Выбрать главу

Dopiero kiedy zrobiło się już niemal zbyt ciemno, aby cokolwiek dawało się dostrzec, podniosła torbę i ruszyła samotnie ścieżką pośród długich słupów z blasku świec, wskazujących, gdzie są okna domu gościnnego. Pójście spać bez posiłku nie było rozsądnym pomysłem. Leżała na wąskiej pryczy w wąskiej celi, przy korytarzu dla kobiet, zła, że w ogóle się tu znalazła, zła na króla Sycylii… Zła na ów kraj, niemal też na zabite dzieci, bo złożyły na jej barki ciężar swojej agonii.

– Ja raczej nie mogę wyruszyć – powiedziała Gordinusowi, kiedy po raz pierwszy przedstawił jej całą sprawę. – Mam swoich studentów, pracę.

Jednak nie pozostawiono jej wyboru. Rozkaz dla eksperta w sprawach dotyczących śmierci przyszedł od samego króla, a jemu, od kiedy rządził też południowymi Włochami, nie sposób było się sprzeciwić.

– Dlaczego wybrałeś akurat mnie?

– Spełniasz warunki postawione przez króla – oznajmił Gordinus.

– Nie znam nikogo innego, kto by je spełniał. Mistrz Szymon będzie szczęśliwy, iż będziesz mu towarzyszyć.

Szymon uznał się jednak nie tyle za szczęśliwego, ile obarczonego. Od razu to dostrzegła. Mimo jej umiejętności, obecność kobiety medyka, arabskiego pomocnika i towarzyszącej im matrony – Małgorzata, kochana Małgorzata, wtedy jeszcze żyła – przysporzył komplikacji, gdy stawiano Pelion na Ossę, czyli w owej sprawie, która i bez tego była już trudna do rozwikłania.

Ale jedną z umiejętności Adelii, doprowadzoną do perfekcji na owym polu bitewnym, jakie stanowiła szkoła, było czynienie swojej kobiecości prawie niewidoczną, unikanie taryfy ulgowej przez niemal całkowite wtopienie się w społeczność, głównie męską. Jedynie wtedy, gdy podawano w wątpliwość jej umiejętności, koledzy żacy poznawali ostry język Adelii – przebywając wśród nich, nauczyła się kląć – a także jeszcze ostrzejszy temperament.

Nie było jednak potrzeby, aby cokolwiek z tego demonstrować Szymonowi. Traktował medyczkę uprzejmie i im dłużej podróżowali, tym większą odczuwał ulgę. Uznał ją za osobę skromną – które to miano, jak dawno już stwierdziła, odnosiło się do kobiet nieprzysparzających mężczyznom problemów. Najwyraźniej małżonka Szymona była ideałem żydowskiej skromności, wedle którego oceniał wszystkie inne niewiasty. Mansur, kolejny dodatek do Adelii, także dowiódł, iż jest nieoceniony i nim dotarli do wybrzeży Francji, tam gdzie umarła Małgorzata, wędrowali w słodkiej harmonii.

Jak na razie tylko regularne miesiączki przypominały jej, że nie jest istotą bezpłciową. Dotarłszy do Anglii, cała trójka przesiadła się na wóz i udawała grupkę wędrownych znachorów, co dla każdego z nich było niczym więcej jak tylko pewną niewygodą i swoistą zabawą.

Tajemnicą pozostawało, dlaczego król Sycylii zaangażował właśnie Szymona z Neapolu, jednego ze swoich najlepszych ludzi, do śledztwa w sprawie Żydów na tej wilgotnej, chłodnej i zimnej wyspie na skraju świata. Nie wiedział tego Szymon, ona też nie. Dostali polecenie, aby oczyścić dobre imię Żydów z zarzutów morderstwa, to można było osiągnąć tylko poprzez odkrycie tożsamości prawdziwego zbrodniarza.

Jedno wiedziała na pewno – nigdy nie polubi Anglii – i nie polubiła. W Salerno była poważanym członkiem wysoce cenionej Szkoły Medyków, nikt poza przybyszami nie dziwił się, że spotyka kobietę medyka. A tutaj znalazła się całkiem sama. Ciała, które właśnie obejrzała, sprawiły, iż Cambridge wydało jej się mrocznym miejscem. Widywała już ofiary morderstw, ale rzadko tak strasznych. Gdzieś po tym kraju chodził i oddychał jego powietrzem prawdziwy rzeźnik niewiniątek.

Odnalezienie go mogło okazać się tym trudniejsze, iż Adelia nie cieszyła się tu żadną wysoką pozycją i uważano, że lepiej by było, gdyby w ogóle nie zajmowała się całą sprawą. W Salerno, choć po cichu, współpracowała z władzami. Teraz zaś po swojej stronie miała tylko przeora, a nawet on nie ważył się tego głosić otwarcie.

Wciąż zatroskana, zasnęła i śniła ponure sny.

Spała do późna, którego to przywileju rzadko udzielano tutejszym gościom.

– Przeor powiedział, że możesz, pani, opuścić jutrznię, albowiem jesteś bardzo znużona – powiedział jej brat Swithin, jowialny i gruby, niewysoki mnich opiekujący się pielgrzymami – ale widziałem, że jadłaś z apetytem, kiedy już się obudziłaś.

Śniadanie zjadła w kuchni. Składało się z szynki, rzadkiego smakołyku dla kogoś, kto podróżował w towarzystwie Żyda i muzułmanina, sera z mleka klasztornych owiec, świeżego chleba z klasztornej piekarni, świeżego masła, marynaty brata Swithina, kawałka węgorza w cieście oraz ciepłego mleka prosto od krowy.

– Byłaś wykończona, moja panno – stwierdził brat Swithin, dolewając jeszcze ze dzbana. – Teraz lepiej?

Uśmiechnęła się do niego, prezentując białe wąsy z mleka.

– Znacznie lepiej.

Owszem, czuła się wykończona, cokolwiek to znaczyło, teraz jednak wigor powrócił, zniknęło zatroskanie i użalanie się nad sobą. Jakie to w sumie miało znaczenie, że musi pracować w obcym kraju? Dzieci były wszędzie takie same; dzieciństwo stanowiło coś niezależnego od narodowości, należała mu się ochrona mocą odwiecznych praw. Okrutny los, który spotkał Marię, Harolda, Ulryka, nie stawał się mniej straszliwy dlatego, że nie pochodzili z Salerno. To były dzieci wszystkich, zatem także i jej.

Adelia poczuła determinację, jakiej dotąd nie znała. Należało, poprzez usunięcie mordercy, uczynić świat czystszym. „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi…"

Teraz nad głową zbrodniarza, choć jeszcze nie był tego świadom, zawisło niebezpieczeństwo, medica Trotula z Salerno, medyk umarłych, będzie się starać ze wszystkich sił wspartych przez wiedzę i umiejętności, aby go obalić.

Wróciła do swojej celi, chcąc przenieść notatki z tabliczki na papier, aby po powrocie do Salerno dostarczyć zapis efektów swojego śledztwa – choć nie wiedziała, czego w związku z nim oczekiwał król Sycylii.

To była straszliwa i powolna praca. Raz czy dwa musiała odrzucić pióro i zasłonić uszy. Mury celi rozbrzmiewały echem dziecięcych krzyków. „Bądź spokojna, och, bądź spokojna, tylko tak zdołasz go wytropić". Ale krzyki nie chciały umilknąć, nie dało się ich ściszyć.

Szymon i Mansur wyszli już, aby rozgościć się na kwaterze, którą przeor znalazł im w mieście po to, żeby swoją misję wykonywali w spokoju. Minęło południe, kiedy Adelia wreszcie do nich dołączyła.

Uznała, że to do niej należy przyjrzenie się terytorium mordercy i rzucenie okiem na miasto. Zdziwiła się, ale nie zgorszyła, kiedy brat Swithin, zajęty nową grupą przybyszy, okazał się gotów na to, aby pozwolić jej pójść bez eskorty i że na rojnych ulicach Cambridge kobiety wszystkich stanów poruszały się bez towarzystwa i z odsłoniętymi twarzami.