Выбрать главу

– Kim jest Will?

Kiedy Ulf miał się już odezwać do psa, Adelia położyła dłoń na głowie chłopca i przekręciła go twarzą do siebie.

– Wolałabym, żebyś mówił wprost do mnie. Dzieciak odwrócił głowę z powrotem, aby móc spojrzeć na Stróża.

– Nie lubimy jej – oznajmił.

– I ja też was nie lubię – odparła Adelia – ale tu chodzi o to, kto zabił twojego kolegę ze szkoły i dlaczego to zrobił. Znam się na dociekaniu takich rzeczy i w tym wypadku potrzebuję twojej wiedzy o miejscowych sprawach, którą ty i twoja babka macie mi służyć. To, czy się wzajemnie lubimy, czy też nie, nie ma tu żadnego znaczenia.

– To zrobiły te wstrętne Żydy.

– Jesteś pewien?

Pierwszy raz Ulf spojrzał prosto na nią. Gdyby był teraz z nimi poborca podatków, zauważyłby u niego to, co dostrzegał u Adelii, gdy pracowała. Oczy chłopca postarzały jego twarz. Medyczka ujrzała w nich aż odpychający spryt.

– Chodź ze mną – polecił malec.

Adelia wytarła dłonie o spódnicę. Włosy dziecka, tam gdzie wychodziły spod czapki, były tłuste i prawdopodobnie zamieszkane przez robactwo. Ruszyła za Ulfem. Wreszcie się zatrzymał.

Teraz spoglądali poprzez rzekę na dużą, imponującą posiadłość z trawnikiem, który ciągnął się do niewielkiego pomostu. Po zamkniętych wszystkich okiennicach i zielsku porastającym rynny widach było, że dom jest opuszczony.

– Tu mieszkał ten główny Żyd – oznajmił Ulf.

– To dom Chaima? Tam gdzie podobno ukrzyżowano Piotra? Chłopiec przytaknął.

– Tyle że wcale tak nie było.

– Z tego, co wiem, jakaś kobieta widziała ciało wiszące w jednej z izb.

– Marta – odparł chłopiec, a z jego tonu dało się wyczytać, że owo imię jest dla niego nazwą z tej samej kategorii, co reumatyzm, czyli oznacza rzecz nielubianą, choć do przeżycia. – Ona by wszystko powiedziała, żeby tylko ktoś na nią zwrócił uwagę. – Jakby zagalopowując się w obmawianiu krajanki z Cambridge, dodał jeszcze: – A ja w ogóle bym jej nie wierzył, kiedy ona mówiła, że coś widziała, tak jak bym nie wierzył staremu torfiarzowi. Popatrz tutaj.

Znowu ruszyli, minęli wierzbę świętej Radegundy i stragan z gałęziami, skierowali się do mostu.

Tam właśnie człowiek, który dostarczał torf na zamek, ujrzał dwóch Żydów wrzucających do Cam pakunek, rzekomo ciało Piotrusia.

– Czyli sprzedawca torfu też się mylił? – zapytała Adelia. Chłopiec skinął głową.

– Stary torfiarz to na wpół ślepy i przeżarty przez robale łgarz. On nic nie widział. No bo…

Teraz wrócili do miejsca, z którego widać było dom Chaima.

– No bo – mówił Ulf, wskazując pusty pomost wrzynający się w wodę. – No bo tu znaleźli ciało, ono utknęło między tymi podporami. Czyli nikt nic nie zrzucał z mostu, no bo przecież…?

Spojrzał na nią, wyczekując. To był sprawdzian.

– No bo – dokończyła Adelia – zwłoki nie płyną pod prąd. Znające życie oczy chłopca nagle poweselały jak u nauczyciela, którego uczeń zabłyśnie czymś niespodziewanie. Zdała egzamin.

Ale skoro zeznanie sprzedawcy torfu okazało się tak ewidentnie nieprawdziwe, w dodatku wątpliwości wzbudzały słowa tej kobiety, która twierdziła, że zaledwie chwilkę wcześniej widziała ukrzyżowane ciało dziecka w domu Chaima – to dlaczego jako winnych od razu wskazano Żydów?

– Bo ci przeklętnicy to zrobili – powiedział chłopiec. – Tyle że nie wtedy.

Gestem umorusanej ręki kazał jej usiąść, a potem przycupnął obok. Zaczął mówić, szybko, pozwalając wejść w świat dzieciaków, które stworzyły teorię opartą na własnych obserwacjach, nie zgadzając się z wnioskami wyciągniętymi przez dorosłych.

Adelia miała problem nie tylko z wschodnioangielskim akcentem, ale i w ogóle ze zrozumieniem gwary. Skakała więc od jednego zrozumiałego zdania do drugiego, jakby z kępy na kępę po trzęsawisku.

Will, z tego co zrozumiała, był chłopcem mniej więcej w wieku Ulfa i tak jak Piotr poszedł nazbierać bazi do ozdób na Niedzielę Palmową. Will właściwie mieszkał w Cambridge, ale on i chłopiec z Trumpington spotkali się pod drzewem świętej Radegundy, gdzie przywabił ich widok weselnych ceremonii na trawniku domu Chaima. Potem Will towarzyszył Piotrowi na drugą stronę mostu i w drodze przez miasto. Obaj chcieli zobaczyć, czy coś ciekawego jest w stajniach na tyłach domu Chaima.

Później Will opuścił swojego kompana, żeby nazbierać bazi dla matki.

Nastąpiła przerwa w opowieści, ale Adelia wiedziała, że to jeszcze nie koniec. Ulf był urodzonym gawędziarzem. Słońce mocno grzało i całkiem miło siedziało się w plamiastym cieniu wierzbowych gałązek, chociaż futro Stróża wzbogaciło się po drodze o coś bardzo nieprzyjemnego, co zrobiło się jeszcze bardziej nieprzyjemne teraz, kiedy już wyschło. Ulf, trzymając w rzece swoje ruchliwe stopki, narzekał na głód.

– Daj mi pensiaka, a pójdę coś kupię dla nas w kramie z ciastkami.

– Później – naciskała Adelia. – Niech to wszystko uporządkuję. Will odszedł do domu, a Piotr zniknął u Chaima i nikt go już więcej nie widział.

Dzieciak parsknął rozbawiony.

– Nikt go już nie widział poza Willem.

– Will widział go potem jeszcze raz?! To zdarzyło się później, tego samego dnia. Robiło się już ciemno,

Will wrócił nad Cam, żeby przynieść ojcu kociołek z kolacją. Mężczyzna pracował aż do późnej nocy, uszczelniając barkę, aby była gotowa na rano.

I Will z brzegu, na którym leżało Cambridge, widział Piotra stojącego po drugiej stronie rzeki.

– Tu był, właśnie tutaj. Tu, gdzie my, do diabła, siedzimy. Will zawołał do Piotra, że już powinien wracać do domu.

– No bo powinien – dodał Ulf pouczającym tonem – bo jak na bagnach w Trumpington złapie cię noc, to błędne ogniki poprowadzą cię prosto do piekła.

Adelia nie zwróciła uwagi na błędne ogniki, nie wiedziała, co to jest, i nie dbała o to.

– Mów dalej.

– No i Piotr mu odkrzyknął, że już idzie, bo ma spotkać kogoś z żydubami.

– Żydubami?

– Żydubami. – Ulf się zniecierpliwił, dwukrotnie wskazał palcem dom Chaima. – Żyduby, właśnie tak powiedział. Miał spotkać kogoś z żydubami, a Will miał pójść z nim. Ale Will powiedział, że nie pójdzie i się teraz okropnie cieszy, że tak zrobił, bo właśnie po tym nikt już więcej Piotra nie widział.

Żyduby. Spotkać kogoś z żydubami? Pójść gdzieś w sprawie żydubów? I skąd takie określenie? Co prawda istniało chyba ze sto obraźliwych określeń Żydów i od kiedy pojawiła się w Anglii, usłyszała już większość z nich, ale tego jeszcze nie.