Hubert Walter dźwignął swój mały pulpit z szyi, a potem Adelię, by usiadła. Mówił do niej łagodnie, niczym do klaczy.
– Ciiii, pani. Spokojnie. Teraz spokojnie, spokojnie. Podał jej splamioną inkaustem chustkę. Medyczka, walcząc o to, by zachować panowanie nad sobą, wysmarkała się w nią.
– Mój panie… panie mój. Zamurowali wejście do jej celi, ona jest w środku. Słyszałam jej krzyki. Cokolwiek zrobiła, to nie wolno… nie wolno na to pozwolić. To zbrodnia wołająca o pomstę do nieba.
– Muszę przyznać, że ładnie to nie wygląda – oznajmił Henryk. – No i macie swój Kościół. Ja bym ją po prostu powiesił.
– Przerwij to! – wrzasnęła na niego Adelia. – Jeśli ona jest tam bez wody… bez wody człowiek potrafi wytrzymać trzy, cztery dni. Trzy, cztery dni pełne męki.
Monarcha się zaciekawił.
– Nie wiedziałem o tym. Wiedziałeś, Hubercie? Wyjął chustkę z ręki Adelii i otarł jej twarz, teraz bardzo poważny.
– Wiesz, że ja nic nie mogę zrobić, prawda?
– Nie, nie możesz… Król to król.
– A Kościół to Kościół. Czy słuchałaś tego, co się działo ostatniej nocy? To posłuchaj mnie teraz, pani. – Klepnął jej rękę, kiedy odwróciła głowę, potem chwycił ją w swoją dłoń. – Słuchaj mnie. – Uniósł obie dłonie, swoją i jej, aby wskazywały na miasto. – Tam, na dole, jest szalony obdartus, którego wołają Rogerem z Acton. Kilka dni temu ten łajdak wszczął rozruchy, by zaatakować ten zamek, królewski zamek, mój zamek, podczas których twój przyjaciel i mój przyjaciel, Rowley Picot, został ranny. I ja nic nie mogę mu zrobić. Dlaczego? Bo ten łajdak nosi na głowie tonsurę i potrafi wybełkotać Ojcze Nasz, co czyni go człowiekiem Kościoła i uprawnia do korzystania z przywilejów kleru. Hubercie, czy wolno mi go ukarać?
– Skopałeś mu tyłek, panie.
– Skopałem mu tyłek i nawet za to Kościół ma do mnie pretensje. Ramię Adelii unosiło się i opadało, kiedy król gestykulował.
– Po tym, jak ci przeklęci rycerze wzięli moją złość za wydane im polecenie i pojechali zabić Becketa, musiałem poddać się chłoście z rąk wszystkich członków kapituły katedry w Canterbury. Poniżenie, wystawienie pleców na ich razy, to był jedyny sposób, żeby powstrzymać papieża od obłożenia Anglii interdyktem. Każdy mnich… i wierz mi, te dranie się do tego przyłożyły – westchnął, opuścił dłoń medyczki. – Pewnego dnia ten kraj zrzuci papieską władzę, daj Boże. Ale jeszcze nie teraz. I nie ja to zrobię.
Adelia przestała słuchać, zrozumiała może sedno tej wypowiedzi, ale nie jej słowa. Teraz wstała, ruszyła ogrodową ścieżką. Ku miejscu, gdzie pochowano Szymona z Neapolu.
Hubert Walter, zszokowany taką obrazą majestatu, chciał pójść za kobietą, jednak został powstrzymany.
– Panie – powiedział – jesteś bardzo wyrozumiały względem tej niegrzecznej i krnąbrnej niewiasty.
– Mam cierpliwość do osób użytecznych, Hubercie. Cuda takie jak ona nie wpadają mi w ręce codziennie.
Maj wreszcie stał się taki, jaki powinien być, słońce wyłoniło się, by ożywić ogród odświeżony deszczem, a wrotycz lady Baldwin ładnie się rozwinął. Pszczoły trudziły się wśród kaczeńców.
Jakiś drozd, siedzący na mogile, zeskoczył, widząc nadchodzącą Adelię, jednak nie oddalił się zbytnio. Medyczka pochyliła się i użyła chustki Huberta Waltera, by oczyścić grób z ptasich odchodów.
Szymonie, znaleźliśmy się wśród barbarzyńców.
Drewniany blat zastąpiła teraz ogromna marmurowa płyta, na której wyryto jego imię i słowa: „Niechaj jego dusza zazna życia wiecznego".
Ale to są dobrotliwi barbarzyńcy, odezwał się teraz do niej Szymon. Walczący z własnym barbarzyństwem. Pomyśl o Gylcie, o przeorze Gotfrydzie, Rowleyu, tamtym dziwnym królu…
Tak czy siak, powiedziała Adelia, ja tego nie potrafię znieść.
Odwróciła się i teraz, gdy już się pozbierała, wróciła ścieżką do władcy. Henryk zaś wrócił do naprawiania rękawicy, uniósł wzrok, widząc nadchodzącą medyczkę.
– No i? Adelia ukłoniła się, powiedziała:
– Panie, dziękuję ci za twoją łaskawość, jednak nie mogę tu dłużej pozostać. Muszę wracać do Salerno.
Odgryzł nitkę swoimi silnymi, małymi ząbkami.
– Nie.
– Słucham?
– Powiedziałem nie. – Henryk wciągnął rękawicę i poruszał palcami, podziwiając zeszyte miejsce. – Na Boga, nieźle mi poszło. Muszę to mieć po córce garbarza. Wiedziałaś, pani, że wśród przodków mam garbarza? – uśmiechnął się do niej. – Powiedziałem, nie, nie możesz odejść. Potrzebuję twoich szczególnych talentów, medyczko. W moim królestwie jest mnóstwo zmarłych, których chciałbym wysłuchać, na Boga, wielu, a ja chcę wiedzieć, co oni mówią. Wpatrywała się w niego.
– Nie możesz mnie tutaj zatrzymać.
– Hubercie?
– Sądzę, że wiesz, iż może, pani – przepraszającym tonem oznajmił Hubert Walter. – Le roi le veut. Teraz właśnie, zgodnie z poleceniem mojego pana, piszę list do króla Sycylii z prośbą o użyczenie twojej osoby na nieco dłużej.
– Ja nie jestem przedmiotem! – wrzasnęła Adelia. – Nie możesz mnie pożyczyć, ja jestem istotą ludzką.
– A ja jestem królem – odparł król. – Może nie jestem w stanie zapanować nad Kościołem, ale na zbawienie mojej duszy, władam każdym portem w tym kraju. Jeśli ci mówię, że zostajesz, to zostajesz.
Na jego twarzy, kiedy teraz na nią patrzyła, malował się życzliwy brak zainteresowania, teraz, kiedy udawał złość, dostrzegła, że przyjazdy Henryka, jego tak ujmująca szczerość, były tylko środkiem pomagającym mu rządzić imperium i że dla niego ona to nic więcej jak narzędzie, które kiedyś może okazać się użyteczne.
– A zatem mnie także zamurowano żywcem – powiedziała. Uniósł brwi.
– Przypuszczam, że tak, chociaż mam nadzieję, że swoje więzienie uznasz za nieco większe i bardziej przyjemne niż… no, nie będziemy już o tym mówić.
Nikt nie będzie już o tym mówić, pomyślała. Owad będzie brzęczeć w butelce, aż zapadnie cisza. A ona będzie musiała żyć z echem dźwięku w jej głowie.
– Wiesz, że kazałbym ją wypuścić, gdybym tylko mógł – odezwał się Henryk.
– Tak, wiem.
– W każdym razie, pani, jesteś mi coś winna.
Jak długo ja będę musiała tak brzęczeć, zanim mnie wreszcie wypuszczą? Zastanawiała się. Fakt, że kocham tę butelkę, nic nie zmienia.
A jednak znaczył.
Uspokoiła się teraz i mogła spokojnie myśleć. Zajęło jej to trochę czasu. Król czekał – co jak uznała, wskazywało, że jest dla niego cenna. Bardzo dobrze. W takim razie spróbuję coś uzyskać.
– Odmawiam – stwierdziła – pozostania w kraju tak zacofanym, że jego Żydów można grzebać tylko na jednym cmentarzu w Londynie.