Jaka to, do licha, broń? Z pewnością nie zrobiono jej z drewna. To także nie stalowe ostrze, raczej też nie żelazne, zbyt szerokie. Jednak ostre, niesłychanie ostre – kręgosłup zwierzęcia został przecięty.
Czy właśnie tu przerażająca, cielesna żądza owego mordercy ujawniła się po raz pierwszy? W stosunku do bezbronnych zwierząt? Ten zbrodniarz zawsze atakuje bezbronnych.
Ale skąd przerwa, sześć, siedem lat, aż do zeszłego roku? Żądzy takich jak ta z pewnością nie można powstrzymywać zbyt długo. Przypuszczalnie więc ich nie hamował. Gdzie indziej z pewnością też ginęły zwierzęta, a ich śmiercią obciążano wilka. A kiedy zwierzęta przestały mu wystarczać? Kiedy postanowił dobrać się do dzieci? Czy święty Piotruś był pierwszy?
Wyjechał, pomyślała. Szakal zawsze pozostanie szakalem. Były inne śmierci, w innych okolicach, ale to wzgórze stanowiło jego ulubione miejsce zabijania. To tu właśnie tańczył. Nie było go, ale teraz wrócił.
Ostrożnie zamknęła tabliczkę, chroniąc ją przed deszczem, położyła truchło przed sobą, tak by móc sięgnąć do jamy po więcej kości.
Usłyszała, że ktoś życzy jej dobrego dnia.
On wrócił.
Przez chwilę siedziała bardzo cicho, potem przekręciła się, niezręcznie, odsłaniając. Dłonie położyła na szkieletach w jamie, tak aby podeprzeć górę ciała i chronić się przed upadkiem na szczyt stosu gnatów.
– Znowu rozmawiasz z kośćmi, pani? – z zaciekawieniem spytał poborca podatków. – Co ci powiedziały? Bee?
Adelia dostrzegła, że spódnica podwinęła jej się do góry, ukazując sporo gołej nogi, a ona nie ma jak jej zsunąć.
Sir Rowley pochylił się, złapał medyczkę pod pachy i uniósł jak lalkę.
– Niczym Łazarz, prosto z grobu – oznajmił. – Jest nawet grobowy pył.
Zaczął ją otrzepywać, wzbijając chmury ostro pachnącej kredy. Odepchnęła jego dłoń, już nie wystraszona, lecz wściekła, bardzo wściekła.
– Co ty tutaj robisz, panie?
– Przechadzam się, dla zdrowia. Powinnaś mnie pochwalić. Aż promieniował zdrowiem i dobrym humorem. W owym szarym krajobrazie stanowił najbardziej wyróżniający się element – miał rumiane policzki oraz czerwony płaszcz. Przypominał przerośniętego drozda. Zdjął czapkę, kłaniając się przed medyczką, równocześnie podniósł jej tabliczkę z notatkami. Czyniąc to niby niezdarnie, otworzył ją i jakby przypadkiem odsłonił przed swoimi oczyma zapiski.
Genialne. Nachylił się, by zerknąć na szkielety. Powoli się rozprostował.
– Kiedy to zrobiono?
– Sześć albo siedem lat temu – odparła.
Czy to byłeś ty, pomyślała. Czy za tymi wesołymi niebieskimi oczami kryje się szaleństwo?
– A zatem on zaczął od owiec – powiedział.
– Tak. Bystry umysł? A może spryt nakazujący udawać, świadomość, że ona i tak coś właśnie odkryła?
Miał napięte mięśnie szczęk. Teraz stał przed nią ktoś inny, już nie ten dobrotliwy człowiek. Adelii zdało się, że jakby wyszczuplał.
Deszcz się nasilił. Ani śladu Szymona albo Mansura.
Nagle poborca podatków złapał ją za ramię i pociągnął za sobą. Stróż, który wcześniej w ogóle nie ostrzegł o nadejściu tego człowieka, teraz wesoło podreptał za nimi. Medyczka wiedziała, że powinna się bać, ale tym, co teraz czuła, była wściekłość.
Zatrzymali się pod sklepieniem z bukowych konarów, gdzie Picot nią potrząsnął.
– Czemu za każdym razem wyprzedzasz mnie o krok? Kim ty jesteś, kobieto?
Była Wezuwią Adelią Rachelą Ortese Aguilar i poczuła się dotknięta.
– Jestem medyczką z Salerno, a ty jesteś mi winien szacunek. Spojrzał na swoje wielkie dłonie, zaciśnięte na ramionach Adelii, puścił ją.
– Proszę o wybaczenie, pani. Spróbował się uśmiechnąć.
– To nie wystarczy, prawda?
Zdjął swój płaszcz, ostrożnie położył go u stóp drzewa i zaprosił Adelię, aby na nim spoczęła. Chętnie to zrobiła. Wciąż jeszcze trzęsły jej się nogi. Usiadł obok niej.
– Ale, jak widzisz, pani – zaczął spokojnie tłumaczyć – mnie szczególnie zależy na odnalezieniu tego zabójcy. Choć za każdym razem, kiedy idę za nicią wiodącą mnie w głąb labiryntu tego, nie znajduję Minotaura, lecz Ariadnę.
I Ariadna znajduje ciebie, pomyślała.
– Mogę zapytać, jaka nić poprowadziła cię tu dzisiaj? – zapytała.
Stróż oparł łapę o pień drzewa, a potem usadowił się na wolnym kawałku płaszcza.
– Och tak – powiedział sir Rowley. – Łatwo to wyjaśnić. Byłaś pani, na tyle dobra, aby powierzyć mi spisywanie historii tych biednych kości, z którymi rozmawiałaś w chacie pustelniczki, historii o ich przeniesieniu z kredy na muł. Chwila zastanowienia pozwoliła dociec nawet, kiedy to przeniesienie miało miejsce. – Spojrzał na nią. – Jak mniemam, twoi towarzysze przeszukują wzgórze?
Przytaknęła.
– Nic nie znajdą. Wiem to dobrze, bo sam przeczesywałem to wszystko przez ostatnie dwa wieczory i wierz mi, o pani, nie jest to miejsce odpowiednie, aby przebywać tu, kiedy zapadnie zmrok.
Walnął pięścią w rozciągnięty między nimi płaszcz. Adelia aż podskoczyła, zaś Stróż uniósł ślepia.
– Ale to stało się tutaj, na rany boskie. Tutaj wiedzie trop Minotaura. Powiedzieli nam o tym ci biedni młodziankowie.
Popatrzył na swoją dłoń, jakby widział ją po raz pierwszy, rozprostował palce.
– A zatem przeprosiłem lorda szeryfa i przyjechałem tutaj przyjrzeć się wszystkiemu raz jeszcze. I co znalazłem? Panią medyk, słuchającą kolejnych kości. I teraz wiesz już wszystko.
Znowu poweselał.
Kiedy mówił, ulewa zaczęła słabnąć, pokazało się słońce. On jest jak ta pogoda, pomyślała Adelia. A ja nie wiem wszystkiego.
– Lubisz jujubę, panie? – spytała.
– Uwielbiam, pani. Dlaczego pytasz? Chcesz mnie poczęstować?
– Nie.
– Och. Popatrzył na nią tak, jakby jego umysłu nie powinno się już dłużej niepokoić, a potem odezwał się, mówiąc powoli i życzliwym głosem:
– Może opowiesz mi, pani, kto posłał ciebie i twoich towarzyszy, abyście prowadzili to śledztwo?
– Król Sycylii – odparła. Ostrożnie pokiwał głową.
– Król Sycylii. Zaczęła się śmiać. Przecież równie dobrze mogłaby to być królowa
Saby albo cesarz chiński. On i tak nie rozpozna prawdy, albowiem nie ma tego we zwyczaju. Pomyśli, że jestem szalona.
A kiedy się śmiała, promienie słońca przeniknęły młode bukowe listki i światło padło na nią niczym deszcz świeżo wybitych, miedzianych pensów.