— Nie pamiętam już, kiedy ostatnio spałem w łóżku… Czy ona wejdzie w nasze umysły?
— Morgola posiada dar wskroświdzenia — powiedział Deth. — Herun to mały, bardzo bogaty kraj; morgolowie rozwinęli w sobie zdolność wskroświdzenia w Latach Osadnictwa, kiedy armia z północy Ymris zaatakowała Herun, ostrząc sobie zęby na tutejsze kopalnie. Herun jest otoczone zewsząd górami; morgolowie nauczyli się widzieć poprzez nie. Myślałem, że o tym wiesz.
— Nie zdawałem sobie sprawy, że są w tym aż tak dobrzy. Zaskoczyła mnie.
I Morgon zasnął. Nie obudził się nawet, kiedy w chwilę potem służki wniosły tace z posiłkiem i winem oraz wszystkie ich rzeczy.
Kiedy po kilku godzinach otworzył wreszcie oczy, Detha w komnacie nie było. Umył się i ubrał w lekką, luźną szatę z pomarańczowo-złotej tkaniny, którą zostawiła mu morgola. Zostawiła mu również nóż z mlecznobiałego metalu w kościanej pochwie, ale go nie wziął. Służka zaprowadziła go do przestronnej, białej sali. W głębi gawędziły strażniczki w barwnych szatach, siedzące na poduszkach rozrzuconych wokół paleniska. Przed każdą, na niskim stoliczku, stały tace z parującym posiłkiem. Deth, Lyra i morgola siedzieli za stołem z polerowanego białego kamienia, srebrne czarki i talerze przed nimi skrzyły się ametystami. Morgola była ubrana w srebrno-białą szatę i miała zaplecione w warkocz włosy; skinęła z uśmiechem na Morgona. Lyra przesunęła się, robiąc mu miejsce obok siebie. Nałożyła mu na talerz porcję gorącego, przyprawionego ostro mięsa, dojrzałe owoce i warzywa, różne gatunki sera, a na koniec napełniła winem czarkę. Siedzący obok morgoli Deth brzdąkał cicho na harfie. Dokończył jedną pieśń i zaczął następną, którą ułożył specjalnie dla morgoli.
Spojrzała na niego, jakby wypowiedział jej imię.
— Wystarczy już grania. Odłóż harfę i jedz.
Deth posłuchał. Miał na sobie srebrzysto-biały jak jego włosy płaszcz, na piersi opadał mu srebrny łańcuch wysadzany maleńkimi, białymi jak płomień kamieniami.
Pochłoniętego obserwowaniem tej pary Morgona ściągnął na ziemię głos Lyry:
— Jedzenie stygnie. A więc ci nie powiedział?
— Czego? Nie. — Morgon włożył do ust marynowanego grzyba. — W każdym razie nie wprost. Domyśliłem się, słuchając tej pieśni. Sam nie wiem, dlaczego mnie to zaskakuje. Nic dziwnego, że nie protestował, kiedy zmuszałaś nas do odwiedzenia Herun.
Skinęła głową.
— Chciał tu przyjść, ale oczywiście decyzja należała do ciebie.
— Czyżby? Skąd morgola wiedziała, jak ściągnąć mnie do Herun?
Lyra uśmiechnęła się.
— Jesteś Mistrzem Zagadek. Powiedziała, że pójdziesz za zagadką jak pies, który zwęszył trop.
— Skąd to wiedziała?
— Kiedy Mathom z An poszukiwał człowieka, który wygrał koronę od Pevena, jego wysłannicy dotarli nawet do Herun. Morgola, zaintrygowana ich opowieścią, postanowiła sama ustalić, kim był ten śmiałek.
— Przecież wiedziała o mnie tylko garstka… Deth, Rood z An, Mistrzowie…
— I kupcy, z którymi płynąłeś z Hed do Caithnard. Morgola ma dar zdobywania potrzebnych jej informacji.
— Zauważyłem. — Morgon zacisnął dłoń na swojej czarce i przypatrywał się jej przez chwilę w zamyśleniu. Potem przeniósł wzrok na mówiącą coś do Detha morgolę, zaczekał, aż ta skończy, i powiedział: — El. — Popatrzyła na Morgona, który pod jej spojrzeniem głęboko zaczerpnął tchu. — Skąd znasz zagadkę, którą mi zadałaś? Nie ma jej w żadnej z ksiąg Mistrzów, a powinna być tam zapisana.
— Powinna, Morgonie? Wydaje się być zagadką bardzo niebezpieczną i jest tylko jeden człowiek, który może podjąć próbę szukania jej rozwiązania. Po co ona Mistrzom?
— Żeby ją rozwiązali. Od tego w końcu są. Zagadki bywają niebezpieczne, ale zagadki nie rozwiązane są śmiertelnie niebezpieczne.
— Fakt, o czym przekonał się Dhairrhuwyth — i tym bardziej należy ją trzymać w sekrecie.
— Nie — powiedział Morgon. — Niewiedza grozi śmiercią. Zdradź mi, proszę, skąd ją znasz? Musiałem… musiałem przybyć aż do Herun, żeby poznać swoje imię. Dlaczego?
Morgola spuściła wzrok.
— Znalazłam tę zagadkę wiele lat temu — zaczęła z ociąganiem — w starożytnej księdze, w której morgol Rhu opisywał swoje podróże. Księga została zamknięta hasłem przez czarodzieja Iffa o Niewymawialnym Imieniu, który wtedy był na służbie w Herun. Miałam trochę kłopotu z jej otwarciem. Iff zamknął ją swoim imieniem.
— I wymówiłaś je?
— Tak. Stary, mądry uczony z mojego dworu wysunął przypuszczenie, że może imienia Iffa się nie wymawia, lecz wyśpiewuje, i przez wiele godzin szukał ze mną nut, które odpowiadałyby sylabom imienia Iffa. W końcu czysty przypadek sprawił, że wyśpiewałam to imię właściwymi tonami, wymówiłam je prawidłowo i otworzyłam księgę. Ostatnim wpisem, jaki wprowadził do niej morgol, była zagadka, którą zostawiał Herun do rozwiązania: zagadka Naznaczonego Gwiazdkami. Napisał też, że wyrusza do góry Erlenstar. Danan znalazł potem jego ciało w Isig i odesłał je tutaj. Uczony, który mi pomagał, nie żyje, a ja — bardziej z rozsądku niż powodowana instynktem — zatrzymałam zagadkę dla siebie.
— Dlaczego?
— Och… bo ona jest niebezpieczna; bo słyszałam od kupców o dziecku z trzema gwiazdkami na czole, które dorasta na Hed; bo pytałam o te gwiazdki pewnego Mistrza z Caithnard i usłyszałam od niego, że on nic o żadnych gwiazdkach nie wie, a poza tym imię tego Mistrza brzmiało: Ohm.
— Mistrz Ohm? — żachnął się Morgon. — On był moim nauczycielem. Czemu jego imię kazało ci zaprzestać dociekań?
— Sama nie wiem, ale dało mi ono do myślenia… skojarzyło mi się ze skrótem heruńskiego imienia. Ghisteslwchlohm.
Morgon pobladł. Patrzył rozszerzonymi oczyma na morgolę.
— Ghisteslwchlohm. Kto był Założycielem Lungold i jak brzmi dziewięć komentarzy do jego nauk? Ale on przecież umarł. Siedemset lat temu, kiedy z Lungold zniknęli czarodzieje.
— Być może — przyznała morgola. — Zastanawiam się jednak… — Odpędziła tę myśl i dotknęła jego nadgarstka. — Ale przeszkadzam ci w kolacji swoimi jałowymi domysłami. Powiem tylko, że wydarzyła się dziwna rzecz, która wciąż mnie intryguje. Mam dobry wzrok; potrafię przeniknąć nim na wskroś wszystko, co zechcę, chociaż w zasadzie powstrzymuję się od patrzenia poprzez ludzi, z którymi rozmawiam; to rozprasza. Kiedy jednak byłam z Ohmem w Bibliotece Mistrzów, on odwrócił się w pewnym momencie, żeby poszukać na półkach jakiejś księgi, i kiedy po nią sięgnął, mimowolnie spojrzałam poprzez jego dłoń, żeby odczytać tytuł na grzbiecie. Nie udało mi się to. Mój wzrok przeniknął poprzez mury uniwersytetu, przebił się przez urwisko i zobaczyłam morze — a dłoń Ohma pozostała dla mnie nieprzezroczysta.
Morgon z trudem przełknął ślinę.
— Chcesz przez to powiedzieć… ? — Głos uwiązł mu w krtani. — Właściwie, co chcesz przez to powiedzieć?
— Widzisz, głowiłam się nad tym przez wiele miesięcy, bo jak ty wierzyłam bez zastrzeżeń w uczciwość Mistrzów z Caithnard. Ale teraz, zwłaszcza od kiedy cię ujrzałam i zagadka zyskała dla mnie twarz i imię, zaczynam się zastanawiać, czy aby Mistrz Ohm nie jest Ghisteslwchlohmem, Założycielem Szkoły Czarodziejów w Lungold, i czy to nie on zniszczył Lungold.
Z ust Morgona wydobył się zdławiony jęk.
— Matko — zaprotestowała nieśmiało Lyra — jeść się odechciewa, kiedy opowiadasz takie rzeczy. Dlaczego miałby niszczyć Lungold, skoro zadał sobie tyle trudu, by je założyć?
— A po co założył przed tysiącem lat tę szkołę? Lyra wzruszyła lekko ramionami.