Выбрать главу

Rood pochylił się w przód. Z jego twarzy zniknęły wszelkie ślady kpiny.

— Mistrz Tel powiedział, że za swój wyczyn, próbę dokonania którego nawet Mistrz Laern przypłacił życiem, otrzymasz dzisiaj Czerń. Potem popłyniesz do Anuin, gdzie lordowie An oraz mój ojciec i Raederle powitają cię, a jakże, z honorami należnymi twojej wiedzy i odwadze. Jeśli jednak przyjmiesz Czerń, będzie to z twojej strony nadużycie; i jeśli zaproponujesz Raederle spokojne życie na Hed, to również popełnisz nadużycie, złożysz bowiem obietnicę, której nie będziesz mógł dotrzymać, a stanie temu na przeszkodzie pytanie, na które nie znasz odpowiedzi, i przekonasz się, tak jak Peven, że zgubi cię nie tysiąc rozwiązanych zagadek, lecz właśnie ta jedyna, której rozwiązania nie znasz.

— Roodzie! — żachnął się Morgon, zaciskając dłonie na poręczach fotela. — Co ty próbujesz ze mnie zrobić?

— Mistrza — dla twojego własnego dobra. Jak możesz być taki ślepy? Jak możesz tak uparcie i bez skrępowania ignorować wszystko to, co, jak dobrze wiesz, jest prawdą? Jak ci nie wstyd pozwalać, by nazywano cię Mistrzem. Jak ci nie wstyd przyjmować Czerń Mistrzostwa, skoro ślepy jesteś na prawdę?

Morgon poczuł, jak krew napływa mu do twarzy.

— Nigdy nie pragnąłem Czerni — wycedził przez zaciśnięte zęby, patrząc Roodowi prosto w oczy. — Ale chcę kierować swoim życiem tak, jak mi się podoba. Nie wiem, co oznaczają te gwiazdki na mojej twarzy, i nie chcę tego wiedzieć. To chciałeś ode mnie usłyszeć? Odziedziczyłeś oczy po swoim ojcu i po Madir, i po kształtozmieniaczu Ylonie, i chłodny, nieustraszony, podążasz własną drogą ku prawdzie, a kiedy zdobędziesz już Czerń, przyjadę i będę z tobą świętował. Ale ja pragnę tylko spokoju.

— Spokój — wtrącił cicho Mistrz Tel — nigdy nie leżał w twojej naturze, Roodzie. Możemy osądzać Morgona tylko według naszych standardów, a zgodnie z nimi zasłużył sobie na Czerń. Jak inaczej możemy go uhonorować?

Rood podniósł się z fotela i rozwiązał szatę. Zsunęła mu się z ramion na podłogę. Stał półnagi przed zdumionymi Mistrzami.

— Jeśli dacie mu Czerń, nigdy już nie wdzieję żadnej szaty Mistrzostwa.

Na ściągniętej twarzy Morgona drgnął mięsień. Odchylił się na oparcie fotela, rozprostowując zesztywniałe palce.

— Ubierz się, Roodzie — odezwał się chłodno. — Powiedziałem, że nie chcę Czerni, i nie przyjmę jej. Doskonalenie się w rozwiązywaniu zagadek to nie zajęcie dla kmiecia z Hed. Poza tym, cóż to za zaszczyt nosić taką samą szatę, jaką nosił i przegrał w wieży Laern i którą nosi teraz Peven?

W bibliotece zapadła cisza. Rood wziął z posadzki swoją szatę i podszedł z nią do fotela Morgona. Pochylił się nad nim, wspierając rękami o poręcze. Przysunął pociągłą, bladą twarz do twarzy Morgona.

— Proszę cię, zastanów się jeszcze — wyszeptał. Przez chwilę patrzył Morgonowi z napięciem w oczy, potem się wyprostował, odwrócił i ruszył do drzwi. Morgon poczuł, że wiotczeje mu ciało, zupełnie jakby spojrzenie tych czarnych oczu wyssało z niego całą energię. Kiedy stuknęły zamykane drzwi, ukrył twarz w dłoni.

— Przepraszam — wyszeptał. — Nie chciałem mówić tak o Laernie. Straciłem nad sobą panowanie.

— Prawda — wymruczał Mistrz Ohm — nie potrzebuje przeprosin. — W jego zamglonych, utkwionych w twarzy Morgona oczach, tliła się iskierka zaciekawienia. — Poza nielicznymi wyjątkami, do których zresztą należał Laern, żaden szanujący się Mistrz nie ma się za wszystkowiedzącego. Przyjmiesz Czerń? Z pewnością sobie na nią zasłużyłeś i, jak mówi Tel, tylko w ten sposób możemy cię uhonorować.

Morgon pokręcił głową.

— Pragnę jej. Naprawdę pragnę. Ale Rood pragnie jej jeszcze bardziej; on zrobi z niej lepszy niż ja użytek i wolałbym, żeby to on ją dostał. Przepraszam, że się tu przed wami pokłóciliśmy… sam nie wiem, jak do tego doszło.

— Porozmawiam z nim — obiecał Tel. — Niepotrzebnie się tak uniósł i wpadł w ten napastliwy ton.

— Wrodził się w ojca — zauważył Ohm. Morgon spojrzał na niego.

— Uważasz, że miał rację?

— W zasadzie tak. Ty również, z tym że ty postanowiłeś się wycofać — do czego, według swoich raczej niespójnych norm, masz pełne prawo. Ale podejrzewam, że podróż do Najwyższego nie będzie taką stratą czasu, jak ci się wydaje.

— Ale ja chcę się ożenić. I dlaczego miałbym zawracać sobie głowę jakimś tam przeznaczeniem, które wmawia mi Rood, zanim ono samo nie da o sobie znać? Nie będę polował na przeznaczenie jak samotny kruk.

Mistrzowi Ohmowi drgnął kącik wąskich ust.

— Kim był Ilon z Yrye? Morgon westchnął bezgłośnie.

— Ilon był harfistą na dworze Hara z Osterlandu. Znieważył kiedyś Hara pieśnią tak straszną, że musiał potem uchodzić z życiem przed gniewem swego pana. Uciekł w góry, zabierając ze sobą tylko harfę, i żył tam samotnie, z dala od ludzi, uprawiając ziemię i grając. W tym odosobnieniu doszedł do takiej wirtuozerii, że muzyka, jaką grał, stała się jego drugim głosem, którym przemawiał do otaczających go zwierząt. Wieść o tym, przekazywana sobie przez zwierzęta, dotarła w końcu do uszu Wilka Osterlandu, Hara, gdy ten przemierzał pod tą postacią swój kraj. Ciekawość zaprowadziła Hara na rubieże jego królestwa, i tam, na końcu świata, znalazł grającego Ilona. Wilk usiadł i słuchał. Ilon, ciągnąc swoją pieśń, podniósł wzrok i zobaczył przed sobą koszmar, przed którym uciekał.

— A komentarz?

— Człowiek uciekający przed śmiercią musi wpierw uciec przed samym sobą. Ale nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną. Ja nie uciekam; po prostu nie jestem zainteresowany.

Uśmieszek błąkający się po wargach Mistrza lekko się pogłębił.

— A zatem życzę ci spokoju ducha w twoim braku zainteresowania, Morgonie z Hed — powiedział cicho.

Morgon nie zobaczył się już z Roodem, chociaż do wieczora szukał go na terenie uniwersytetu i na nadmorskim urwisku. Zjadł wieczerzę z Mistrzami i wyszedłszy potem w chłód zmierzchu, napotkał harfistę Najwyższego, który nadszedł drogą od miasta.

— Wyglądasz na zafrasowanego — zauważył Deth, zatrzymując się.

— Nie mogę znaleźć Rooda. Musiał zejść do Caithnard. — Morgon przeczesał palcami włosy i oparł się plecami o gruby pień dębu. Trzy gwiazdki jarzyły mu się blado pod linią włosów, ledwie widoczne w zapadającym zmierzchu. — Posprzeczaliśmy się; nie bardzo już nawet wiem, o co poszło. Chcę, żeby płynął ze mną do Anuin, ale robi się późno i nie wiem, czy się go doczekam.

— Powinniśmy już być na statku.

— Wiem. Jeśli nie zdążymy tam przed przypływem, odpłyną bez nas. Rood siedzi pewnie pijany w jakiejś gospodzie. Może woli, żebym, zamiast żenić się z jego siostrą, wybrał się w długą podróż do Najwyższego. Może i ma rację. Ona nie pasuje do Hed, i to go wyprowadza z równowagi. Może by tak zejść do miasta, upić się razem z nim i wracać do domu? Sam nie wiem. — Przechwycił spokojne, jakby tajemnicze spojrzenie harfisty i westchnął. — Pójdę po swoje rzeczy.

— Zanim stąd odejdziemy, muszę zamienić jeszcze kilka słów z Mistrzem Ohmem. A tak nawiasem mówiąc, kto jak kto, ale Rood na pewno by ci powiedział, gdyby był przeciwny temu małżeństwu.

Morgon oderwał się od pnia drzewa i wzruszył ramionami.

— Też tak myślę — powiedział ponuro. — Nie rozumiem tylko, dlaczego tak się na mnie wściekł.