Studiowała w college'u Notre Dame w Belmont i (literaturę) na uniwersytecie San Jose, który ukończyła z tytułami Bachelor of Arts i Master of Arts. Po studiach zamieszkała w San Francisco, stamtąd przeniosła się w góry Catskills w stanie Nowy Jork. Tę przeprowadzkę (3 tysiące mil) sama Patricia McKillip nazywa „wielkim skokiem w nieznane”, ale jednocześnie przyznaje, że zmiana klimatu miała pozytywny wpływ na pisarską wenę. Być może dlatego przeprowadziła się po raz kolejny — do Roxbury, N. Y., gdzie mieszka do dziś.
Po debiutanckiej i zwykle opatrywanej etykietką „literatury dziecięcej” „The Throme of Erril of Sherill” i będącej angielską reminiscencją „The House on Parchment Street”, w roku 1974 Patricia pisze „The Forgotten Beasts of Eld”, łagodną, poetyczną i bardzo kobiecą fantasy. Książka cieszy się wielkim powodzeniem, zdobywa World Fantasy Award (tzw. „Howarda”) za rok 1975 i zostaje przez Davida Pringle (w 1988) umieszczona pośród 100 najlepszych powieści fantasy wszech czasów.
Patricia idzie za ciosem. Powstaje (również uważany za literaturę dla dzieci) „Night Gift” (1976), a po nim najsłynniejsze dzieło autorki — trylogia „Mistrz Zagadek” (zwana też „Cyklem Hed”, trylogią „Riddle of Stars” albo „Kronikami Morgona, księcia Hed”). Na trylogię składają się „Mistrz Zagadek z Hed” (1976), „Dziedziczka Morza i Ognia” (1977) i ,,Harfista na wietrze” (1979). „Dziedziczka Morza i Ognia” zdobyła nagrodę miesięcznika „Locus” za rok 1980, a cała trylogia miała do chwili obecnej coś około szesnastu wydań.
Dalsza bibliografia autorki, aż po dzień dzisiejszy: trochę jakby autobiograficzna „Stepping from the Shadows” (1982), będąca czystą SF „Moon-Flash” (1984) i jej sequel „The Moon and the Face” (1985). Potem idą „Fool's Run”, kolejna czysta SF w dorobku autorki (1987), moja ulubiona „The Changeling Sea” (1988), bardzo ciekawy dwutomowy cykl „The Sorceress and the Cygnet” (1991) i „The Cygnet and the Firebird” (1993), „Something Rich and Strang” (w ilustrowanej „Brian Froud's Faerielands”) i będące absolutnie klasyczną fantasy „The Book of Atrix Wolfe” (1995) i „Winter Rose” (1996). Ta ostatnia była nominowana do „Nebuli” w 1996, ale ostatecznie przegrała z twardą SF — ze „Słów River” Nicoli Griffith. Ostatnią powieścią w dorobku Patricii jest „Song for the Basilisk” (1998).
Jasna rzecz, jest też Patricia McKillip autorką licznych opowiadań, zamieszczanych w antologiach i zbiorach tak znanych jak „Dragons and Dreams” i „Xanadu” (oba pod red. Jane Yolen), „Faery!” (red. Terri Windling), „Imaginary Lands” (red. Robin McKinley), „Tales of the Witch World” (red. Andre Norton), „Strange Dreams” (red. Stephen R. Donaldson), „Snow White, Blood Red” (red. Ellen Datlow i Terri Windling, „Sisters in Fantasy” (red. Susan Shwartz), „Full Spectrum” i „The Year's Best Fantasy Horror” (kilka edycji, pod różnymi redakcjami) oraz osadzone w znanym cyklu shared world „Borderlands” zbiorki „Elsewhere” (pod redakcją Teri Windling i Marka Alana Arnolda) i „The Essential Bordertown” (pod redakcją Terri Windling i Delii Sherman). Stało się z naprawdę dużą szkodą dla polskiego czytelnika, że żadne z tych opowiadań nie zostało u nas przełożone i wydrukowane. Żadne, wliczając uhonorowaną nagrodą „Balroga” nowelkę „A Troll and Two Roses”.
Patricia McKillip jest aktywnym członkiem SFWA (Science Fiction Writers of America).
Wcale za wiele nie zdradzę z książkowej intrygi, jeśli powiem, że czarnymi charakterami „Trylogii Hed” są istoty o zdolnościach polimorficznych.
Polimorfizm, czyli zdolność do odmieniania postaci, kształtu, formy lub wszystkiego naraz, to niezwykle popularny legendarny motyw, mający swe korzenie w wierzeniach głęboko prehistorycznych, w animizmie i personifikowaniu zjawisk przyrody. Mityczny motyw polimorfizmu odzwierciedla zarazem najpierwotniejsze fobie — przede wszystkim strach przed tym, że wróg może wziąć na się taką postać, w której zaatakuje i zaszkodzi w sposób zdradziecki, taki, przed którym nie ma obrony, przybierze bowiem postać istoty lub przedmiotu pozornie niewinnego albo — jeszcze perfidniej — osoby bliskiej i znanej, a nawet kochanej. Cóż bowiem może być gorszego od wroga w naszym własnym łóżku?
Wiele kultur zna mit doppelgangera, złośliwej istoty, zdolnej idealnie skopiować osobę, którą wcześniej zabija lub więzi. Wszystkie kultury znają odmieńca (Changeling, Wechselbalg), dziecka odmienionego przez elfy, koboldy czy rusałki. Klasyczny jest bajkowy motyw czarodziejskiej ucieczki, podczas której dokonuje się seria transformacji — ścigany w zająca, ścigający w charta, zając w rybę, chart w wydrę, ryba w gołębia, wydra w sokoła itd. Klasyczny jest też wątek z wróżką, która pojmana i dzierżona przez królewicza dokonuje błyskawicznych transformacji w coraz to innego stwora, a królewicz wytrzymuje do momentu, gdy ślicznotka zmienia się w syczącą żmiję. Pouczony przez jakiegoś mądrego dziadka czy babkę, królewicz za drugim razem dzierży do skutku, tj. do momentu, gdy wróżka zmienia się we wrzeciono. Królewicz wrzeciono łamie, a złamane kawałki stają się rączkami wróżki, która ulega i zostaje wzorową żoną. Motyw ten znajdziemy dokładnie niemal powtórzony u Patricii McKillip w scenie walki Morgona z Polimorfem.
W literaturze fantasy polimorfów imię jest legion, gatunek zna ich bez liku, a są to głównie szwarccharaktery. W „Kronikach Amberu” Rogera Żelaznego mamy polimorficznych mieszkańców Dworów Chaosu. Dara z Chaosu przybiera postać młodej dziewczyny, by począć dziecko z Corwinem. Choć cel zdaje się być naturalny i szczytny, zamysł Dary jest wrogi. Zdecydowanie wrogi i zły jest straszny Gebbeth z „The Wizard of Earthsea”. Wroga i knująca spiski w celu zawładnięcia światem jest zamieszkująca Majipoor rasa Metamorfów (Robert Silverberg, „Lord Valentine's Castle”), wrodzy i źli są Cheysuli w „Kronikach Cheysuli” Jennifer Roberson. Rzecz jasna, zdolnością do przybierania dowolnej postaci i dowolnego kamuflażu obdarzone są diabły i demony — jak sławny Flagg z „The Stand” Stephena Kinga.
Częsty jest też polimorfizm w twardej SF — tu zdolność do przybierania najróżniejszych postaci jest najczęściej domeną niedobrych przybyszów z kosmosu („Praca powszednia”, świetna nowela Erica Franka Russella) lub złowrogich robotów („Stepford Wives” Iry Levina). Do historii kinematografii przejdzie zmienno kształtny jak rtęć morderczy cyborg T-1000 grany przez Roberta Patricka (choć trzeba oddać honor Stanisławowi Leniowi — jego Erg Samowzbudnik był pierwszy). W znanym serialu „Star Trek: Deep Space Nine” mamy granego przez Rene Auberjonois zmiennokształtnego Odo i całe imperium podobnych mu (a ludzkości nieprzyjaznych) Odmieńców. A pamiętam sprzed lat (wielu!) taką postać z serialu „Space 1999”. Ale powiedzieć muszę, że mnie osobiście bardziej niż T-1000, Erg Samowzbudnik i wszyscy inni Odmieńcy razem wzięci podobał się polimorf kreowany przez szałową piękność Iman w „Star Trek VI — The Undiscovered Country”.