Выбрать главу

Pozostali mężczyźni rozpierzchli się, szukając czegoś w ogrodzie.

– Znajdźcie grób, bracia – polecił, odwracając się do nich – abyśmy mogli na tym ścierwie dać upust naszej furii. Obiecane zostało, że kto pokarze pogan, sam nie zostanie pokarany!

– Nie – powiedziała Adelia. Oni przyszli go wykopać. Przyszli wykopać Szymona. – Nie.

– Dziwko! – Acton wchodził po schodach, widły trzymał wymierzone w nią. – Pokładałaś się z dzieciobójcami, ale nie będziemy dłużej znosić twego łajdactwa!

Jeden z mężczyzn stanął pod wiśnią, krzyczał i wskazywał coś pozostałym.

– Tutaj, to tutaj! Adelia uniknęła ciosu Actona, zeszła po schodach i pobiegła w stronę ogrodu. Nie myślała o tym, co zrobi, gdy tam dotrze. Mogła jedynie myśleć o powstrzymaniu tego okropieństwa.

Sir Rowley Picot ruszył w jej ślady, Mansur zaraz za nim. Roger z Acton deptał mu po piętach, pozostali napastnicy też biegli, chcąc schwytać Araba. Zwarli się z dzikim wyciem, uderzeniami pięści, łomotem, dźganiem, tratowaniem. Adelia utonęła pod tym wszystkim.

Nie znała takiej brutalności. Powalił ją nie ból, ale ogromny szok wywołany tym wybuchem szaleńczej męskiej siły. Jakiś but złamał jej nos, schowała głowę, podczas gdy ponad nią jej świat rozpadał się na poszarpane kawałki.

Nad tym wszystkim dominował czyjś głos, spokojny i rozkazujący. Głos przeora.

Jeden po drugim odpadały kawałki obrazu rzeczywistości. Wreszcie nie zostało już nic. A potem pojawiło się coś i medyczka zdołała, chwiejąc się, wstać na nogi, ujrzeć postaci oddalające się od miejsca, gdzie Rowley Picot leżał z nożem wbitym w pobliżu krocza, zaś krew wypływała wokół zagłębionego w ciele ostrza.

Rozdział 12

– Czy ja umarłem? – zapytał sir Rowley, nie zwracając się jednak do nikogo konkretnego.

– Nie – odparła Adelia.

Słaba, blada dłoń zaczęła macać pod pościelą. Rozległ się okrzyk czystej męki.

– O Jezu Chryste, gdzie mój kogucik?

– Jeśli chodzi ci o twoje przyrodzenie, jest wciąż na swoim miejscu. Pod opatrunkiem.

– Och! – Zapadłe oczy otworzyły się znowu. – Czy będzie działać?

– Jestem pewna – odparła Adelia – że będzie funkcjonować odpowiednio pod każdym względem.

– Och!

Zemdlał, osłabiony tą krótką wymianą słów, może nawet zapomniał, że w ogóle się odbyła?

Adelia nachyliła się i szczelniej przykryła go kocem.

– Ale było bardzo blisko – powiedziała łagodnie.

Blisko nie tylko utraty membrum yirilis, ale i życia. Nóż przeciął arterię i musiała przyciskać pięść do rany, dopóki Picota nie zaniesiono pod dach. W ten sposób zapobiegła wykrwawieniu, zanim mogła użyć igły i nitki do haftowania, pożyczonych od żony szeryfa Baldwina. Nawet wtedy tryskająca obficie krew tak utrudniała jej pracę, że właściwe założenie szwów, o czym wiedziała jako jedyna spośród zgromadzonych wokół niej, stanowiło jedynie kwestię szczęścia.

A to była dopiero połowa bitwy. Medyczka zdołała wydobyć kawałki tuniki, które nóż wepchnął do rany, ale jak wiele brudu z samego ostrza zostało w środku, mogła tylko zgadywać. Ciała obce w ranie zwykle prowadziły do zakażenia, które zazwyczaj kończyło się śmiercią. Przypomniała sobie rozpadające się od gangreny trupy – a także pełną dystansu ciekawość, z jaką szukała na nich miejsca, od którego zaczynał się śmiercionośny proces.

Tym razem nie zachowywała dystansu. Kiedy w ranę Rowleya wdało się zakażenie i stracił przytomność od gorączki, nigdy jeszcze w całym swoim życiu tak bardzo się nie modliła, jak wtedy, gdy kąpała go w zimnej wodzie oraz wlewała chłodzące wywary między jego bezsilne, trupioblade wargi.

A do kogo się modliła? Do czegoś, do czegokolwiek. Prosiła, błagała, żądała, żeby pozostał przy życiu.

Do licha! Składała obietnice chyba wszystkim bogom, do których się zwracała. W ten sposób była teraz wyznawczynią Jahwe, Allacha oraz Trójcy Świętej, do tego jeszcze dorzuciła Hipokratesa i płakała z wdzięczności dla nich wszystkich, kiedy na twarz pacjenta wystąpił pot, a rzężenie zmieniło się w spokojne, naturalne chrapanie.

Następnym razem, kiedy się obudził, obserwowała jego dłoń, instynktownie szukającą czegoś pod kocem. Ale prymitywni ci mężczyźni.

– Nadal na swoim miejscu. – Oczy zamknęły się z ulgą.

– Tak – powiedziała. Nawet stojąc u bram śmierci, pamiętają o swojej płci. Kogucik, zaiste, agresywny eufemizm.

Oczy otworzyły się ponownie.

– Wciąż tu jesteś?

– Tak.

– Jak długo?

– Pięć dni i… – spojrzała w stronę okna, gdzie popołudniowe słońce słało promienie przez szczeliny prosto na deski podłogi – i około siedmiu godzin.

– Tak długo. Niech mnie szlag! – Spróbował unieść głowę. – Gdzie jesteśmy?

– Na szczycie wieży. – Wkrótce po operacji, którą przeprowadziła na kuchennym stole u szeryfa, Mansur zaniósł pacjenta do wysokiej komnaty, zajmowanej przez Żydów, wykazując się niesamowitą siłą. Zrobił to, żeby medyczka i pacjent mieli spokój oraz ciszę, kiedy trwać będzie walka o życie.

W pokoju brakowało ustronnego miejsca. Na szczęście Adelię otaczali ludzie, którzy chętnie, a nawet gorliwie biegali po schodach, nosili nocniki, przeważnie kobiety, wdzięczne sir Rowleyowi za to, że stanął w obronie żydowskiego grobu. W rzeczy samej rannego ratowano wspólnym wysiłkiem i jeśli nawet Adelia nie przyjęła proponowanej jej pomocy, to tylko dlatego, że nie chciała urazić Mansura i Gylthy, którzy też traktowali całą sprawę osobiście.

Przez nieoszklone okna wpadł podmuch wiatru, pozbawiony odoru wyczuwalnego w dolnych partiach zamku, gdzie mieściły się otwarte szamba. Psuła go jedynie woń Stróża, który wszedł przez szczelinę ze schodów, na które go wypędzono. Nawet po kąpieli futro psa niemal od razu zaczęło cuchnąć tak, że smród atakował nos. Tylko na taki atak stać było to zwierzę. Znamienne, że Stróż nie wziął udziału w potyczce w ogrodzie szeryfa, gdzie powinien przecież stanąć w obronie swojej pani.

– Czy zabiłem tego niegodziwca? – zapytał głos z łóżka.

– Rogera z Acton? Nie, czuje się dobrze, chociaż został zamknięty w donżonie. Udało ci się okaleczyć rzeźnika Quinciego i sieknąć Colina od Świętego Idziego w szyję, jest jeszcze sprzedawca odpustów, którego widoki na zostanie ojcem nie są tak dobre jak twoje, ale mistrz Acton wyszedł cały.

– Merde.

Nawet tak krótka rozmowa go zmęczyła. Usnął. Kopulacja przede wszystkim, pomyślała. Potem bitwa. A chociaż jesteś teraz zdecydowanie szczuplejszy, widać po tobie skutki nieumiarkowania w piciu. I pychy. W sumie, większość grzechów głównych. Zatem dlaczego, z całej ludzkości, właśnie ty jesteś dla mnie tym jedynym?