Zakonnica jednak na to nie zważała.
– Taki był jego wybór. Mogłam wędrować dalej nocą, gdybyś był z nami i nas chronił. Tylko cztery mile zostały do Cambridge. Święty Piotruś czeka na relikwiarz, aby spoczęły w nim jego kości, i trwa to już wystarczająco długo.
– Można było zabrać kości ze sobą, pani. Wędrówka przeoryszy do Cambridge stanowiła nie tylko świątobliwą pielgrzymkę, ale także miała na celu odebranie relikwiarza, zamówionego dwanaście miesięcy wcześniej u złotników od Świętego Tomasza Becketa. Zakonnica łudziła się, że kiedy szkielet nowego świętego jej zgromadzenia, który leżał dotąd w pośledniej skrzyni w Cambridge, spocznie w ozdobnej trumnie, to można za sprawą owych kości oczekiwać wielkich rzeczy.
– Niosę jego świętą kostkę ręki – rzuciła – a gdyby przeor Gotfryd miał wiarę, ta kostka wystarczyłaby, aby ukoić jego cierpienia.
– Nawet jeśli, matko, to nie mogliśmy zostawić biednego przeora w jego stanie w rękach obcych, nieprawdaż? – łagodnie zapytała drobna mniszka.
Jednak przeorysza najwyraźniej potrafiłaby coś takiego zrobić. Nikt chyba mniej od niej nie lubił przeora Gotfryda.
– On ma swojego własnego rycerza, czyż nie?
– Potrzeba dwóch, aby stróżować całą noc, pani – odparł sir Gerwazy. – Jednego, by pilnował, podczas kiedy drugi śpi.
Był rozeźlony. W rzeczy samej obaj rycerze mieli zaczerwienione oczy, tak jakby żaden z nich nie odpoczywał.
– A ja, czy mogłam zaznać snu? W tym całym zamieszaniu, wśród plączących się wszędzie ludzi? I dlaczego on zażądał podwójnej straży?
Większość niesnasek między konwentem Świętej Radegundy a kanonią Świętego Augustyna w Barnwell brała się z podejrzeń przeoryszy Joanny, że przeor zazdrości jej cudów dokonywanych za sprawą kości świętego Piotrusia. Teraz, gdy zyskają odpowiednią oprawę, ich sława będzie się szerzyć, pątnicy wędrujący do nich powiększą dochód klasztoru, będzie się dokonywać więcej cudów. I, bez wątpienia, przeor Gotfryd czuł przez to zawiść.
– Załatwmy swoje sprawy, nim on wydobrzeje. – Rozejrzała się wokół. – Gdzie jest Hugo z moimi ogarami? Do czorta, z pewnością w ogóle nie zabierze ich na to wzgórze.
Sir Joscelin od razu ruszył na poszukiwania krnąbrnego łowczego. Sir Gerwazy, którego psy znajdowały się w sforze Hugona, ruszył w ślad za nim.
Przeor, wyspawszy się dobrze, odzyskiwał siły. Siedział na kłodzie i jadł jajka usmażone na patelni przez wędrowców z Salerno. Nie wiedział, o co najpierw zapytać.
– Jestem zaiste zdumiony, mistrzu Szymonie – powiedział. Drobny człowieczek siedzący naprzeciwko skinął głową ze współczuciem.
– Rozumiem cię, panie. Certum est, ąuia impossibile.
To, że ów obdarty domokrążca cytował Tertuliana, zadziwiło przeora jeszcze bardziej. Kim są ci ludzie? Tak czy owak, starożytny mędrzec miał rację; musiało to być prawdą, albowiem było niemożliwe. Dobrze, a zatem pierwsze pytanie.
– Dokąd ona poszła?
– Lubi spacerować po wzgórzach, mój panie, studiować naturę, zbierać zioła.
– Powinna uważać, wędrując po tym tutaj; miejscowi omijają je szerokim łukiem, zostawiają je owcom, mawiają, że Krąg Wandlebury nawiedzany jest przez dziki gon i wiedźmy.
– Mansur zawsze jej towarzyszy.
– Ten Saracen? – Przeor Gotfryd miał się za człowieka o szerokich horyzontach, poza tym był wdzięczny, jednak poczuł się też rozczarowany. – Czyli ona jest wiedźmą?
Szymon się skrzywił.
– Panie, błagam… Gdybyś mógł unikać tego słowa w jej obecności… Ona jest znakomicie wykształconym medykiem. – Przerwał na chwilę. – Choć nietuzinkowym – dodał, znowu ściśle trzymając się prawdy. – Szkoła w Salerno pozwala praktykować niewiastom.
– Słyszałem o tym – powiedział przeor. – Salerno, ech? Nie wierzyłem w to, nie bardziej niż w latające krowy. Wygląda na to, że muszę zacząć wypatrywać krów nad głową.
– Zawsze tak najlepiej, mój panie.
Przeor włożył do ust nieco jajecznicy i rozejrzał się, podziwiając zieleń wiosny, ciesząc się świergotem ptaków, czego nie czynił już od jakiegoś czasu. Zaczynał inaczej widzieć całość spraw. Ta grupka, choć bez wątpienia niewyglądająca na szacowną, była jednak uczona; a w takim razie jej wygląd wprowadzał w błąd.
– Mistrzu Szymonie, ta niewiasta mnie uratowała. Czy tej szczególnej operacji nauczyła się w Salerno?
– Mniemam, że nauczyła się jej od najlepszych egipskich medyków.
– Niesamowite. Powiedz mi, ile mam jej zapłacić.
– Ona nie przyjmie żadnej zapłaty.
– Naprawdę? – Robiło się coraz ciekawiej, z minuty na minutę. Przecież ani ten mężczyzna, ani owa kobieta nie wyglądali na takich, co mają choć szylinga przy duszy.
– Mistrzu Szymonie, ona mnie sklęła.
– Panie, przyjmij moje przeprosiny. Obawiam się, że jej umiejętności nie obejmują dwornych manier.
– Nie, rzeczywiście nie obejmują. – Ani też, jak zdołał do tej pory zauważyć, niczego, co zazwyczaj umiały niewiasty. – Wybacz mi, staremu człowiekowi, impertynencję, ale bym mógł się do niej zwracać jak należy, z którym z was jest ona… związana?
– Z żadnym, mój panie. – Domokrążca wydawał się bardziej rozbawiony niż urażony. – Mansur to jej sługa, eunuch, takie bowiem nieszczęście go spotkało. Ja sam jestem oddany żonie i dzieciom, pozostałym w Neapolu. Nie ma tu żadnego związku w takim sensie… Jesteśmy tylko sojusznikami, złączonymi przez okoliczności.
Przeor, choć nie był człowiekiem łatwowiernym, uwierzył mu, co jeszcze tylko powiększyło jego ciekawość. Co, do diaska, tych troje tutaj robiło?
– Tak czy owak – powiedział głośno i surowym tonem – muszę wam rzec, że czegokolwiek szukacie w Cambridge, narazicie się na szwank waszą niezwykłością. Niewiasta medyk winna mieć towarzyszkę niewiastę.
Tym razem to Szymon był zaskoczony, a przeor Gotfryd widział, że ów mężczyzna rzeczywiście traktuje tę kobietę wyłącznie jak towarzysz.
– Przypuszczam, że powinna – stwierdził Szymon. – Kiedy wyruszaliśmy na naszą misję, była z nami niewiasta, jej niania, jednak owa stara kobieta zmarła po drodze.
– Radzę znaleźć inną. Przeor milczał chwilę, potem zapytał jeszcze:
– Wspomniałeś o misji. Mógłbym zapytać, na czym ona polega? Szymon jakby się zawahał.
– Mistrzu Szymonie – dodał Gotfryd. – Zakładam, że nie przebyliście tej całej drogi z Salerno tylko po to, by sprzedawać cudowne mikstury. Jeśli wasza misja jest delikatna, możecie mi o niej powiedzieć bez lęku.
Widząc, że mężczyzna wciąż się waha, przeor mlasnął i wyłuszczył to, co było wszak oczywiste.