– Wysyłam cię na tę misję wraz z Szymonem z Neapolu nie dlatego, że jesteś medykiem od umarłych i mówisz po angielsku, ale dlatego, że jesteś najlepsza.
– Wiem – odparła. – Ale ja nie chcę na nią ruszać. Musiała. To był rozkaz króla Sycylii. W chłodnej kamiennej sali Szkoły Medyków w Salerno, tam gdzie dokonywano sekcji, miała zawsze przy sobie niezbędne instrumenty, a także Mansura do pomocy. Mogła polegać też na swoim przybranym ojcu, przełożonym wydziału, wiedziała, że to on przekaże wyniki badań władzom. Bo chociaż Adelia potrafiła odczytywać z ciał zmarłych więcej niż ojczym, więcej niż ktokolwiek inny, stwarzano fikcję, iż raporty z badań przesyłane przez Signorę są efektem prac medyka Gerszoma bin Aguilara. Nawet w Salerno, gdzie pozwalano praktykować kobietom medykom, sekcja zwłok, wyjaśniająca, w jaki sposób umarli odeszli – i bardzo często, za czyją sprawą – spotykała się z protestami Kościoła.
Na razie nauka zwyciężała w starciu z religią; inni medycy wiedzieli o pracy Adelii, dla świeckich władz stanowiła tajemnicę poliszynela. Jednak wystarczyłaby jedna oficjalna skarga do papieża, a dziewczyna zostałaby wygnana z kostnicy i całkiem możliwe, również ze Szkoły Medyków. Zatem, choć czując obrzydzenie do tej hipokryzji, Gerszom firmował nie swoje osiągnięcia.
Co zresztą bardzo odpowiadało Adelii. Podobało jej się to, że stoi sobie w cieniu. Po pierwsze, unikała czujnego wzroku Kościoła, po drugie, nie wiedziała, jak rozmawiać o zwykłych niewieścich sprawach, na których się nie znała, takich zaś rozmów po niej się spodziewano. Źle jej wychodziły, bo takie tematy ją nudziły. Niczym jeż ukryty w jesiennych liściach stroszyła się na wszystkich, którzy próbowali wydobywać ją na światło dnia.
Co innego, gdy przychodził do niej ktoś chory. Zanim poświęciła się oględzinom zmarłych, cierpiący widywali tę stronę natury Adelii, którą niewielu dostrzegało, i zapamiętywali medyczkę jako anioła bez skrzydeł. Pacjenci mężczyźni, gdy odzyskiwali zdrowie, zakochiwali się w niej, a przeor zdziwiłby się, gdyby usłyszał, że otrzymała więcej propozycji małżeństwa niż sporo bogatych piękności z Salerno. Wszystkie oferty jednak odrzuciła. W kostnicy szkoły mawiano, że Adelia zwraca na kogoś uwagę dopiero po jego śmierci.
Na marmurowy stół szkoły przywożono zwłoki ludzi w każdym wieku z całej południowej Italii, a także z Sycylii. Przysyłali je Signora i praetori, którzy mieli powody, aby dowiedzieć się, jak i dlaczego zmarli ci ludzie. Zazwyczaj Adelii udawało się uzyskać dla nich te informacje. Badanie trupów było jej pracą, tak zwyczajną jak dla szewca robienie butów. Podobnie, na chłodno, starała się podchodzić do zwłok dzieci, z mocnym postanowieniem, że prawda o ich śmierci nie powinna zostać pochowana wraz z nimi. Jednak widok małych ciał sprawiał jej przykrość. Zawsze wzbudzały wielką żałość, ofiary morderstw zaś po prostu wstrząsały. A czekające na nią teraz zwłoki prawdopodobnie wyglądały tak straszliwie jak jeszcze żadne inne wcześniej. W dodatku będzie musiała przyjrzeć im się potajemnie, bez instrumentów, którymi dysponowała szkoła, bez Mansura do pomocy i przede wszystkim bez wsparcia przybranego ojca: „Adelio, nie wolno ci zadrżeć. Musisz zmierzyć się z brakiem człowieczeństwa".
On nigdy nie mówił jej, że musi zmierzyć się ze złem; w każdym razie nie Złem pisanym wielką literą, ponieważ Gerszom bin Aguilar wierzył, że człowiek sam czyni zło i dobro, zaś ani szatan, ani Bóg nie mają z tym nic wspólnego. Taką doktrynę mógł głosić tylko w Szkole Medyków w Salerno i to też niezbyt głośno.
Fakt, iż pozwolono jej na przeprowadzenie owego szczególnego śledztwa w zapadłym angielskim mieście, gdzie za coś takiego mogli ją przecież ukamienować, sam w sobie stanowił cud, o którego urzeczywistnienie Szymon z Neapolu musiał stoczyć zacięty bój. Przeor nie chciał się zgodzić, zdjęty niesmakiem na myśl, że jakaś kobieta jest gotowa do podobnego zajęcia. Obawiał się też, co nastąpi, jeśli się rozniesie, że cudzoziemka oglądała i badała biedne szczątki.
– Cambridge uzna to za profanację. Sam nie wiem, czy rzeczywiście nią nie będzie.
– Panie – odparł Szymon – pozwól nam się dowiedzieć, jak umarły te dzieci, bo pewne jest, że ci zamknięci Żydzi nie mogli do tego przyłożyć ręki. Jesteśmy ludźmi nowoczesnymi, wiemy, że z ludzkich ramion nie wyrastają skrzydła. A morderca chodzi sobie wolno. Pozwól tym nieszczęsnym, małym ciałkom, aby powiedziały nam, kim on jest. Zmarli przemawiają do medyk Trotuli. To jej fach. I te dzieci do niej przemówią.
Przeor Gotfryd uważał, że rozmowa ze zmarłymi jest równie mało prawdopodobna jak skrzydlaci ludzie.
– To wbrew nauczaniu świętej Matki Kościoła, zabraniającemu naruszania świętości ciała.
Ustąpił w końcu, kiedy Szymon obiecał, że to nie będzie sekcja, tylko oględziny.
Szymon podejrzewał, że przeor uległ nie dlatego, że uwierzył, iż zmarli zdołają przemówić, ale raczej z obawy, iż jeśli odmówi, Adelia wróci tam, skąd przybyła, i z następnym atakiem pęcherza będzie musiał zmierzyć się samotnie.
Zatem tutaj, w kraju, do którego początkowo wcale nie chciała wędrować, medyczka musiała zmierzyć się z najgorszym przejawem braku człowieczeństwa.
– Ale, Wezuwio Adelio Rachelo Ortese Aguilar, takie jest twoje zadanie – powiedziała sobie. Kiedy czuła się niepewnie, lubiła przypominać sobie imiona, którymi tak szczodrze ją obdarzyła, wraz z wykształceniem i niezwykłymi poglądami, pewna para, która zabrała ją z otoczonej lawą kołyski na Wezuwiuszu i wzięła do swojego domu. – Tylko ty potrafisz to zrobić, więc zrób to.
W ręce trzymała jeden z trzech przedmiotów, znalezionych na ciałach dzieci. Drugi z nich oddano szeryfowi, trzeci rozdarł oszalały z gniewu ojciec. Ten zaś ocalił przeor i cichaczem jej przekazał.
Ostrożnie, tak by nie przykuwać niczyjej uwagi, uniosła symbol, żeby oświetlił go wpadający do świątyni snop światła. Upleciony był z sitowia, pięknie i bardzo misternie, na kształt kwinkunksa, specjalnej figury geometrycznej. Jeśli miała to być gwiazda Dawida, zapomniano o jednym z wierzchołków. Czy to jakaś wiadomość? Próba zrzucenia winy na Żydów przez kogoś słabo obeznanego z judaizmem? Podpis?
W Salerno, pomyślała, dałoby się ustalić, kto miał umiejętności, aby coś takiego zrobić, jednak tu, w Cambridge, gdzie sitowie rosło wszędzie, przy rzekach i strumieniach, jego pleceniem zajmowali się po domach wszyscy. Ona sama, idąc drogą do tego wielkiego klasztoru, widziała kobiety siedzące przed drzwiami, zajęte robieniem mat, koszy, samych w sobie stanowiących dzieła sztuki – a także mężczyzn, szykujących ozdobne strzechy.
Nie, pod tym względem owa gwiazda niczego nie mogła Adelii powiedzieć.
Powrócił roztrajkotany przeor Gotfryd.
– Koroner obejrzał ciała i zarządził publiczne śledztwo…
– A co on miał do powiedzenia?
– Ogłosił ich zmarłymi. – Na widok zdumionej miny kobiety dodał jeszcze: – Tak, tak, wiem, ale taką ma powinność. Koronerów nie wybiera się ze względu na ich umiejętności lekarskie. Teraz umieściłem szczątki w pustelni świętej Werberty. To spokojne i chłodne miejsce, nieco zbyt ciemne jak na twoje potrzeby, pani, ale mogę przynieść lampy. Oczywiście, będzie tam trzymana straż, ale zostanie odwołana na czas twoich badań. Oficjalnie będziesz tam, by przygotować ciała do pochówku.