Выбрать главу

Na pewno tak było, pomyślała Adelia. Popisywał się przed mieszczanami, którzy nie zaprosiliby go do siebie, ale za to chętnie pożyczali od niego pieniądze. Oczywiście, że tak.

– Dalej. – Szymon był bezlitosny, jednak w tej właśnie chwili Mansur uniósł rękę i zaczął bębnić palcami o drzwi.

On tu jest. Adelia stężała. Poborca podatków ich podsłuchiwał.

Mansur otworzył drzwi szarpnięciem, które niemal wyrwało je z zawiasów. To nie sir Rowley klęczał na progu, z okiem na wysokości dziurki od klucza. To jego giermek. Obok, na podłodze, stała taca z dzbanem i kubkami.

Płynnie, niemal jednocześnie, Mansur uniósł tacę i skopał szpiega ze schodów. Sługa, bardzo młody, potoczył się aż za zakręt, gdzie zatrzymał się z nogami wyżej głowy.

– Au, au. Jednak kiedy Mansur ruszył, jakby zamierzał iść w jego stronę i kopnąć raz jeszcze, chłopak wstał i poczłapał dalej schodami, wycofując się.

Dziwne, pomyślała Adelia, że trzech Żydów, siedzących na stołkach, prawie nie zwróciło na ten incydent uwagi, tak jakby tylko jakiś kolejny ptak wylądował na parapecie.

Czy to właśnie grubiutki sir Rowley jest zabójcą? Co go tak ciekawią te zamordowane dzieci?

Niektórzy ludzie – wiedziała, bo widziała ich na własne oczy – przybywali podekscytowani śmiercią, próbując łapówką kupić wejście do kamiennej izby w szkole, gdzie pracowała nad trupami. Gordinus musiał rozstawiać straże na swoim polu śmierci, aby odpędzać mężczyzn, a nawet kobiety, chcących rzucić okiem na gnijące świnie.

Jednak u sir Rowleya nie dostrzegła tej szczególnej ciekawości. Kiedy wykonywała sekcję w celi świętej Werberty, zdawał się przepełniony obrzydzeniem.

Lecz wysłał tego wyrostka – Pipina, tak nazywał się giermek – aby podglądał przez dziurkę od klucza, co sugerowało, że jeśli chodzi o śledztwo prowadzone przez nią i Szymona, chce trzymać rękę na pulsie. Robił to albo z ciekawości (w takim razie czemu po prostu nie zapytał?), albo ze strachu, że zaprowadzi ono do niego.

Kim ty jesteś?

Jedyna odpowiedź brzmiała, że z pewnością nie tym, na kogo wyglądał. Adelia znowu powróciła do trzech mężczyzn, siedzących w kręgu.

Szymon nie pozwolił jeszcze Mansurowi rozdać tego, co przyniesiono na tacy. Naciskał dalej dwóch Żydów, by kontynuowali opowieść o weselu córki Chaima.

Relacja dotarła do wieczoru w dniu ślubu. Zapadł zmrok, zrobiło się ciemno i goście weselni wrócili do domu, aby tam tańczyć, jednak lampy rozwieszone w ogrodzie wciąż się paliły.

– I może jeszcze mężczyźni troszeczkę się spili – oznajmił Beniamin.

– Powiesz nam wreszcie? – Szymon jeszcze nigdy nie okazywał takiej wściekłości.

– Mówię wam przecież, mówię. A zatem narzeczona i jej matka, te dwie kobiety były sobie bliższe niż ktokolwiek inny, wyszły na zewnątrz, aby odetchnąć świeżym powietrzem, porozmawiać… – Beniamin mówił coraz wolniej, nie chcąc wyjaśnić, o co chodzi.

– Tam było ciało. – Wszyscy odwrócili się ku Jehudzie, o którym zdążono już zapomnieć. – Na trawniku, tak jakby ktoś je wyrzucił z rzeki, z łodzi. Znalazły je kobiety. Poświecono lampą.

– Mały chłopiec?

– Być może. – Jehuda, jeśli cokolwiek widział, to przez opary wypitego wina. – Chaim to zobaczył. Kobiety krzyczały.

– Widziałeś to, Beniaminie? – po raz pierwszy wtrąciła się Adelia. Beniamin zerknął na nią, zlekceważył i odezwał się do Szymona, tak jakby to on zadał pytanie.

– Ja byłem szadchan.

Swat z tego wspaniałego wesela, częstowany winem przez wszystkich. Jak on mógł dostrzec cokolwiek?

– Co zrobił Chaim?

– Zgasił wszystkie lampy – powiedział Jehuda.

Adelia dostrzegła, że Szymon skłania głowę, jakby uznał ten pomysł za rozsądny. Pierwsze, co się robi po odkryciu trupa na swoim trawniku, jest zgaszenie lamp, aby zwłok nie dostrzegli sąsiedzi ani przechodnie.

To ją zaszokowało. Pomyślała jednak, że przecież nie jest Żydówką. Plotka, wedle której Izraelici na Paschę składają ofiary z chrześcijańskich dzieci, ciągnęła się za nimi niczym dodatkowy cień, przyszyty do pięt i trafiający wszędzie.

– Ta legenda to narzędzie – tłumaczył jej przybrany ojciec – używane przeciwko każdej religii, która wywołuje lęk i nienawiść w tych, co jej się boją i nienawidzą. W I wieku, za czasów Rzymu, tymi, których oskarżano o używanie w obrzędach ciała i krwi dzieci, byli pierwsi chrześcijanie.

Teraz za pożeraczy dzieci uważano Żydów i uważać ich miano za nich jeszcze całe wieki. Owo przekonanie tak głęboko zagnieździło się w chrześcijańskiej mitologii i tak często Żydzi cierpieli z tego powodu, że pierwszą, natychmiastową reakcję na znalezienie zwłok chrześcijańskiego dziecka na żydowskim trawniku stanowiło ukrycie ciała.

– I co mogliśmy zrobić?! – krzyczał Beniamin. – Ty mi powiedz, co powinniśmy zrobić? Tamtej nocy byli z nami wszyscy ważni angielscy Żydzi. Z Paryża przyjechał rabbi Dawid, z Niemiec rabbi Meir, wielcy komentatorzy Pisma, Szolem z Chester przywiózł swoją rodzinę. Czy chcieliśmy, aby takich wielkich panów jak oni rozszarpano na kawałki? Potrzebowaliśmy czasu, żeby się mogli oddalić.

Zatem, kiedy ważni goście wsiedli już na konie i rozpierzchli się wśród nocy, Chaim owinął ciało w obrus i zaniósł do swojej piwnicy. Pozostali na miejscu Żydzi z Cambridge raczej nie rozmawiali o tym, jak i dlaczego małe ciało pojawiło się na trawniku, kto to zrobił, o co tu w ogóle chodziło. Ważne było tylko, aby pozbyć się trupa.

Im wcale nie zabrakło ludzkich uczuć, Adelia zapewniła siebie samą, tylko każdy z Żydów poczuł, że jemu i jego rodzinie zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo. Inne rzeczy przestały więc mieć znaczenie.

Ale wszystko zepsuli.

– Jaśniał świt – opowiadał Beniamin. – Nie doszliśmy do żadnego wniosku, bo i jak mieliśmy myśleć? Wino, strach… Chaim zadecydował więc za nas, swoich sąsiadów. Niechaj Bóg ukoi jego duszę. „Idźcie do domu", powiedział nam, „idźcie do domu i zajmijcie się swoimi sprawami tak, jakby nic się nie stało. Ja sobie z tym poradzę, ja i mój zięć".

Beniamin uniósł czapkę i przesunął palcami po głowie, tak jakby wciąż miał na niej włosy.

– Jahwe, wybacz nam to, co uczyniliśmy.

– A jak Chaim i jego zięć sobie z tym poradzili? – Szymon nachylił się prosto ku Jehudzie, który znowu skrył twarz w dłoniach. – Był już dzień, nie mogliście wynieść ciała chyłkiem z tego domu, tak by nikt was nie widział.

Nastała cisza.

– Może – ciągnął Szymon – może w tym właśnie momencie Chaim przypomniał sobie o odpływie w swojej piwnicy.

Jehuda uniósł wzrok.

– Co to jest? – Szymon pytał, prawie nie okazując zainteresowania. – Kibel? Droga ucieczki?

– Ściek – ponuro oznajmił Jehuda. – Przez piwnicę przepływa strumień.