Выбрать главу

– Pens za nawiedzenie grobu świętego Piotrusia – oznajmiła. Po chwili dodała jeszcze: – Albo tuzin jaj, brakuje nam jaj, kury się nie niosą.

– A garniec miodu? – zaproponowała kobieta. Mniszka mruknęła coś pod nosem, ale pozwoliła im wejść. Adelia zapłaciła dwa pensy, bo zakonnica powiedziała, że inaczej nie wpuści Stróża, zaś Ulf nie chciał wchodzić bez psa. Wrzucone przez medyczkę pieniądze brzęknęły w misce, już prawie pełnej. Sprzeczka zahamowała nieco ruch kolejki, która uformowała się już za medyczką. Jakaś nadzorującą wszystko siostra zaczynała się denerwować opóźnieniem i niemal przepchnęła Adelię przez wejście.

Chcąc nie chcąc, Adelia porównywała pierwszy angielski żeński klasztor, jaki widziała, z konwentem St Giorgio, największym spośród trzech żeńskich zgromadzeń Salerno. Wiedziała, że takie porównywanie jest niesprawiedliwie, bo St Giorgio było wszak zamożną fundacją, miejscem pełnym marmuru i mozaik, z brązowymi wrotami otwierającymi się na dziedziniec, gdzie powietrze chłodziły fontanny. Miejscem, które jak zawsze mawiała matka Ambrozja, „miało nakarmić pięknem przychodzące tu głodne dusze".

Jeśli dusze z Cambridge wyglądały takiej strawy u Świętej Radegundy, odchodziły z kwitkiem. Na ów dom mniszek mało kto łożył datki, co sugerowało, że angielscy bogacze nie cenili zbyt wysoko żeńskiej duchownej posługi. Ale, prawdę mówiąc, w tworzącym klasztor zespole podłużnych budowli kryła się przyjemna prostota linii, mimo że żaden gmach nie był większy i bardziej ozdobny od spichlerza w St Giorgio. Jednak brakowało w tym wszystkim piękna. Podobnie jak miłosierdzia. Tutaj zakonnice zajmowały się głównie sprzedawaniem, nie dawaniem.

Na straganach ustawionych wzdłuż ścieżki do kościoła leżało pełno talizmanów świętego Piotrusia, wizerunków, proporczyków, figurek, kawałków bazi świętego Piotrusia, ampułek z krwią świętego Piotrusia, którą, jeśli to rzeczywiście była ludzka krew, tak rozcieńczono, że został po niej tylko delikatny ślad różu.

Wielu chciało to kupić.

– Co pomaga na chore stawy…? A co na biegunkę, na bezpłodność? Czy to wyleczy kulawą krowę?

W przybytku Świętej Radegundy nie zamierzano czekać całych lat, aż Rzym uzna świętość małego męczennika. Ale nie działo się tu jeszcze to, co w Canterbury, gdzie przemysł oparty na męczeństwie świętego Tomasza Becketa stał się znacznie większy i lepiej zorganizowany.

Adelia, pamiętając reprymendę od Gylthy, nie miała pretensji do owego biednego zgromadzenia o eksploatację męczennika. Ale nadal nie podobał się jej prostacki sposób, w jaki to wszystko robiono. Na miejscu działał już Roger z Acton. Wędrował wzdłuż kolejki pątników, wymachiwał ampułką, zachęcał zgromadzonych do kupowania.

– Ten, kto raz obmyje się krwią małego świętego, już nie będzie musiał się więcej myć!

Ostry smród, jaki od niego zalatywał, dowodził, iż wziął sobie do serca tę radę.

Medyczka pamiętała, że Roger miotał się całą drogę do Canterbury jak zwariowana małpka, ciągle krzyczał. Nosił za dużą czapkę z klapami na uszy, zaś zielono-czarną suknię poplamioną miał błotem i jedzeniem.

W grupie pielgrzymów, która składała się w większości z osób wykształconych, ów człowiek zdawał się jakimś idiotą. Jednakże tutaj, wśród zrozpaczonych ludzi, jego skrzekliwy głosik miał moc. Roger z Acton mówił „kupujcie", a słuchacze kupowali.

Sądzono, że palec boży, gdy kogoś dotyka, naznacza go świętym szaleństwem. Acton wzbudzał respekt taki sam jak wychudzeni mężczyźni kiwający się w jaskiniach Wschodu albo słupnik balansujący na szczycie kolumny. Czyż święci nie doznają niewygód? Czyż zwłoki Tomasza Becketa nie miały na sobie włosiennicy rojącej się od robactwa? Brud, ekstaza i umiejętność cytowania Biblii stanowiły oznaki świętości.

To był człowiek z rodzaju, jaki Adelia zawsze uznawała za niebezpieczny. Właśnie tacy ludzie obwoływali zdziwaczałe staruchy wiedźmami i zaciągali cudzołożników przed sąd, to ich nawoływania wszczynały akty przemocy wymierzone w inne rasy, w inne wiary.

Pozostawało pytanie, jak bardzo akurat ten jest niebezpieczny.

Czy to byłeś ty, rozmyślała Adelia, przyglądając się mężczyźnie. Czy to ty skradasz się na Krąg Wandlebury? Czy naprawdę pławisz się w dziecięcej krwi?

Jeszcze go o to nie zapyta, nie, póki nie ma dowodu, ale jak na razie Roger pozostawał całkiem niezłym kandydatem.

Nie rozpoznał jej, tak samo jak przeorysza Joanna, która minęła ich w drodze do bramy. Zakonnica ubrana była w strój do jazdy konnej, na jej nadgarstku siedział sokół. Przechodząc, zachęcała klientów myśliwskim okrzykiem Tally-ho.

Arogancka pewność siebie tej kobiety sprawiała, iż Adelia spodziewała się, że klasztor, nad którym sprawowała pieczę, będzie znakomicie zorganizowany. Ujrzała jednak mnóstwo zaniedbań. Kościół obrastał zielskiem, brakowało mu dachówek. Mniszki nosiły połatane habity, białe suknie pod czarnymi zawojami w większości były brudne, samym zaś zakonnicom brakowało ogłady.

Drepcząc za ogonkiem pątników wchodzących do kościoła, Adelia zastanawiała się, na co wydawane są pieniądze zarobione dzięki świętemu Piotrusiowi. Raczej nie na większą chwałę bożą. Także nie na wygody dla pielgrzymów. Nikt nie zajmował się chorymi, brakło ławek dla chromych, nie dawano pokarmów ani napojów. Jedyną oznaką zainteresowania się sprawą noclegów dla pątników była pomięta lista miejskich gospód, przybita do klasztornej furty.

Jednakże ci, którzy dreptali w kolejce przed Adelią, nie zwracali na to uwagi. Jakaś kobieta o kulach, która, sądząc po plakietkach z jej odzieży, mogła pochlubić się pielgrzymowaniem do Canterbury, Winchester, Walsingham, Bury St Edmunds i St Albans, wyrozumiale odnosiła się do tutejszych kiepskich warunków.

– Pokładam w nim nadzieję – powiedziała. – On jest młodym świętym, ale ukrzyżowali go Żydzi. Jezus go więc wysłucha, na pewno.

Angielski święty, który z tych samych rąk podzielił los Syna Bożego. Który oddychał tym samym powietrzem, jakim oni teraz oddychają. Adelia przyłapała się na tym, iż wbrew sobie modli się, aby rzeczywiście pomógł.

Znalazła się już wewnątrz kościoła. Jakiś klerk siedział przy stoliku obok wejścia, właśnie spisywał relację kobiety o bladej twarzy. Opowiadała mu, że poczuła się lepiej po dotknięciu relikwiarza.

To jednak dla Rogera z Acton było za mało. Przybył i zadawał natarczywe pytania.

– Czy czujesz się silniejsza? Czujesz Ducha Świętego? Czujesz, że obmyto cię z grzechów? Minęła ci słabość?

– Tak – odparła kobieta, potem powtórzyła raz jeszcze bardziej egzaltowanym tonem. – Tak!

– Kolejny cud! – Wyciągnięto ją na zewnątrz, aby pokazać czekającym. – Ludzie, ozdrowienie! Chwalmy Pana i jego małego świętego!

Kościół pachniał drewnem i sianem. Kredowy szkic na kamiennej posadzce nawy głównej pokazywał, że ktoś starał się wyrysować na kamieniach jerozolimski labirynt. Jednak zaledwie kilku pielgrzymów słuchało zakonnicy, starającej się nakłonić do tego, by nim chodzono, reszta zaś pchała się ku bocznej kaplicy. Tam leżał relikwiarz, zasłonięty przed Adelią pielgrzymami.