Zapadła cisza, którą mąciło jedynie ciche skwierczenie żywicznej gałęzi. Pierwszy przerwał ją Morgon.
— Jestem już prawie pod górą Erlenstar — powiedział. — Ten miecz może być gdziekolwiek…
— Owszem. Ale Danan opowiadał mi kiedyś, że Yrth, kilka stuleci przed wykonaniem harfy, sporządził miecz, którego nikomu nie pokazywał. Gdzie go ukrył, nie wie nikt; jedno tylko jest pewne: powiedział, że zakopał go tam, gdzie go wykuł.
— A gdzie on… — Morgon urwał. Miecz stanął mu znowu przed oczami, rozpoznał mistrzowską rękę w nieskazitelnym kształcie klingi, pewne, rozmyślne ukształtowanie gwiazdek. — A gdzie on został wykuty? — dokończył, zakrywając dłonią oczy, chociaż znał już odpowiedź.
— Tutaj. Pod górą Isig.
Przewiesiwszy sobie harfę przez ramię, Morgon zszedł z Dethem na dół, by porozmawiać z Dananem. Górski król siedział przy kominku z dziećmi i wnukami; w sali panowała skupiona cisza. Uśmiechnął się na ich widok.
— Siadajcie, siadajcie. Dethu, posyłając dzisiaj po ciebie, nie miałem pewności, czy jesteś jeszcze w Kyrth, czy też straciłeś już nadzieję i zaryzykowałeś przeprawę przez Przełęcz. Nie odzywałeś się. Morgonie, to moja córka Vert, mój syn Ash, a to… — zawiesił głos, żeby wziąć na ręce małą dziewczynkę czepiającą się jego kolana — … to ich dzieci. Wszyscy chcą posłuchać twojej gry.
Morgon usiadł, trochę zażenowany. Wysoki, jasnowłosy mężczyzna o oczach Danana, smukła kobieta o włosach koloru sosnowej kory i z tuzin dzieciarni w różnym wieku, wszyscy oni przypatrywali mu się ciekawie.
— Przepraszam — zwróciła się do niego Vert — ale Bere bardzo chciał przyjść, więc musiałam zabrać całą swoją gromadkę. A gdzie moje dzieci, tam i Ash, tak więc… mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza. — Położyła dłoń na ramieniu chłopca o gęstych, czarnych włosach i jej szarych oczach. — To Bere.
Przy kolanie Morgona wyrosła inna czarna główka; była to dziewczynka, która stawiała dopiero pierwsze kroki w nauce chodzenia. Patrzyła przez chwilę na niego, zadzierając główkę, a potem zatoczyła się jak pijana i ratując się przed upadkiem, ucapiła go za goleń. Posłała mu bezzębny uśmiech, kiedy podtrzymał ją za plecki.
— To córeczka Vert — pośpieszył z wyjaśnieniem Ash. — Suny ma na imię. Moja żona przebywa w Caithnard, a mąż Vert, kupiec, jest teraz w zimowej trasie do Anuin, tak więc wspólnie opiekujemy się przez ten czas naszym przychówkiem. Sam nie wiem, jak je później posortujemy.
Morgon, suwający palcami między łopatkami trzymającej się jego nogi Suny, podniósł nagle wzrok.
— Przyszliście wszyscy, żeby posłuchać mojej gry? Ash skinął głową.
— Prosimy. Jeśli nie masz nic przeciwko. Ta harfa i historia jej powstawania są w Isig legendą. Nie mogłem uwierzyć, kiedy usłyszałem, że tu z nią jesteś. Chciałem przyprowadzić wszystkich rzemieślników z Kyrth, żeby ją zobaczyli, ale ojciec nie pozwolił.
Morgon rozwiązał tasiemki pokrowca harfy. Suny zaczęła pociągać za nie ciekawie.
— Suny… — wyszeptał Bere. Nie zwróciła na niego uwagi; chłopiec podszedł do Morgona i wziął małą na ręce. Morgon, świadom obserwujących go, zaaferowanych, wyczekujących twarzy, wybąkał nieśmiało:
— Dwa miesiące na niej nie grałem.
Nikt nie zareagował. Gwiazdki rozbłysły w świetle ognia, kiedy wyciągnął harfę z pokrowca; białe księżyce zdawały się płonąć po brzegach, czerwony odblask popłynął srebrną inkrustacją. Morgon dotknął strun; w ciszy rozbrzmiała czysta, słodka nuta, niepewna jak pytanie; ktoś wstrzymał oddech.
Ręka Asha wyciągnęła się mimowolnie ku gwiazdkom, ale zaraz opadła.
— Kto wykonał tę inkrustację? — wykrztusił.
— Zec z Hicon, to w Herun — powiedział Danan. — Nie pamiętam pełnego imienia. Uczył go Sol. Projekt wyszedł od Yrtha.
— A Sol szlifował te gwiazdki. Mogę je obejrzeć? — spytał błagalnym tonem i Morgon podał mu harfę. Słowa Asha sprawiły, że coś małego, bezkształtnego zakwitło na dnie jego podświadomości; nie potrafił tego bliżej określić. Bere z rozdziawioną buzią zaglądał przez ramię obracającemu harfę w dłoniach Ashowi; Suny sięgnęła z zapałem do błyszczących strun i przestraszony Morgon przytrzymał ją mocniej.
— Ash, przestań liczyć fasetki tych kamieni — powiedziała błagalnie Vert. — Chcę jej posłuchać.
Ash z ociąganiem oddał harfę Morgonowi. Morgon z ociąganiem ją przyjął i w oczach Vert pojawiło się zrozumienie.
— Zagraj nam to, co najbardziej lubisz — poprosiła. — Coś z Hed.
Morgon oparł harfę o kolano. Na próbę przesunął palcami po strunach, a potem zagrał. Rozległy się łagodne, smutne akordy ballady. Bogate, piękne tony, które tylko on był w stanie wydobyć z instrumentu, dodały mu pewności siebie; nawet prosta ballada miłosna, którą słyszał setki razy, nabrała starodawnej dostojności. Grając, czuł zapach dębu płonącego w palenisku, widział wokół siebie światło igrające po ścianach domu w Akren. Pieśń napełniała go spokojem, który tego wieczoru — wiedział to — panował na Hed; nieruchomość ziemi drzemiącej pod śniegiem, zwierząt śpiących spokojnie w ciepłych kojcach. Spokój dotknął jego twarzy, łagodząc na chwilę ściągające ją napięcie i zmęczenie. I nagle, gdzieś w zakamarkach jego umysłu, połączyły się samorzutnie w jedną całość dwa elementy i przerwał grę. Palce znieruchomiały na strunach.
Spotkało się to z cichymi okrzykami protestu. Potem z półmroku, w którym usiadł Deth, by nie mieć styczności z dziećmi, dobiegło pytanie:
— Co się stało?
— Sol. Zabili go kupcy, bo bał się przed nimi skryć w Grocie Zgubionych. Zabili go — tak jak moich rodziców, jak morgola Dhairrhuwytha — zmiennokształtni. Wszedł do groty i wyszedł stamtąd, by umrzeć na jej progu, bo zobaczył w niej ozdobiony gwiazdkami miecz Yrtha.
Wszyscy, nawet dzieci, znieruchomieli. Patrzyli na niego szeroko otwartymi oczami. Potem Vert wzdrygnęła się, jakby owiał ją prąd zimnego powietrza, a Ash, z którego twarzy zniknął zupełnie zachwyt harfą, wybąkał:
— Jaki miecz?
Morgon spojrzał na Danana. Król siedział z rozchylonymi ustami; zdawał się odgrzebywać z trudem jakieś stare wspomnienia.
— Ten miecz… pamiętam. Yrth wykuł go w tajemnicy; powiedział, że go zakopał. Nigdy go nie widziałem; nikt go nie widział. To było bardzo dawno temu, zanim Sol przyszedł na świat, kiedy otwieraliśmy górne kopalnie. Nigdy o nim nie myślałem. Ale skąd ty możesz wiedzieć, gdzie on jest ukryty? Albo jak wygląda? Albo że Sol z jego powodu został zabity?
Morgon oderwał palce od strun i zacisnął je na drewnianej ramie harfy; spuścił na nią wzrok, tak jakby łagodne krzywizny instrumentu nadawały ton jego myślom.
— Wiem, że istnieje miecz z trzema gwiazdkami, dokładnie takimi samymi jak gwiazdki na tej harfie; wiem też, że widzieli go zmiennokształtni. Moich rodziców utopiono w morzu, kiedy płynęli z Caithnard na Hed, wioząc mi tę harfę. Morgol Dhairrhuwyth zabity został podczas przeprawy przez Przełęcz Isig, kiedy jechał szukać rozwiązania zagadki trzech gwiazdek. Czarodziej Suth zabity został tydzień temu w Osterlandzie, bo za dużo o tych gwiazdkach wiedział i chciał się tą wiedzą ze mną podzielić… — Ash powstrzymał go uniesieniem ręki.
— Suth został zabity… Suth? — Tak.
— Jakże to? Kto go zabił? Myślałem, że dawno już nie żyje.
Dłonie Morgona przesunęły się nieco po ramie harfy. Zerknął na Detha.