Złapała się też za własne, bo ponad tym całym zamętem ktoś rzeczywiście cierpiał. Rozmowa przeora, rabina i poborcy podatków ciągle przerywana była głośnym i głębokim dźwiękiem, wydobywającym się z jednego z wyższych okien wieży, czymś pomiędzy jęczeniem a dyszeniem zepsutych miechów. Mężczyźni go ignorowali.
– Co to jest? – zapytała, ale nikt nie odpowiedział.
– W takim razie gdzie zwykle zabieracie swoich zmarłych? – odezwał się Rowley do rabina.
– Do Londynu. Król jest na tyle dobry, że dał nam cmentarz niedaleko Dzielnicy Żydowskiej w Londynie. Zawsze tak było.
– To jedyny?
– Jedyny. Jeśli umieramy w Yorku albo na granicy ze Szkocją, w Devon albo w Kornwalii, musimy zabierać nasze trumny do Londynu. Oczywiście, musimy płacić specjalne myto. Trzeba przecież za coś wynająć psy, żeby szczekały na nas we wszystkich miejscowościach, przez które przejeżdżamy. – Uśmiechnął się smutno. – A to kosztuje.
– Nie wiedziałem – powiedział Rowley. Drobny rabin skłonił się uprzejmie.
– A skądbyś miał, panie?
– Jak widzicie, mamy problem – stwierdził przeor Gotfryd. – Tego biednego ciała nie można pogrzebać w obrębie zamkowych murów, chociaż wątpię, żebyśmy dali radę zwodzić mieszczan tak długo, czy też na tyle skutecznie, aby przemycić je do Londynu.
Przemycić? Do Londynu? Rozpacz Adelii zmieniała się w złość, którą z trudem hamowała. Odezwała się.
– Wybacz mi, ale Szymon z Neapolu to nie jest jakaś niedogodność, od której trzeba się uwolnić. Został wysłany przez króla Sycylii, żeby pozbyć się chodzącego wśród was mordercy i jeśli ten człowiek tutaj ma rację – wskazała poborcę podatków – przez to umarł. Na Boga, przynajmniej możecie godnie go pochować.
– Ona ma rację, przeorze – oznajmiła Gyltha. – To był dobry człowiek.
Obie kobiety wprawiły mężczyzn w zakłopotanie. A jeszcze bardziej zakłopotał ich kolejny jęk dobiegający z górnego okna izby, który zmienił się w niemożliwy do pomylenia z niczym innym kobiecy pisk.
Rabin Gotsce uznał, że powinien udzielić wyjaśnień.
– To pani Dina.
– Dziecko? – dopytywała się Adelia.
– Nieco przed czasem – wyjaśnił Żyd – ale niewiasty mają nadzieję na szczęśliwe rozwiązanie.
Usłyszała, jak Gyltha mówi:
– Bóg daje i Bóg odbiera. Medyczka nie pytała, jak teraz czuje się Dina, bo najwyraźniej czuła się źle. Adelię powoli zaczęła opuszczać wściekłość. A więc jednak pojawia się coś nowego, nowa dobra rzecz na tym okrutnym świecie. Dostrzegł to rabin.
– Jesteś Żydówką, pani?
– Wychował mnie Żyd. Ja byłam tylko przyjacielem Szymona.
– I tak mi powiedział. Zostań w pokoju, córko. Dla nas w tej biednej małej społeczności wyprawienie twojemu przyjacielowi pogrzebu to święty obowiązek. Już dokonaliśmy rytualnego przygotowania zwłok do pochówku, obmycia i oczyszczenia ciała, zaczynającego wędrówkę ku następnemu etapowi. Szymon został odziany w prosty, biały strój pogrzebowy tachrichim. Trumna z wierzbowych gałązek, tak jak nakazał nasz wielki mędrzec rabban Gamliel, jest właśnie dla niego przygotowywana. Widzisz? Drę swoje szaty nad nim – rabin rozszarpał przód nieco już zniszczonej tuniki w geście rytualnej żałoby.
Powinna wiedzieć.
– Dziękuję, rabbi, dziękuję. Jednak było coś jeszcze.
– Ale nie powinno zostawiać się go samego.
– On nie jest sam. Stary Beniamin jako szomer trzyma straż i recytuje stosowne psalmy. – Rabin Gotsce rozejrzał się wokół. Przeor i poborca podatków pogrążyli się w dyskusji. Ściszył głos: – A co do pogrzebu… My jesteśmy ludźmi elastycznymi, zaś Pan widzi, co jest dla nas możliwe, a co nie. Nie będzie się gniewał, jeśli trochę coś dopasujemy- ściszył głos niemal do szeptu. – Zawsze widzieliśmy, że prawa chrześcijan także są elastyczne, zwłaszcza jeśli idzie o pieniądze. Zebraliśmy garstkę pieniędzy, jakie tu mieliśmy, aby kupić działkę na ziemiach tegoż zamku, gdzie naszego przyjaciela będzie można godnie pochować.
Adelia uśmiechnęła się, po raz pierwszy tego dnia.
– Mam pieniądze, i to dużo. Rabin Gotsce nieco się odsunął.
– W takim razie czymże się przejmować? – Chwycił ją za rękę, aby wypowiedzieć błogosławieństwo dla pogrążonych w żałobie. „Niech pochwalony będzie na wieki Bóg nasz, władca wszechświata, prawdziwy sędzia".
Przez chwilę Adelia poczuła wdzięczność. Może sprawiło to błogosławieństwo, może obecność życzliwych ludzi albo narodziny dziecka Diny.
Jednak, pomyślała, Szymon, nieważne jak zostanie pochowany, nie żyje. Światu odebrano coś bardzo cennego. I ty, Adelio, jesteś powołana, aby ustalić, czy stało się to przypadkowo, czy też za sprawą morderstwa. Nikt inny nie zdoła tego zrobić.
Wciąż czuła niechęć do badania ciała Szymona, która, jak sobie uświadomiła, była częściowo lękiem przed tym, co mogła odkryć. Jeśli zabiła go owa przebywająca na wolności bestia, zadała śmiertelny cios nie tylko człowiekowi, ale także zdecydowaniu Adelii, by kontynuować misję. Bez Szymona cała odpowiedzialność spadała wszak na medyczkę, a bez Neapolitańczyka była tylko jak samotna, złamana i bardzo drżąca trzcina.
Jednak rabin, któremu sir Rowley tłumaczył teraz coś bardzo szybko, nie miał zamiaru dopuszczać jej w pobliże ciała Szymona z Neapolu.
– Nie – powtarzał. – W ogóle nie, a już na pewno nie kobieta.
– Dux femina facti – wtrącił się przeor Gotfryd, pragnąc jakoś pomóc.
– Sir, przeor ma rację – błagał Rowley. – Osobą powołaną do przeprowadzenia badania jest kobieta. Zmarli przemawiają do niej. Mówią jej o przyczynie swojej śmierci, z czego można wydedukować, kto był jej sprawcą. Jesteśmy to winni temu zmarłemu, winni sprawiedliwości, musimy sprawdzić, czy zabójca dzieci był także jego zabójcą. Na litość boską, człowieku, on to robił dla twojego ludu. Jeśli został zamordowany, to nie chcesz, żeby go pomszczono?
– Exoriare aliąuis nostris ex ossibus ultor – przeor wciąż przychodził z pomocą. – Mścicielu, powstań z moich martwych kości.
Rabin się skłonił.
– Sprawiedliwość to rzecz dobra, panie – rzekł – ale poznaliśmy, że znaleźć można ją tylko na drugim świecie. Prosisz, aby tego dokonać, zaklinając się na Boga, ale jakże my możemy uradować Pana, łamiąc Jego prawa?
– Dumny nędzarz – powiedziała Gyltha do Adelii, potrząsając głową
– Właśnie to czyni go Żydem.
Czasem lekarka zastanawiała się, jak ta rasa i religia przetrwały w obliczu niemal powszechnej oraz niewytłumaczalnej wrogości. Bezdomność, prześladowania, poniżenia, próby ludobójstwa. Naród żydowski doznał wszystkich tych rzeczy i dlatego jeszcze bardziej kurczowo trzymał się swojej tożsamości. W trakcie pierwszej krucjaty armie chrześcijan, o głowach pełnych religijnego zapału i trunków, uznawały za swój ewangeliczny obowiązek nawracanie Żydów na ziemiach, które przemierzały. Stawiano ich przed wyborem między chrztem a śmiercią. Odpowiedzią były tysiące zabitych wyznawców judaizmu.