Skrzywił się, odłamując kawał chleba.

– Jeśli zamierzasz się z nią o mnie bić, zawiadom mnie wcześniej. Z przyjemnością popatrzę.

Obrzuciła go chłodnym spojrzeniem.

– Wątpię, by do tego doszło. A teraz, jeśli już się dowartościowałeś, może zaczniemy lekcję czytania.

Uniósł brwi, starając się nie roześmiać.

– Jestem gotów.

Otworzyła Biblię i zaczęła się przyglądać starannie wyrysowanemu tam drzewu genealogicznemu.

– No, cóż. Jest tu cała twoja rodzina. Twój ojciec, Slade Rawlins Macalister. Twoja matka, Georgina Symington Macalister…

– Georgina?

– To chyba ładne imię.

– Już nie żyje – powiedział bezbarwnie.

– Przykro mi. A tak, jest nawet data, Zaledwie trzy lata temu, w tym samym roku co twój ojciec. -Popatrzyła na niego – siedział z łokciami opartymi na kolanach, z dłońmi zaciśniętymi w pięści. – A to ty: Devon Slade Macalister.

– Slade? A tak, to imię taty.

– I jak widać także twoje. A to kto? Kevin George Macalister?

– Mój brat.

Nie wiedziałam, że masz brata. Bo nie pytałaś. Możemy już zająć się czymś i przestać rozmawiać o mojej rodzinie?

– Devonie! Daty urodzenia są identyczne! To twój brat bliźniak.

– Zgadza się, jeśli mnie pamięć nie myli. Gdybym wiedział, że tu jest aż tyle napisane, zostawiłbym

Biblię w domu.

_ No dobrze. – Już miała zamknąć książkę, gdy znów coś przykuło jej uwagę. – Cord Macalister. Ciągle słyszę to imię. To musi być twój stryjeczny brat.

_ i jest – powiedział to dziwnym tonem.

Zamknęła Biblię, nie chcąc już więcej męczyć go pytaniami. Najwyraźniej wspominanie historii rodzinnej było dla Devona przykre. Trzeba było zająć się nauką.

– Zaczniemy od twojego imienia, dobrze?

Wziął kawałek węgla i pracowicie napisał na kamieniu imię Devon. Gdy skończył, uśmiechnął się z tryumfem.

– Ćwiczyłem!

– Devon, to jest wspaniałe! Będziesz dobrym uczniem.

– Nie wiem, czy mi na tym aż tak bardzo zależy -mruknął.

Popatrzyła na niego karcąco.

– Gdy ktoś mówi ci komplement, powinieneś podziękować.

Nie wypada zaprzeczać, nawet jeśli ta osoba mówi nieprawdę.

– Już się poczułaś nauczycielką, prawda?

Czekała cierpliwie. W końcu uśmiechnął się.

Dziękuję za te miłe słowa. Teraz naucz mnie czegoś jeszcze.

Z przyjemnością – odparła rozpromieniona.

Linnet dorzuciła drewna do ognia. Była w Sweetbriar od dwóch tygodni, a czuła się, jakby mieszkała tu od zawsze. Zaprzyjaźniła się z ludźmi, zaakceptowała ich wady. Oni przyjęli ją także. Grzebała bezmyślnie w kominku. Przyjęli ją wszyscy z wyjątkiem Corinne Stark. Ta dziewczyna nie przepuściła żadnej okazji, by przyciąć Linnet, nawet rozsiewała Plotki. ki na temat tego, co Devon i Linnet robią co wieczór, gdy zostają sami w chacie, i że nie ma to nic wspólnego z lekcjami czytania.