Выбрать главу

Adelia uśmiechnęła się do niego. Jako człowiek subtelny i skromny wiedział, że zadowoli ją tylko taki komplement, który wypowiedziany zostanie bez żadnej kokieterii. I prawiąc komplementy, zawsze ostrożnie wspominał o swojej żonie, którą ubóstwiał. Czynił tak nie tylko po to, aby zaznaczyć, że on znajduje się w zakazanej strefie, ale także żeby zapewnić, iż Adelia jest w strefie zakazanej dla niego. Wszystko inne mogło zaś wystawić na szwank wzajemne kontakty, z konieczności bliskie. To właśnie pozwalało im być przyjaciółmi: ona i on wzajemnie szanowali swój profesjonalizm.

Miło z jego strony, pomyślała, że równa ją ze swoją żoną, którą oczyma duszy wciąż postrzegał jako szczupłą pannę o cerze jak kość słoniowa, którą poślubił w Neapolu dwadzieścia lat temu, chociaż, przypuszczalnie, urodziwszy mu dziewięcioro dzieci, owa dama dawno już przestała być wiotka.

Tego ranka miał doskonały humor.

– Wkrótce wrócimy do domu – oznajmił. – Nie mogę powiedzieć za dużo, póki nie odnajdę potrzebnych nam dokumentów, ale istnieją kopie spalonych rachunków. Jestem pewien, że muszą gdzieś być. Chaim przechowywał je wraz z dokumentami bankowymi. Jako że mnóstwo tego, wygląda bowiem na to, że ten człowiek pożyczał pieniądze całej wschodniej Anglii, zabrałem je do zamku, żeby sir Rowley mógł mi asystować przy ich przeglądaniu.

– Czy to rozsądne? – zapytała Adelia.

– Tak sądzę, tak sądzę. Ten człowiek dobrze zna się na rachunkach i tak jak nam, jemu też bardzo zależy na odkryciu, kto co winien był Chaimowi i kto żałował tego tak bardzo, że aż zapragnął jego śmierci.

– Hm.

I tak nie posłuchałby wątpliwości medyczki. Szymon uważał, że dobrze wie, jakim typem człowieka jest sir Rowley, niezależnie od jego udziału w krucjacie. Szybko włożył swoje najlepsze szaty, gotując się do wizyty u Grantchestera, i wyszedł z domu, kierując się w stronę zamku.

Adelia, pozostawiona sama sobie, włożyła szarą suknię, aby przyćmić nieco blask szafranu, który w ten sposób wystawał tylko u dołu i na rękawach.

– Nie chcę zwracać na siebie uwagi.

Jednak Matyldy nalegały, by uzupełniła swoją garderobę jeszcze jednym znaczącym elementem, brokatowym suknem w jesiennych barwach, Gyltha zaś, po krótkim wahaniu, zgodziła się z nimi. Ostrożnie nasunięto je na koafiurę Adelii. Potem jeszcze szpiczaste ciżemki, które Małgorzata wyhaftowała srebrną nicią, a do tego nowe białe pończoszki.

Troje służących spojrzało na całość, by ocenić rezultat.

Matyldy pokiwały głowami i zaklaskały. Gyltha zaś powiedziała:

– Myślę, że może być – co jak na nią stanowiło wręcz komplement. Adelia, gdy zerknęła szybko na swoje odbicie w wypolerowanym, ale nierównym dnie kociołka na ryby, zobaczyła widok na kształt koślawej jabłoni, jednak najwyraźniej spełniła wymagania pozostałych.

– Na uczcie za medyczką powinien stać jakiś paź – oznajmiła Matylda B. – Szeryf i inni tacy zawsze mają pazia, co by stał za ich krzesłem. Mama ich nazywa pierdziołapami.

– Paź, e? Ulf, który wgapiał się w Adelię z rozdziawionymi ustami, zauważył, że spoczęło na nim spojrzenie czterech par oczu. Rzucił się do ucieczki.

Pościg i bitwa okazały się straszliwie zacięte. Wrzaski Ulfa sprowadziły sąsiadów z całej okolicy, którzy zjawili się zobaczyć, czy teraz kolejnemu dziecku nie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Adelię, trzymającą się z dala, aby przypadkiem nie obryzgano jej przy okazji zamieszania wodą z balii, aż rozbolał brzuch ze śmiechu.

Wydano kolejne pieniądze, tym razem u mateczki Mili, w której składziku znaleziono starą, choć zdatną do użytku tunikę o prawie dobrym rozmiarze. Dało się ją całkiem ładnie oczyścić octem. Ulf, odziany w nią, z płowymi włosami sterczącymi wokół twarzy niczym promienie, zły jak diabli, także przeszedł oględziny pozytywnie.

Mansur przyćmił ich oboje. Zawój jego kefii podtrzymywała złocona opaska, jedwab długim, lekkim pasmem opływał śnieżnobiałą, wełnianą szatę. Na pasie połyskiwał wysadzany klejnotami sztylet.

– O synu południowej godziny – powiedział Adelia, kłaniając się. – Eeh-l-Halaawa di!

Mansur pochylił głowę, jednak spojrzenie utkwił w Gylcie, która z odwróconą twarzą wsadzała pogrzebacz do ognia.

– Ustrojony jak słup majowy – stwierdziła.

O nie, pomyślała Adelia.

Można było się pośmiać z tego małpowania wykwintnych manier, kiedy u wejścia do posiadłości odbierano kaptury, miecze i rękawice od gości, którzy buty i płaszcze mieli ubłocone po wędrówce znad rzeki – niemal wszyscy przypłynęli łódkami. Zabawnie też wyglądało, kiedy ci, co znali się doskonale i blisko już od wielu lat, teraz zesztywniali zwracali się do siebie, używając tytułów. Śmieszyły również pierścienie na kobiecych dłoniach, stwardniałych od robienia sera w domowej serowarni.

Wiele jednak rzeczy można było też podziwiać. Chociażby to, jak miłe okazywało się powitanie u łukowatej bramy z rzeźbionymi normandzkimi szewronami przez samego sir Joscelina, zamiast wywołania przez nadętego majordomusa z laską z kości słoniowej. I jakże miło było dostać w chłodny dzień ciepłego wina zaprawionego korzeniami, a nie oziębionego lodem. Czuć zapach jagnięciny, wołowiny i wieprzowiny, skwierczących na rożnach na dziedzińcu, a nie tylko oglądać, jak to było we zwyczaju w południowych Włoszech, gospodarza udającego, że jedzenie pojawia się samo i nagle, za skinieniem ręki.

Zresztą w towarzystwie skrzywionego Ulfa i ze Stróżem u stóp, a nie małym pieskiem niesionym przez pazia, jak było w zwyczaju innych dam, Adelia nie miała podstaw, by czuć się jakoś wyniośle.

Oczywiście Mansur w oczach mieszkańców Cambridge plasował się na wysokiej pozycji, a jego strój i wzrost zwracały uwagę. Sir Joscelin przywitał go pełnym wdzięku pozdrowieniem i słowami:

– As-salaamu-alajkum. Sprawę jego kardu także załatwiono taktownie.

– Ten sztylet to nie jest broń – wyjaśnił sir Joscelin odźwiernemu, który szamotał się, aby wyciągnąć go Mansurowi zza pasa i odłożyć wraz z mieczami gości.

– To, jak wiemy my, starzy krzyżowcy, jest tylko ozdobą takiego szlachetnego męża.

Odwrócił się z ukłonem do Adelii i poprosił ją, by przetłumaczyła zacnemu medykowi jego przeprosiny za spóźnione zaproszenie.

– Lękałem się, że nudziłyby go nasze wiejskie zabawy, jednak przeor Gotfryd zapewnił mnie, że tak wcale nie będzie.

Choć stale okazywał swoje dobre maniery, nawet jeśli lekarka wyglądała w jego oczach jak jakaś cudzoziemska zdzira, Adelia uświadomiła sobie, że Gyltha już rozpowiedziała, iż asystentka lekarza jest dziewicą.

Przeorysza powitała ich bez większych ceregieli, nie okazując zainteresowania, w dodatku zaszokował ją sposób, w jaki rycerz powitał Adelię i Mansura.

– Miałeś już do czynienia z tymi ludźmi, sir Joscelinie? – zapytała.