Kiedy podeszli, podniósł głowę, uśmiechnął się, ukłonił Mansurowi i życzył Adelii miłego dnia.
– Cieszę się, że widzę cię, pani, w towarzystwie. To nie jest miejsce, po którym piękne niewiasty winny chodzić same, podobnie zresztą jak wszyscy inni.
Nie wspomniał o zdarzeniu na szczycie wzgórza, jednak powiedział wszystko, co należało: przeprosił za swego kompana, nie wypowiadając bezpośrednich przeprosin, i jednocześnie ją skarcił. Tylko dlaczego nazwał ją piękną, skoro taka nie była? Czy mężczyźni zawsze muszą flirtować? Jeśli tak, pomyślała niechętnie, to prawdopodobnie ten odnosił większe sukcesy niż wielu innych.
Zdjął hełm i kolczy kaptur, pod którymi ukazały się gęste, ciemne włosy, skręcone w loki od potu. Oczy, co zdumiewające, miał niebieskie. I zważywszy na jego pozycję, zachowywał się dwornie w stosunku do kobiety, która najwyraźniej nie miała żadnej.
Łowczy stał obok, nic nie mówił, przyglądał im się z wyraźną niechęcią.
Sir Joscelin zapytał o przeora. Ostrożnie dobierając słowa, Adelia powiedziała mu, wskazawszy na Mansura, że medyk uważa, iż kuracja pomogła pacjentowi.
Sir Joscelin skłonił się przed Mansurem. Adelia pomyślała, że na krucjacie nauczył się przynajmniej dobrych manier.
– Ach tak, arabska medycyna – stwierdził. – Zyskała sobie nasz szacunek, tych, którzy ruszyli do Ziemi Świętej.
– Czy ty, panie, i twój przyjaciel byliście tam razem? – intrygowało ją, że tych dwóch tak się od siebie różni.
– Byliśmy tam w różnym czasie – odparł. – To niezwykłe, bo choć obaj pochodzimy z Cambridge, spotkaliśmy się dopiero, wracając. Outremer jest rozległy.
Sądząc po jakości jego butów i ciężkim, złotym pierścieniu na palcu, nieźle mu się tam powiodło.
Skinęła głową i ruszyła w swoją stronę. Dopiero gdy już odeszła razem z Mansurem, przypomniała sobie, że powinna dygnąć. Potem jednak zapomniała o rycerzu, zapomniała nawet o osiłku, którego miał za towarzysza. Była medykiem i swoje myśli skupiła na chorym.
Kiedy przeor triumfalnie wrócił do obozowiska, okazało się, że kobieta już tam była i siedziała samotnie obok dogasającego ogniska, Saracen zaś pakował wóz i zaprzęgał muły.
Gotfryd bał się tej chwili. On, człowiek szanowany, niedawno leżał półnagi, ogarnięty strachem, przed niewiastą; jego spokój i cała godność gdzieś się ulotniły.
Tylko poczucie zaciągniętego długu, świadomość, że bez jej pomocy mógłby umrzeć, powstrzymały go od zignorowania kobiety albo wymknięcia się, zanim trafi się okazja, by spotkali się ponownie.
Uniosła wzrok, słysząc, że się zbliża.
– Oddałeś mocz, panie?
– Tak – odparł krótko.
– Bez bólu?
– Tak.
– Dobrze – stwierdziła. To było tak jak wtedy… Już sobie przypomniał. Jakaś bezdomna kobieta zaczęła rodzić u bram opactwa i brat Theo z izby chorych musiał asystować przy rozwiązaniu. Nazajutrz, kiedy wraz z bratem Theo odwiedził matkę i dziecko, zastanawiał się, kto powinien czuć się bardziej zawstydzony – niewiasta, która rodząc, obnażyła przed mężczyzną najintymniejsze części swojego ciała, czy też mnich, mający z nimi do czynienia.
Ani jedno, ani drugie. Żadne z nich nie czuło się zakłopotane. Spoglądali po sobie z podziwem.
I tak było teraz. Bystre brązowe oczy, które na niego patrzyły, nie miały płci, to były oczy towarzysza broni; ona stała się jego bratem żołnierzem, może tylko nieco młodszym. Razem walczyli z wrogiem i wygrali.
Poczuł do niej wdzięczność i za to, i za udzieloną pomoc. Szybko podszedł do kobiety i zbliżył jej dłoń do swych ust.
– Puella mirabile – powiedział. Gdyby Adelia chętnie okazywała uczucia, czego jednak nie robiła, uściskałaby serdecznie owego mężczyznę. A więc poskutkowało. Od tak dawna już nie przyjmowała pacjentów, że zapomniała o tej bezcennej przyjemności spoglądania na istotę uwolnioną od cierpienia. Jednak musiała być ostrożna co do dalszych prognoz.
– Nie do końca takie mirabile – powiedziała mu. – To znowu może się zdarzyć.
– Do licha – odparł przeor. – Do licha z tym – opamiętał się. – Proszę o wybaczenie, pani.
Poklepała go po dłoni, usadowiła na pieńku, sama zaś spoczęła na trawie, na skrzyżowanych nogach.
– Mężczyźni mają pewien gruczoł, powiązany z organami płciowymi – zaczęła tłumaczyć. – Otacza szyjkę pęcherza i początek prącia. W twoim wypadku, panie, sadzę, że on się powiększył. Wczoraj uciskał tak bardzo, że pęcherz nie mógł działać.
– Co mam z tym zrobić? – zapytał.
– Musicie się nauczyć, jak ulżyć pęcherzowi, gdyby znowu stało się to potrzebne, tak jak ja to zrobiłam, aby słomka posłużyła jako catheter.
– Catheter? – Było to greckie słowo, oznaczające cewnik.
– Powinniście to poćwiczyć. Pokażę wam. Dobry Boże, pomyślał, ona to naprawdę zrobi. I nie będzie to dla niej znaczyło nic więcej niźli część leczenia. Spokojnie rozmawiam o takich rzeczach z niewiastą, a ona spokojnie rozmawia o tym ze mną.
Jadąc z Canterbury, ledwie ją zauważał, chyba że jako jednego z łachmaniarzy – choć teraz, gdy o niej pomyślał, przypomniał sobie, że w trakcie nocnych postojów w zajazdach przyłączała się do mniszek w kwaterach dla kobiet, nie zostawała na wozie razem ze swoimi towarzyszami. Ostatniej nocy, kiedy marszczyła brwi, przyglądając się jego wstydliwym częściom ciała, zachowywała się niczym skryba skupiony nad trudnym manuskryptem. Tego ranka jej profesjonalizm wydobył ich oboje ponad mętne wody różnic płci.
Jednak była niewiastą i nieboraczką, tak samo skromną jak jej słowa. Kobietą potrafiącą wmieszać się w tłum, zniknąć w nim, białogłową będącą gdzieś w tle, szarą myszką wśród innych myszek. Teraz, kiedy znalazła się w centrum jego uwagi, przeor Gotfryd poczuł się wręcz rozdrażniony ową skromnością. Nie istniał wszak żaden powód takiej nijakości. Rysy miała subtelne i regularne, a z tego, co z trudem zdołał dostrzec pod osłoną płaszcza, w który się opatuliła, podobne było jej ciało. Cerę również miała ładną, brzoskwiniową, delikatną, nieco śniadą, taką, jaką czasem widywało się na północy Italii albo w Grecji. Zęby białe. Zapewne pod czepkiem o zrolowanym brzegu, nasuniętym na uszy, kryły się bujne włosy. Ile miała lat? Wciąż jeszcze trwała jej młodość.
Słońce oświetliło jej twarz, która od piękna wolała inteligencję, oblicze, gdzie bystrość umysłu odepchnęła kobiecość. Ani śladu upiększania. Ta kobieta była bardzo czysta, musiał przyznać, wręcz wyszorowana jak na tarce. Przeor, który zawsze chętnie potępiał malujące się niewiasty, u tej jednej brak upiększeń odczuwał niemalże jak afront. Poza tym mógł też przysiąc, że ona wciąż jest dziewicą.