Выбрать главу

Czyli mnisi z Barnwell też pływają rzeką, aby zaopatrywać swoich pustelników oraz zakonnice.

– Przecież jest wieczór – stwierdziła Adelia. – Dlaczego płyną tak późno? Brat Gilbert nie zdąży wrócić na kompletę.

Ludzie religijni żyli, trzymając się ściśle godzin kanonicznych. Całemu Cambridge kościelne dzwony służyły jako zegar; wedle nich się umawiano, przy nich przekręcano klepsydry, według nich zaczynano i kończono różne sprawy. Bijąc na laudę, wzywały chłopów na pola, na nieszpory posyłały ich do domów. A w nocy ich głos dostarczał mieszczanom złośliwej satysfakcji, że mogą zostać w łóżkach, podczas gdy zakonnice oraz mnisi muszą opuszczać swoje cele i klasztorne sypialnie, aby śpiewać na jutrzni.

Na brzydkiej twarzy Ulfa nagle pojawiło się olśnienie.

– Wiem dlaczego – powiedział. – Dzięki temu mogą się zatrzymywać na noc na polu. Mogą się porządnie wyspać pod gwiazdami, nazajutrz polować albo łowić ryby, mogą odwiedzić kolegę, oni wszyscy tak robią, oczywiście mniszki mają przewagę, mówi babka, bo nikt nie wie, co tam wyprawiają w lesie. Ale…

Nagle spojrzał na nią przymrużonymi oczyma.

– Brat Gilbert? Odwzajemniła spojrzenie.

– To mógł być on.

Jak bardzo dzieci narażone są na ciosy, pomyślała. Skoro Ulf, przy całym sprycie swojej matki i wiedzy na temat morderstw, dopiero teraz zaczął podejrzewać kogoś, kogo znał, to pozostali musieli być łatwym łupem.

– Braciszek Gil jest bardzo nerwowy – niechętnie powiedział dzieciak – ale jest sympatyczny, miło rozmawia z młodszymi. I jest krzy… – Ulf z klapnięciem zasłonił sobie usta dłonią, Adelia po raz pierwszy ujrzała go zmieszanego. – On przecież był na krucjacie!

Słońce już zaszło i coraz mniej łodzi pływało po Cam, zostały tylko te, które miały latarnie na dziobie, rzeka zaczęła więc przypominać bezładny naszyjnik ze świateł.

Oboje wciąż siedzieli bez ruchu, nie chcieli stamtąd odchodzić, rzeka ich przyciągała i odpychała zarazem, byli tak blisko dusz dzieci, które zabrała, że wydawało się, iż szum trzcin niesie teraz ich szepty.

Ulf się skrzywił.

– Dlaczego, do licha, tego wszystkiego nie da się cofnąć? Adelia objęła go ramieniem, mogłaby nad nim zapłakać. O tak, zawrócić naturę i czas. Sprowadzić ich do domu

Matylda W. piskliwym głosem wezwała na wieczerzę.

– No to co z jutrem? – zapytał Ulf, kiedy szli już do domu. – Możemy zabrać starego Czarnuszka. On nieźle radzi sobie z tym drągiem do łodzi.

– Nawet mi się nie śni iść bez Mansura – oznajmiła – ale jeśli ty nie okażesz mu szacunku, to zostajesz.

Adelia wiedziała, podobnie jak Ulf, że muszą zbadać rzekę. Gdzieś przy brzegu stał dom, a może zaczynała się jakaś wiodąca do niego ścieżka, było miejsce, gdzie wydarzyły się straszne rzeczy, tak okropne, iż na pewno od razu pozna, że tam się działy.

Może na zewnątrz nie będzie żadnego wyraźnego znaku, ale ona na pewno się zorientuje.

Tamtej nocy na drugim brzegu Cam stała samotna postać. Adelia dostrzegła ją przez otwarte okno swojej izby na piętrze, kiedy czesała włosy. Wystraszyła się tak bardzo, że aż nie mogła drgnąć ze zgrozy. Przez chwilę ona i cień pod drzewami wpatrywali się w siebie tak intensywnie, jak kochankowie rozdzieleni przepaścią.

Wycofała się, zdmuchnęła świeczkę i macając w poszukiwaniu sztyletu, który nocą trzymała na stoliku obok łóżka, nie ważyła się oderwać oczu od postaci po drugiej stronie rzeki, tak na wypadek gdyby postać ta skoczyła przez wodę i wtargnęła oknem.

Kiedy już miała stal w dłoni, poczuła się lepiej. Śmieszne. Przecież by dostać się do okna, to coś musiałoby mieć skrzydła lub drabinę oblężniczą. Teraz jej nie mogło widzieć, dom skrywały ciemności.

Ale kiedy zamykała okiennice, wiedziała, że postać cały czas ją obserwuje. Czuła oczy przewiercające ją na wylot, kiedy boso człapała na dół, by upewnić się, czy wszystkie wejścia są zaryglowane. Stróż szedł za nią niechętnie.

Kiedy dotarła do głównej sali, dwa ramiona gwałtownie uniosły broń nad głowę.

– O, do licha – powiedziała Matylda B. – Niemal przez ciebie nie umarłam ze strachu.

– Ja tak samo – odparła Adelia. – Ktoś jest po drugiej stronie rzeki. Dziewczyna opuściła pogrzebacz.

– Jest tam co noc, od kiedy poszłaś na zamek. Patrzy, zawsze patrzy. A jedyny mężczyzna tutaj to mały Ulf.

– Gdzie jest Ulf? Matylda wskazała schody na poddasze.

– Śpi bezpiecznie.

– Jesteś pewna?

– Oczywiście. Obie kobiety popatrzyły przez rozetowe okno.

– Poszedł. To, że owa postać zniknęła, było jeszcze gorsze, niż gdyby stała tam dalej.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Adelia domagała się wyjaśnień.

– Uznałam, że i tak masz już dużo na barkach. Ale powiedziałam strażnikom. Gówno się przejęli. Nikogo ani niczego nie widzieli, co zresztą nie dziwi przy tym hałasie, jakiego narobili, gdy szli tu po moście… Uznali, że to pewnie jakiś podglądacz.

Matylda B. przeszła na środek izby i odłożyła pogrzebacz na miejsce. Przez chwilkę drżał na kracie paleniska, jakby ręka, która go trzymała, trzęsła się za bardzo, by go od razu wypuścić.

– To nie był jakiś podglądacz, prawda?

– Nie.

Nazajutrz Adelia przeniosła Ulfa na zamkową wieżę, żeby mieszkał tam z Gylthą i Mansurem.

Rozdział 13

Nie pójdziecie beze mnie – oznajmił sir Rowley, z trudem wydostając się z łóżka. Upadł na podłogę. – Au, au, niechaj Bóg sprawi, aby zgnił ten Roger z Acton. Dajcie mi nóż, a odetnę mu jaja, zrobię z nich przynętę na ryby, ja…

Adelia i Mansur, starając się nie śmiać, unieśli chorego z podłogi i położyli z powrotem na posłaniu. Ulf podniósł jego szlafmycę i założył mu z powrotem na głowę.

– Z Mansurem i Ulfem będzie bezpiecznie – oznajmiła – i pójdziemy za dnia. Z drugiej strony, tobie przyda się nieco ćwiczeń. Jakiś spokojny spacer dookoła izby, żeby wzmocnić mięśnie, to jak widzisz wszystko, do czego jesteś teraz zdolny.

Poborca podatków warknął wściekle i walnął pięścią w posłanie, co wywołało kolejny okrzyk, tym razem bólu.

– Daj spokój z tymi bzdurami – powiedziała Adelia. – W każdym razie, to nie Acton trzymał nóż. Nie jestem pewna, kto to był, takie było zamieszanie.

– Nieważne. Chcę, żeby on zawisł, zanim podczas sądów zauważą jego tonsurę i puszczą go wolno.

– Powinien zostać ukarany – zgodziła się. Acton bez wątpienia odpowiadał za podburzenie tych ludzi, którzy wtargnęli na zamek, by zbezcześcić grób Szymona.