Выбрать главу

Przy wyższym stole siedział jeszcze ktoś. Kiedy wchodziła do sali, sir Gerwazy przyglądał się każdemu jej krokowi.

Czy to ty?

Adelia była już pewna, że morderca dzieci brał udział w krucjacie. I nie chodziło tylko o rozpoznanie w słodyczach arabskiej jujuby, ale także o upływ czasu między atakiem na owce a pierwszą napaścią na dziecko. Zgadzał się dokładnie z okresem, który minął od odpowiedzi Cambridge na wezwanie na krucjatę i wysłania do Ziemi Świętej swoich synów. Problem polegał na tym, że poszło ich tak wielu…

– Kto opuścił miasto w rok wielkiej burzy… – zastanowiła się Gyltha, kiedy ją o to zapytano. – No tak, córka mateczki Mili, jak się puściła z takim domokrążcą…

– Gyltho, mężczyźni, mężczyźni.

– O, całe mnóstwo młodych poszło. Wiesz, opat z Ely nawoływał po całym kraju, żeby brać krzyż. – Przez „kraj" Gyltha rozumiała hrabstwo. – Chyba całe setki poszły z lorderm Fitzgilbertem do Ziemi Świętej.

Kobieta opowiadała, że to był zły rok. Wielka burza zniszczyła plony, powódź zmyła ludzi i zabudowania, mokradła całkiem zalało, nawet spokojna Cam szalała w furii. Bóg okazał swój gniew za grzechy Cam-bridgeshire. Ułagodzić Go mogła tylko krucjata na Jego wrogów.

Lord Fitzgilbert chciał poszukać w Syrii ziem, aby zastąpiły jego utopione włości, i zatknął chorągiew Chrystusa pośrodku placu targowego w Cambridge. Przybywali młodzi mężczyźni, których majątek zniszczyła burza, a także ludzie ambitni, awanturnicy, odrzuceni zalotnicy i mężowie sekutnic. Sądy dawały przestępcom wybór między lochem a wzięciem krzyża. Grzechy szeptane księżom podczas spowiedzi odpuszczano, pod warunkiem że winowajca ruszy na krucjatę.

Wreszcie z miasta wymaszerowała niewielka armia.

Lord Fitzgilbert powrócił zabalsamowany, w trumnie, i teraz spoczywał we własnej kapliczce pod nagrobkiem ze swoją podobizną, odziane w kolczugę nogi miał skrzyżowane, jak przystało na uczestnika krucjaty. Niektórzy wrócili do domu i umarli na choroby, które ze sobą przywlekli, po czym spoczęli w mniej wyszukanych mogiłach, oznaczonych kamieniem z wyrytym na nim zwykłym mieczem. Jeszcze inni stali się tylko imionami z listy zmarłych, przywiezionej przez tych, którzy ocaleli. Inni zaś znaleźli bogatsze, choć surowsze życie w Syrii i woleli tam pozostać.

Część dawnych krzyżowców powróciła do swoich starych zajęć, w związku z czym, stosownie do słów Gylthy, Adelia i Szymon powinni teraz uważnie przyjrzeć się dwóm sklepikarzom, kilku chłopom pańszczyźnianym, kowalowi, temu samemu aptekarzowi, który dostarczał lekarstw medykowi Mansurowi, nie wspominając już o bracie Gilbercie i skrytym kanoniku, towarzyszącym przeorowi Gotfrydowi na szlaku.

– Brat Gotfryd ruszył na krucjatę?

– Właśnie tak. I nie należy podejrzewać tylko tych, którzy wrócili jako wielcy panowie, jak sir Joscelin i sir Gerwazy – ciągnęła Gyltha. – Wiele było pożyczek od Żydów, może małe sumy, ale wystarczająco duże dla tych, co nie mogli ich spłacić. No i nie jest pewne, czy ten, co wrzeszczał na Żydów, to ten sam diabeł, który zabił dzieci. Wielu jest takich, którzy chętnie zobaczyliby Żyda na stryczku i oni mienią się chrześcijanami!

Adelia, zniechęcona rozmiarami problemu, wykrzywiła się na gospodynię, chociaż wiedziała, że ona ma rację.

A zatem, pomyślała, rozglądając się wokół, nie powinnam od razu przypisywać bogactwu sir Joscelina jakiegoś podejrzanego pochodzenia. Mógł je zdobyć w Syrii, a nie na Żydzie Chaimie. To z pewnością właśnie ono zmieniło saksońską posiadłość w kamienny dworek niemałej urody. Olbrzymia sala, gdzie ucztowali, miała nowy, rzeźbiony strop, tak piękny, że Adelia nie widziała podobnego jeszcze nigdzie w Anglii. Z galerii nad podwyższeniem dobiegała muzyka, grana z wprawą na fletach i wioli. Metalowe sztućce, które biesiadnicy zwykle przynosili ze sobą, okazały się niepotrzebne, albowiem przy każdym miejscu położono nóż i łyżkę. Miski i czarki do obmywania palców, czekające na stole, misternie wykonano ze srebra, serwety zaś z adamaszku.

Swoim podziwem podzieliła się z towarzyszami. Łowczy Hugo tylko skinął głową. Mały człowieczek z lewej stwierdził:

– Powinnaś to miejsce, panienko, zobaczyć za dawnych dni, waląca się zarobaczona stodoła, tak tu było, kiedy miał to sir Tibault, ojciec sir Joscelina. To był paskudny, stary brutal. Niech spoczywa w spokoju, koniec końców zachlał się na śmierć. Czyż nie mam racji, Hugonie?

– Jego syn jest inny – burknął Hugo.

– Jest, zaiste. Tak różny jak kreda od sera. Joscelin przywrócił to miejsce do życia. Dobrze wykorzystał swoje złoto.

– Złoto? – zapytała Adelia. Mały człowieczek ożywił się, widząc jej zainteresowanie.

– Tak mi powiedział. „W Ziemi Świętej jest złoto, panie Herbercie", tak mi mówił. „Mnóstwo go jest, panie Herbercie". Bo widzisz, panienko, ja, tak swoją drogą, szyję mu buty, a mężczyzna nie kłamie temu, kto mu szyje buty.

– Czy sir Gerwazy też wrócił ze złotem?

– Z toną albo i więcej, tak mówią, tyle że on tak nie wydaje pieniędzy.

– Czy oni razem zdobyli swoje złoto?

– Nie umiem powiedzieć. Pewnikiem tak. Rzadko się rozdzielają. Jak Dawid i Jonatan.

Adelia zerknęła w stronę wyższego stołu, gdzie owi Dawid i Jonatan, przystojni, pewni siebie i tak dobrze czujący się we własnym towarzystwie, rozmawiali ponad głową przeoryszy.

A jeżeli są dwaj mordercy, działający razem… Nie przyszło jej to wcześniej do głowy, a powinno.

– Czy oni mają żony?

– Gerwazy ma, biedną, małą i zapłakaną istotę, która zostaje w domu.

– Szewc odczuwał radość, że może się popisać wiedzą o możnych panach. – Sir Joscelin stara się o rękę córki barona Peterborough. To niezła partia.

Piskliwy dźwięk rogu uciszył wszystkie rozmowy. Goście usiedli. Pojawiło się jedzenie.

Przy wyższym stole Rowley Picot pozwolił sobie otrzeć się kolanem o kolano żony szeryfa, co wyraźnie jej się spodobało. Puścił też oko do młodej zakonnicy przy stole niżej, sprawiając, iż się zarumieniła, jednak odkrył, że najczęściej spogląda prosto na panią medyk, siedzącą wśród ciężko pracujących ludzi. Musiał przyznać, że pięknie się wyszykowała. Aksamitna, kremowa skóra kryła się pod szafranową suknią, zapraszając, by jej dotknąć. Aż zaświerzbiły go końcówki palców. I nie tylko one go zaświerzbiły; te jasne włosy sugerowały, że owa kobieta blondynką jest wszędzie…

A niechajże ją, tę małą suczkę. Sir Rowley otrząsnął się z kosmatych myśli. Dowiedziała się już za dużo, mistrz Szymon razem z nią, mając jeszcze tego wielkiego Araba do ochrony. Eunucha, dzięki Bogu.

Do licha, pomyślała Adelia, przynieśli tego jeszcze więcej.

Po raz drugi dźwięk rogu ogłosił dostarczenie z kuchni następnego dania, pod wodzą mistrza ceremonii. Pojawiło się jeszcze więcej jeszcze większych półmisków, na których jedzenie piętrzyło się niczym małe góry. Każde z naczyń musiało nieść aż dwóch ludzi. Szczęśliwi biesiadnicy powitali to wiwatami. I stali się jeszcze szczęśliwsi.