— Mógłbym. Ale myślałem, że powrót morzem do domu nie będzie ci w smak. Mogę wysłać cię pod strażą na którymś z moich handlowych. Dobrze znam swoich kupców; dużo z nimi żeglowałem.
— Doprawdy?
— Do Anuin, do Caithnard, nawet do Kraal… — Heureu uśmiechnął się do tych wspomnień. — Byłem jeszcze wtedy młody i żył mój ojciec. Astrin wstąpił na uniwersytet w Caithnard, ale ja chciałem poznawać świat poza granicami Ymris w inny sposób. Uwielbiałem to, ale od kiedy przejąłem ziemiowładztwo, rzadko opuszczam Ymris.
— Czy to wtedy spotkałeś mego ojca? Podczas którejś ze swoich podróży?
Heureu pokręcił głową.
— Twoich rodziców poznałem zeszłej wiosny, kiedy odwiedzaliśmy z Eriel Caithnard.
— Zeszłej wiosny. — Morgon wstrzymał oddech. — Widziałeś ich tam? Nie wiedziałem.
— Bo i skąd miałbyś wiedzieć — odezwała się cichym głosem Eriel, a stojący przy oknie Astrin odwrócił się. Eriel ściągnęła z lekkim zaniepokojeniem brwi, ale mówiła dalej: — Poznaliśmy ich, kiedy… kiedy Heureu wpadł na zatłoczonej ulicy na twoją matkę Spring i stłukł szklaną misę, którą niosła. Rozpłakała się. Chyba przerażały ją te tłumy i zgiełk. Twój ojciec próbował ją uspokoić — wszyscy próbowaliśmy — ale ona zakrywała tylko twarz dłońmi i zalewała się łzami. Zaczęliśmy więc rozmawiać z twoim ojcem. Przedstawiliśmy się, a twój ojciec zaczął nam opowiadać o tobie, że studiujesz na miejscowym uniwersytecie. Był z ciebie bardzo dumny. No i oczywiście twoja matka od razu się uspokoiła, rozmawialiśmy przecież o jej dziecku. — Eriel uśmiechnęła się na to wspomnienie; potem znowu ściągnęła brwi i spuściła wzrok. — Zjedliśmy razem wieczerzę i gawędziliśmy do późnej nocy. Twoja matka… Bo ja… ja miałam dziecko, które kilka miesięcy wcześniej umarło i aż do tamtego wieczoru nie potrafiłam z nikim o tym rozmawiać, dopiero z nią. Kiedy więc po powrocie do Caerweddin dowiedzieliśmy się, co się z nimi stało, czułam się… byłam głęboko wstrząśnięta.
Morgon wpatrywał się w nią z otwartymi ustami. Zerknął raz na Astrina, ale nie wyczytał niczego w jego białych oczach. Heureu wziął żonę za rękę.
— Twój ojciec, Morgonie — odezwał się łagodnie — powiedział wtedy coś, co wczorajszej nocy nagle mi się przypomniało. Powiedział mi, że kupił dla ciebie harfę, bardzo piękną, osobliwie wyglądającą harfę, która jego zdaniem powinna ci się spodobać. Kupił ją od jakiegoś wędrownego kupca z Lungold prawie za bezcen, bo była przeklęta — nie grała. Powiedział, że żaden rozumny człowiek nie wierzy w klątwy. Spytałem go, jak będziesz na niej grał, a on tylko się uśmiechnął i odparł, że kto jak kto, ale ty będziesz potrafił wydobyć z niej głos. Nie pokazał mi instrumentu, bo był już na statku. Ostatniej nocy dotarło do mnie, że twój ojciec musiał wiedzieć, iż gwiazdki na twoim czole umożliwią ci grę na niej.
Morgon nie mógł dobyć z siebie głosu. Zerwał się gwałtownie z łóżka, stanął na chwiejnych nogach przed kominkiem i zapatrzył się w ogień. Po głowie tłukło mu się straszne pytanie: „Czyżby tak to się właśnie odbyło? Czyżby ktoś zwrócił uwagę na te gwiazdki i podstawił im statek śmierci, którego załoga potem zniknęła i zostali sami, bezradni, na rozpadającym się statku, nie wiedząc, nie rozumiejąc dlaczego? Czy tak właśnie zginęli? Czy tak… ?”. Odwrócił się gwałtownie, jego wzrok padł na karafkę z winem i zdobione złotym wzorem czarki stojące na stoliku przy kominku. Zmiótł je z blatu jednym wściekłym zamachem ręki. Roztrzaskały się o kamienie. Widok zroszonych winem odłamków szkła na posadzce podziałał nań otrzeźwiająco.
— Przepraszam… Nie chciałem… — wybąkał z pobladłą, ściągniętą twarzą. — Wciąż coś rozbijam.
Heureu wstał. Uścisnął mocno Morgona.
— Powinienem był pomyśleć, zanim ci to powiedziałem — wymruczał. — Powinienem był pomyśleć. Połóż się, zanim coś sobie zrobisz. Przyślę tu Anoth.
Morgon nie słyszał, jak wychodzili. Leżał z twarzą wciśniętą w zgięcie ramienia, a łzy napływające do oczu piekły niczym morska woda.
Jakiś czas potem wybudziły go ze snu ciche, wzburzone głosy Astrina i Heureu. Tłumiony gniew w głosie króla rozerwał mroczną sieć sennego otumanienia niczym powiew zimnego wiatru.
— Masz mnie za durnia, Astrinie? Nie muszę nikogo pytać, gdzie znaleźć ciebie albo Rorka Umbera, czy nawet harfistę Najwyższego, choćby to był środek nocy. O to, co robi Deth, niech się martwi Najwyższy, ale gdybyście ty i Rork nie spędzali w tej komnacie tyle czasu opętani obsesją jakiejś zagrażającej mu ułudy, to czułbym się o wiele spokojniejszy o los Caerweddin.
— Kobieta, którą poślubiłeś, to nie jedyna w tym kraju ułuda — odparował chłodnym, napiętym głosem Astrin. — Każdy, kto tu wchodzi, może mieć twarz tak do złudzenia znajomą, że żadnemu z nas nie przyjdzie do głowy dopatrywać się pod tą maską…
— Czego ode mnie oczekujesz? Mam podejrzewać każdego mężczyznę i kobietę w moim domu? To z tego powodu zaszyłeś się w najdalszym zakątku Ymris… z tej strasznej nieufności? Zauważyłem, jak na nią patrzysz, jak z nią rozmawiasz. O co ci chodzi? Zżera cię zazdrość o jej nie narodzone jeszcze dzieci? Tak bardzo zależy ci na ziemiowładztwie? Tak, ta plotka też do mnie dotarła, ale dotąd ani trochę w nią nie wierzyłem.
Astrin patrzył na niego w milczeniu. Jego blada twarz była nieruchoma jak maska. I nagle coś w niej pękło; Astrin odwrócił się od brata.
— Zniosę z twojej strony wszystko, tylko nie to — wyszeptał. — Wracam na Wichrową Równinę. Trzy noce temu ta kobieta omal nie zamordowała księcia Hed w twojej sali audiencyjnej; nie zostanę tu, żeby patrzeć, jak jej się to w końcu udaje. Sam sobie patrz. Ty ją poślubiłeś.
Wyszedł, zostawiając Heureu wpatrzonego w otwarte drzwi. Morgon dostrzegł w oczach króla, zanim ten również opuścił komnatę, pierwszy, nieśmiały przebłysk niepewności.
Poprawił się niespokojnie w pościeli. Rozpamiętywał podsłuchaną sprzeczkę, w głowie kłębiły mu się pytania bez odpowiedzi, czarne, ciężkie podejrzenia co do przyczyn śmierci rodziców. Spróbował się podnieść, nie dał rady. Opadł z powrotem na poduszki i odpłynął w niespokojny półsen. Obudził się ze stłumionym okrzykiem, kiedy skrzypnęły otwierające się drzwi. Do łoża zbliżył się Astrin.
— Śniła mi się ta misa, którą rozbiłem — wymruczał zaspanym głosem Morgon. — Wokół niej poruszał się w jakimś dziwnym tańcu korowód postaci i kiedy byłem już u progu rozwiązania zawartej w niej zagadki, misa stłukła się, a wraz z nią odpowiedzi na wszystkie nie rozwiązane zagadki świata. Czemu wróciłeś? Nie miałbym do ciebie żalu, gdybyś zostawił mnie na jakiś czas samego.
Astrin nie odpowiedział. Szybkimi, metodycznymi ruchami ściągnął z Morgona futra, zwinął je w kłąb i przydusił nim twarz Morgona.
Futra stłumiły krzyk przerażenia cisnący się Morgonowi na usta. Ich miękki, przytłaczający ciężar otoczył go, wypełnił usta, uciskał oczy. Morgon chwycił za przeguby dociskających je rąk. Wytężając wszystkie siły, próbował je odepchnąć, zwlec się z łoża. Krew dudniła i śpiewała mu w uszach. Ciemność zdawała się wirować wokół zamaszystymi tętniącymi kręgami.
I nagle odzyskał oddech. Zachłystując się życiodajnym powietrzem, rzężąc spazmatycznie, stoczył się z łoża i ukląkł na posadzce. Heureu, ucapiwszy Astrina za ramiona szaty, przypierał go do ściany obok kominka, w blasku ognia połyskiwał czerwienią miecz, który Rork przystawiał mu do piersi.
Morgon podźwignął się z trudem na nogi. Heureu i Rork gapili się z niedowierzaniem na milczącą, białooką postać.