Umilkł na chwilę, zmarszczył brwi.
– Będę naciskał na króla, aby żydowskie cmentarze założono w każdym mieście, ich brak to skandal. Nie potrafię uwierzyć, że świadomie na to pozwala.
A zatem tu nie chodziło o pieniądze. Jednak Adelia wiedziała, wobec kogo ma dług. Nadszedł czas, by go spłacić i to z nawiązką.
Przyklęknęła na jedno kolano. Złożyła Rowley owi Picotowi głęboki ukłon.
– Sir, jestem twoją dłużniczką, nie tylko przez twoją życzliwość, ale także ze względu na podejrzenia o niegodziwość, jakie żywiłam wobec ciebie. Naprawdę bardzo ich żałuję.
Spojrzał na nią.
– Jakich podejrzeń? Skrzywiła się z niechęcią.
– Sądziłam, że to ty możesz być mordercą.
– Ja?!
– Byłeś na krucjacie – zaznaczyła – tak jak on. Byłeś w Cambridge o stosownej porze. Byłeś wśród tych, którzy znaleźli się w pobliżu Kręgu Wandlebury w noc, kiedy przeniesiono ciała dzieci… – Na boże żebra, w miarę wykładania owej teorii, zdawała się ona coraz bardziej uzasadniona, dlaczego w ogóle miałaby za nią przepraszać? – Jakże inaczej mogłam pomyśleć? – zapytała go.
Zastygł niczym posąg, jego błękitne oczy wpatrywały się w nią, palcem wskazywał na Adelię i na siebie w geście pełnym niedowierzania.
– Ja? Zniecierpliwiła się.
– Teraz wiem, że niesłusznie.
– Do licha ciężkiego i to jak – powiedział z taką mocą, że aż spłoszył jakiegoś drozda. – Pani, chciałbym, żebyś wiedziała, że ja bardzo lubię dzieci. Podejrzewam, że mogłem nawet spłodzić kilkoro, choć nie mam co do tego pewności. Rany boskie, ale ja przecież ścigałem tego niegodziwca, mówiłem ci o tym.
– Zabójca mógł powiedzieć to samo, a ty nie wyjaśniłeś, dlaczego to robisz.
Zastanowił się chwilkę.
– Nie powiedziałem, prawda? Ściśle mówiąc, to jest tylko moja sprawa i… chociaż w tych okolicznościach… – Spojrzał znowu w dół, na nią. – Powierzę ci mój sekret, pani.
– Zachowam go tylko dla siebie – odparła. Nieco dalej, w ogrodzie znajdował się usypany z ziemi kopiec, na którym można było usiąść, nieopodal miejsca, gdzie młode listki uformowały gobelin na ceglanym murze. Wskazał go, a potem usiadł obok, złączone dłonie oparł na kolanie. Zaczął opowieść o sobie.
– Powinnaś wiedzieć, że jestem człowiekiem, któremu szczęście sprzyja.
Sprzyjała mu fortuna, bo ojciec, siodlarz lorda Astona z Hertfordshire, zadbał o jego wykształcenie, sprzyjało mu szczęście, bo jego postura i siła sprawiły, że ludzie zwracali na niego uwagę, miał szczęście, iż natura obdarzyła go przy tym bystrym umysłem.
– Powinnaś także wiedzieć, że moje zdolności matematyczne są nadzwyczajne. Tak jak mój talent do języków…
I nie cofasz się, prąc do przodu, pomyślała Adelia, rozbawiona. Podsłuchała to powiedzenie u Gylthy.
Pan jego ojca wcześnie poznał się na zdolnościach młodego Rowleya Picota i wysłał go do Szkoły Pitagorejskiej, tutaj w Cambridge, gdzie studiował naukę Greków i Arabów. Nauczyciele polecili go Gotfrydowi de Luciemu, kanclerzowi Henryka II, do którego trafił na służbę.
– Jako poborca podatków? – naiwnie zapytała Adelia.
– Jako pisarz sądowy, na początek – odparł sir Rowley. – W końcu zwróciłem na siebie uwagę samego króla.
– Jakżeby inaczej.
– Mam dalej opowiadać? – zapytał. – Czy może lepiej porozmawiamy o pogodzie?
Zawstydzona, odparła:
– Proszę cię, opowiadaj dalej, mój panie. Naprawdę jestem ciekawa. Dlaczego ja się z nim drażnię, pomyślała, w ten najważniejszy z dni?
Bo on sprawia, że ten dzień staje się dla mnie znośny, dzięki wszystkiemu, co robi i mówi.
O mój Boże, pomyślała zszokowana. On mnie pociąga.
Owa świadomość przyszła nagle, niczym jakiś atak. Jakby gromadziła się i rosła w ciasnym oraz sekretnym miejscu gdzieś w niej i nagle urosła do takich rozmiarów, że dłużej nie mogła już zostać niepostrzeżona. Pociąga mnie? Aż czuła od tego słabość nóg, jej umysł spostrzegł otumanienie, a także jakby niedowierzanie w to coś zupełnie nieprawdopodobnego, zaprotestowała wobec owej jaskrawej niedogodności.
On jest dla mnie mężczyzną zbyt lekkim i nie chodzi o wagę, ale o charakter. To jest jakieś nagłe oczarowanie, szaleństwo, które ogarnęło mnie za sprawą wiosennego ogrodu i jego nieoczekiwanej życzliwości. A może dlatego, że została właśnie opuszczona. To minie. To musi minąć.
Z ożywieniem opowiadał o Henryku II:
– …jestem człowiekiem króla, pod każdym względem. Dziś poborca podatków, jutro… ten, kimkolwiek on zechce, żebym się stał. – Odwrócił się w jej stronę. – Kim był Szymon z Neapolu? Czym się zajmował?
– Był… – Adelia próbowała zebrać myśli. – Szymon? Tak… potajemnie pracował dla króla Sycylii, między innymi.
Splotła ręce… Jemu nie wolno było zobaczyć, że drżą. Nie wolno. Skupiła się.
– Powiedział mi kiedyś, że jest takim medykiem od spraw niematerialnych, takim, który naprawia zepsute sytuacje.
– Takim, kto potrafi wszystko załatwić. „Nie martw się, Szymon z Neapolu już się tym zajmie".
– Tak. Sądzę, że właśnie kimś takim był.
Mężczyzna obok niej skinął głową, a że wręcz wściekle ciekawiło go, czym zajmował się Szymon, wszystkim, co się go tyczyło, zrozumiała, iż poborca też należał do osób potrafiących wszystko załatwić. Król Anglii mawiał pewnie w swojej andegaweńskiej francuszczyźnie: Ne vous en faites pas, Picot va tout arranger.
– To niezwykłe – powiedział teraz ten, co potrafił wszystko załatwić – ale ta opowieść zaczyna się od martwego dziecka.
Królewskiego dziecka, następcy tronu Anglii i imperium, które zbudował dla niego ojciec. Wilhelm Plantagenet, syn króla Henryka II i królowej Eleonory z Akwitanii, urodzony w 1153 roku. Zmarły w roku 1156.
– Henryk nie wierzył w krucjaty – opowiadał Rowley. – „Odwróć się tylko na chwilę plecami", mawiał, „a jak wyjedziesz, to jakiś łotr ukradnie ci tron". – Uśmiechnął się. – Eleonora jednak wierzyła. Pojechała na jedną ze swoim pierwszym mężem.
I stworzyła legendę, którą śpiewano w całym chrześcijańskim świecie, chociaż nie w kościołach. W głowie Adelii pojawiły się wizje Amazonki z obnażonymi piersiami, prącej bezwstydnie przez piaski pustyni, ciągnącej za sobą Ludwika, nieszczęsnego pobożnego króla Francji.