Morgon pogładził palcem perłę białą jak mleczny ząbek dziecka.
— Kocham ją — mruknął. — Ale czy to ma jakieś znaczenie?
— Co zamierzasz?
Morgon sięgnął z westchnieniem po swój tobołek.
— Nie wiem, i ty też nie wiesz. Wyobrażam sobie wyraz jej twarzy, kiedy ujrzy mnie wnoszącego do Anuin koronę Aum, i jestem przerażony. Będzie musiała zamieszkać w Akern. Będzie musiała… będzie musiała przywyknąć do mojego świniopasa, Snoga Nutta, który przychodzi co rano na śniadanie. Nie spodoba jej się tam, Roodzie. Urodziła się, by opływać w bogactwa An, i będzie wstrząśnięta. Wasz ojciec również.
— Wątpię — odparł spokojnie Rood. — Lordowie An być może, ale żeby wstrząsnąć mym ojcem, trzeba by zagłady świata. Z tego, co wiem, widział cię przed siedemnastu laty, kiedy składał ten ślub. Ma umysł jak moczary; nikt, nawet Duac, nie wie jak głęboki. Nie wiem, co pomyśli sobie Raederle. Wiem tylko, że muszę zobaczyć jej reakcję, nawet gdybym miał to przypłacić śmiercią. Niedługo wracam do domu; ojciec wysyła po mnie statek. Płyń ze mną.
— Czekają na mnie na statku kupieckim, który odpływa dziś wieczorem. Muszę ich uprzedzić. Deth jest ze mną.
Rood uniósł brew.
— A wiec znalazł cię. Ten człowiek znalazłby we mgle dziurkę po szpilce.
Ktoś załomotał do drzwi.
— Odejdź! — zawołał zirytowany Rood. — Cokolwiek stłukłem, przepraszm!
— Roodzie! — Był to łamiący się, niezwyczajnie podniesiony głos Mistrza Tela. — Skruszyłeś klamry ksiąg czarów Nuna!
Rood podniósł się z westchnieniem i gwałtownie otworzył drzwi. Na jego widok tłumek studentów, zgromadzony za plecami starego Mistrza, rozjazgotał się niczym stadko wzburzonych kruków. Rood bezskutecznie usiłował ich przekrzyczeć.
— Wiem, że Wielki Krzyk jest zakazany, ale to był raczej impuls niż premedytacja. Uciszcie się, proszę!
Rozgwar urwał się jak nożem uciął. Obok Rooda stanął Morgon z koroną Aum w rękach i bez słowa spojrzał Mistrzowi Telowi w oczy. Środkowy kamień korony odbijał czerń szaty starca.
Gniew na wychudzonej, żółtej jak pergamin twarzy Mistrza Tela ustąpił miejsca bezbrzeżnemu zdumieniu. Odzyskawszy głos, wypowiedział w pełnej napięcia ciszy słowa zagadki:
— Kto zwyciężył w grze w zagadki z Pevenem z Aum?
— Ja — odparł Morgon.
Opowiedział im wszystko w bibliotece Mistrzów, wzdłuż ścian której ciągnęły się półki zapełnione od podłogi po sufit ogromnym zbiorem starożytnych ksiąg. Ośmiu Mistrzów słuchało w skupieniu. Na tle ich czarnych szat Rood, odziany w złotą, przywodził na myśl jaskrawy kleks. Nikt nie odezwał się słowem, dopóki Morgon nie skończył. A kiedy skończył, Mistrz Tel poprawił się w swoim fotelu i wymruczał z niedowierzaniem:
— Kern z Hed, kto by pomyślał?
— Skąd wiedziałeś? — zapytał Rood. — Skąd wiedziałeś, że akurat ta zagadka przyniesie ci zwycięstwo?
— Nie wiedziałem — przyznał Morgon. — Po prostu zadałem ją, kiedy byłem już tak zmęczony, że żadna inna nie przychodziła mi do głowy. Myślałem, że wszyscy znają na nią odpowiedź. Ale kiedy Peven krzyknął: ,,Nie ma żadnej zagadki dotyczącej Hed!”, wiedziałem już, że zwyciężyłem. Nie był to Wielki Krzyk, ale do śmierci będzie mi dźwięczał w uszach.
— Kem. — Wargi Rooda wykrzywiły się w bladym uśmieszku. — Lordowie z An od wiosny zadają tylko dwa pytania: Kogo poślubi Raederle, oraz co to mogła być za zagadka, że Peven nie potrafił jej rozwiązać? Hagis, król An, dziadek mojego ojca, zginął w wieży, bo nie znał takiej. Lordowie z An powinni się bardziej interesować tą małą wysepką. Teraz na pewno to zrobią.
— To prawda — powiedział Mistrz Ohm, chudy, milkliwy mężczyzna, którego głos nigdy nie zmieniał intonacji. — Całkiem możliwe, że w dziejach królestwa poświęcano Hed zbyt mało uwagi. Wszak to stamtąd wywodzi się zagadka, która nadal nie znajduje rozwiązania. Gdyby to ją zadał ci Peven z Aum, to mimo rozległości wiedzy, jaką dysponujesz, mógłbyś tu dzisiaj nie siedzieć.
Morgon spojrzał mu w oczy. Były zamglone, chłodne jak jego głos.
— Zadawanie nie rozwiązanych jeszcze i nie opatrzonych komentarzem zagadek jest wbrew regułom.
— A jeśli Peven zna jej rozwiązanie, tylko nie chciał go ujawnić?
— Jakby to było możliwe? Mistrzu Ohmie, przecież kiedy przybyłem tutaj, szukając na tę zagadkę odpowiedzi, pierwszego roku pomagałeś nam w dociekaniach przez całą zimę. Wiadomo, że Peven zaczerpnął swą wiedzę z ksiąg czarów, które należały do Madir, a wcześniej do czarodziejów z Lungold. I we wszystkich tych tekstach, które tu zresztą zgromadziliście, nie ma żadnej wzmianki o trzech gwiazdkach. Nie wiem, gdzie szukać rozwiązania. I… i nie to mi teraz w głowie.
Rood poprawił się niecierpliwie na krześle.
— I to mówi człowiek, który dla sprawdzenia swojej wiedzy, rzucił na szalę życie. Strzeżmy się nie rozwiązanej zagadki.
— Właśnie, nie rozwiązanej. I z tego, co mi wiadomo, nie posiadającej być może rozwiązania.
Ręka Rooda przecięła z furkotem rękawa powietrze.
— Każda zagadka ma swoje rozwiązanie. Kryj się za zamkniętymi drzwiami swego umysłu, uparty kmieciu. Za sto lat studenci w Bieli Początkującego Mistrza będą się drapać w głowę, usiłując sobie przypomnieć imię jakiegoś tam księcia Hed, który, podobnie jak jakiś tam inny książę Hed, zignorował naczelną zasadę sztuki rozwiązywania zagadek. Myślałem, że masz więcej rozumu.
— Pragnę tylko — powiedział z naciskiem Morgon — udać się do Anuin, poślubić Raederle, a potem wrócić do domu i uprawiać rolę, warzyć piwo i czytać książki. Czy tak trudno to zrozumieć?
— A trudno! Czemuś tak się zaparł? Kto jak kto, ale ty?
— Roodzie — odezwał się łagodnie Mistrz Tel — wiesz przecież, że rozwiązania zagadki gwiazdek na jego czole szukały bez powodzenia najtęższe umysły. Co mu proponujesz?
— Proponuję mu — odparował Rood — żeby zapytał Najwyższego.
Na chwilę zapadła pełna konsternacji cisza. Przerwał ją szelest szaty poprawiającego się na krześle Mistrza Ohma.
— Najwyższy faktycznie może znać odpowiedź. Podejrzewam jednak, że Morgonowi, by zdecydował się opuścić swoją spokojną wyspę i wyruszył w taką trudną i najeżoną niebezpieczeństwami podróż, trzeba by podsunąć jakiś bardziej przekonujący powód niż poszukiwanie czystej wiedzy.
— Bynajmniej. Wcześniej czy później sam tam podąży.
Morgon westchnął.
— Bądź rozsądny. Wybieram się do Anuin, nie do Góry Erlenstar. Nie chcę się już więcej parać rozwiązywaniem zagadek. Ta noc, którą przesiedziałem od zmierzchu do świtu w wieży cuchnącej butwiejącymi szmatami i kośćmi, wygrzebując z pamięci wszystkie znane sobie zagadki, obrzydziła mi je do cna.