Morgon odstawił talerz. Pod wpływem słów Hara wracały mu siły, wracała chęć do życia.
— Gdybyś nie znalazł mnie nad rzeką — powiedział, zacinając się — zginąłbym marnie. Możesz liczyć na moją pomoc.
— Niebezpiecznie jest obiecywać coś w ciemno pod moim dachem — powiedział Har.
— Wiem. Ja też coś niecoś o tobie słyszałem. I powtarzam: możesz liczyć na moją pomoc.
Har uśmiechnął się. Jego dłoń spoczęła na moment na ramieniu Morgona.
— Brnąłeś brzegiem Ose pod wiatr, w szalejącej zamieci, tuląc do siebie tę harfę, jakby od niej zależało twoje życie. Kmiecie z Hed znani są ze swego uporu.
— Być może. — Morgon odchylił się na oparcie i przymknął oczy, rozkoszując się ciepłem bijącym od ognia. — Ale rozstałem się w Herun z Dethem, by wracać na Hed. A zamiast tego jestem tutaj.
— Dlaczego zmieniłeś zamiary?
— Wysłałeś z Osterlandu zagadkę, żeby mnie odnaleźć… — Morgon zawiesił głos. Z serca ognia dobiegł go głos mówiącego coś Hara, a potem znowu zobaczył bezkształtną, wirującą zamieć, która ciemniała, ciemniała…
Ocknął się w małej, urządzonej z przepychem komnacie. Było już ciemno. Leżał, nie myśląc o niczym, zakrywając przedramionami oczy, i naraz usłyszał zgrzyt metalu o palenisko. Odwrócił głowę. Siwowłosa postać poprawiała pogrzebaczem polana płonące na kominku.
— Deth?! — wykrztusił zdumiony. Postać obejrzała się.
— Nie. To ja. Mam ci służyć, z polecenia Hara. — Chłopiec wstał i zapalił łuczywo przy łóżku Morgona. Był o kilka lat od niego młodszy, grubej kości, włosy miał mlecznobiałe. Jego twarz nie wyrażała nic, ale Morgon wyczuwał pod tą maską jakąś płochliwość, dzikość. Oczy chłopca lśniły w blasku łuczywa znajomą purpurą. Pod pytającym spojrzeniem Morgona młodzieniec zmieszał się.
— On powiedział… — podjął łamiącym się, jakby niezbyt często używanym głosem — … Har kazał mi wyjawić ci moje imię. Jestem Hugin. Syn Sutha. Morgonowi krew uderzyła do głowy.
— Suth nie żyje.
— Nieprawda.
— Wszyscy czarodzieje nie żyją.
— Nieprawda. Har zna Sutha. Har znalazł… znalazł mnie przed trzema laty biegającego z vestami. Wejrzał w mój umysł i napotkał tam Sutha.
Morgon przyglądał się mu w milczeniu. Po chwili zebrał siły i nie zważając na obolałość mięśni i kości, usiadł na łóżku.
— Gdzie moje ubranie? Muszę porozmawiać z Harem.
— On wie — powiedział Hugin. — Czeka na ciebie.
Umywszy się i ubrawszy, Morgon podążył za chłopcem do wielkiej sali Hara. Była pełna ludzi — strojnie odzianych mieszkańców miasta obu płci, kupców, myśliwych, muzyków, kmieci. Pili grzane wino przy palenisku, gawędzili, grali w szachy, czytali. Ta nieformalna atmosfera przypominała Morgonowi Akren. Har, zagłębiony w fotelu, słuchał harfisty. Obok niego siedziała Aia, drapiąc za uchem psa, który złożył jej łeb na kolanach. W pewnym momencie król podniósł wzrok i spojrzał z uśmiechem na przeciskającego się przez tłum Morgona.
Morgon usiadł obok niego na ławie. Pies oderwał się od Aii i obwąchał go ciekawie. Dopiero teraz Morgon zauważył z zaskoczeniem, że to wilk. Przy palenisku wygrzewało się kilka innych zwierząt: rudy lis, pręgowany borsuk, szara wiewiórka, para białych jak śnieg łasic. Morgon ostrożnie podrapał wilka za uchem.
— Schodzą się tu na zimę — powiedziała uspokajająco Aia. — To przyjaciele Hara. Czasami spędzają tu jakiś czas, nieraz przynoszą wieści o ludziach i zwierzętach zamieszkujących Osterland. Czasami przysyłają je nasze dzieci, kiedy same nie mogą przybyć z wizytą — ten biały sokół śpiący na krokwi to posłaniec od naszej córki.
— Potrafisz z nimi rozmawiać? — zapytał Morgon. Pokręciła z uśmiechem głową.
— Potrafię jedynie wchodzić w umysł Hara, a i to tylko wtedy, kiedy występuje pod własną postacią. Tak jest lepiej; gdyby nie to, o wiele bardziej bym się o niego martwiła w młodości, kiedy przemierzał swoje królestwo i był gościem we własnym domu.
Harfista, szczupły, śniady mężczyzna o skwaszonym uśmiechu, skończył grać i wstał, żeby przepłukać usta winem. Wilk podszedł do Hara sięgającego po swoją czarkę. Król nalał wina Morgonowi i posłał sługę po jadło.
— Zaofiarowałeś się z pomocą — powiedział. — Gdybyś był kimś innym, nie trzymałbym cię za słowo, ale jesteś księciem Hed, najniewyobrażalniejszej z krain. Chcę cię prosić o pomoc w bardzo trudnej sprawie, ale będzie to pomoc nieoceniona. Znajdź mi Sutha.
— Sutha? Harze, czy to możliwe, żeby on jeszcze żył? Po siedmiuset latach?
— Znałem Sutha, Morgonie. — Głos króla był nadal spokojny, ale pojawiło się w nim coś przywodzącego na myśl zimny wiatr. — Razem przed laty dorastaliśmy. Zżerał nas głód wiedzy i nie było nam obojętne, jak ją zdobywamy, jak siebie nawzajem wykorzystujemy. Staczaliśmy pojedynki na zagadki jeszcze przed założeniem Caithnard, pojedynki, które ciągnęły się latami, bo tyle zajmowało szukanie rozwiązań. Stracił w tamtych szalonych czasach oko; to on, ucząc mnie sztuki zmieniania kształtu, poranił moje dłonie rogami vesty. Kiedy zniknął z całą szkołą czarodziejów, myślałem, że nie żyje. Aż tu pewnego razu, trzy lata temu to było, młoda vesta zmieniła się na moich oczach w chłopca. Kiedy wniknąłem w jego myśli i wspomnienia, ujrzałem tam człowieka, którego uważał za swojego ojca, a ja znałem tę twarz tak samo, jak znam swoje serce. To był Suth. On żyje. Od siedmiuset lat ucieka, ukrywa się. Ukrywa się przed kimś. Kiedy zapytałem go kiedyś, jak stracił oko, roześmiał się tylko i powiedział, że nie ma niczego takiego, na co nie można by spojrzeć. A jednak zobaczył coś, co skłoniło go do ucieczki, i zniknął jak lawina w krainie śniegów. Dobrze się ukrył. Mnie zna. Od trzech lat pod postacią wilka depczę mu po piętach i znajdę go.
Pękały wpojone Morgonowi dogmaty, niczego nie był już pewien.
— Morgola Herun podejrzewa, że Ghisteslwchlohm, założyciel Lungold, również żyje. Ale to tylko przypuszczenie nie poparte żadnym dowodem. Przed czym on ucieka?
— A co każe ci zdążać do góry Erlenstar?
Morgon odstawił czarkę z winem i odgarnął z czoła włosy, odsłaniając gwiazdki odcinające się krwistą czerwienią od bladej skóry.
— To.
Dłonie Hara drgnęły, rozbłysły zdobiące je pierścienie. Aia siedziała w bezruchu, zasłuchana, zamyślona.
— A zatem — odezwał się król — ta wielka zagadka mocy związana jest z Hed. Kiedy po raz pierwszy to sobie uświadomiłeś?
Morgon zastanowił się.
— W Ymris. Znalazłem tam harfę ozdobioną trzema, takimi samymi jak te na moim czole, gwiazdkami, z której nikt prócz mnie nie potrafił wydobyć dźwięku. Poznałem tam też kobietę poślubioną Heureu Ymrisowi, która próbowała mnie za te gwiazdki zabić i która twierdziła, że jest starsza od pierwszej kiedykolwiek zadanej zagadki…